Stephen King - Pan Mercedes. Napisałem o książce. - fsm - 29 lipca 2014

Stephen King - Pan Mercedes. Napisałem o książce.

Cześć, jestem Filip i jestem kingoholikiem. Od kiedy będąc teoretycznie zbyt młodym przeczytałem Miasteczko Salem, a zaraz potem Cujo (pozdrawiam mamę, która podsunęła mi te książki), zostałem schwytany w ciągle rozrastającą się pajęczynę powieści i opowiadań Stephena Kinga. Sukcesywnie poznawałem kolejne jego dzieła i poza kupowaniem nowych pozycji, staram się nadrabiać również te starsze, które z różnych względów ominąłem. Zanim jednak przyznam się, że nadal nie ukończyłem Mrocznej wieży... (ups), to koniecznie muszę zaprosić do przeczytania kilku akapitów o Panie Mercedesu... tzn. Panu Mercedesie. Oto detektywistyczna intryga od pana Kinga bez żadnego ducha. Serio.

Nie będę trzymał nikogo w napięciu - nawet najgorszy King jest w stanie wygenerować u mnie sporo ekscytacji, a gdy jest dobrze, to ekscytacja się wzmaga. Pan Mercedes jest dobrą powieścią, choć "król horroru" bez wątpienia stworzył rzeczy lepsze (choćby Worek kości, Bastion czy rewelacyjny Wielki marsz). Tu i tam pojawiały się informacje, jakoby był to debiut pisarza w gatunku powieści detektywistycznej, ale znający bibliografię autora wiedzą, że zarówno broszurkowy Corolado Kid, jak i całkiem świeży Joyland miały w sobie bardzo dużo z tego nurtu. Tym jednak razem King stawia na klasyczną zabawę w kotka i myszkę bez najmniejszego nawet pierwiastka nadprzyrodzonego. I wyszło zacnie.

Pan Mercedes ma dwóch głównych bohaterów i to stanowi o sile tej książki. Tytułową postacią jest piekielnie inteligentny psychopata, który na samym początku historii rozjeżdża mercedesem kilkanaście osób, zaś po drugiej stronie barykady stoi łysiejący, emerytowany policjant z nadwagą, który bardzo poważnie rozważa opcję popełnienia samobójstwa. Gdy morderca próbuje podpuścić gliniarza do pociągnięcia za spust, nieświadomie daje mu kopa do działania i od teraz będzie musiał zmagać się z bardzo zdeterminowanym (i pozbawionym ograniczeń wynikających z policyjnych procedur) oponentem.

Powieść zbudowana jest na ciągłej zmianie perspektywy. Poznajemy lepiej detektywa Billa Hodgesa, wiemy co go napędza, jakie mam metody, z kim się zadaje, a potem hyc - skaczemy na drugą stronę i śledzimy młodego Brady'ego, który pragnie czegoś więcej, niż niesławy "mordercy z mercedesa". Role łowcy i zwierzyny zmieniają się kilkukrotnie, ale tak naprawdę Pan Mercedes jest bardzo prostolinijny. Zły pan knuje, dobry pan chce mu przeszkodzić. Brakuje zaskakujących zwrotów akcji i potrójnego dna, czytelnik zastanawia się tylko kto kogo przechytrzy. I to wystarcza, bo te ponad 500 stron czyta się dobrze. Miejscami wręcz rewelacyjnie. Dlaczego?

Gdy King nie ucieka w świat upiorów i ukrytych rzeczywistości, skupia się na tym, co mu wychodzi najlepiej - potwornej masie detali budujących świat oraz niesamowitemu zmysłowi do snucia opowieści, jakby od niechcenia. Krok po kroku zbliżamy się do wielkiego finału, a gdy przekroczy się magiczną barierę, to akcja leci do przodu na złamanie karku i absolutnie nie sposób się oderwać. Zanim to nastąpi jest kilka dłużyzn, ale tak jest chyba w każdej jego książce. Jedyny większy zgrzyt to ponowne wykorzystanie pewnego istotnego motywu, który pojawił się wcześniej w Worku kości. Fabularnie robi wrażenie, ale tylko po raz pierwszy - zabrakło mi niespodzianki. Poza tym ten "debiut" jest zdecydowanie udany. Pan Mercedes to przykład rzemieślniczej roboty wykonanej z wielką pasją, niesłabnącą od ponad 4 dekad tworzenia. Fanom polecać nie trzeba.

fsm
29 lipca 2014 - 19:38