Square zaprasza na arenę – przyjmiesz wyzwanie? - Brucevsky - 29 lipca 2014

Square zaprasza na arenę – przyjmiesz wyzwanie?

Źródło: http://www.comicvine.com/forums/battles-7/norman-mighty-max-versus-hercules-marvel-689130/

SquareEnix (dawniej Squaresoft) ma w swoim dorobku wiele znakomitych produkcji. Japońscy twórcy stworzyli dziesiątki świetnych jRPG-ów i zaprojektowali do tej pory bardzo wiele niezwykłych uniwersów oraz charakterystycznych bohaterów. Nie tylko jednak z fantastycznych światów i charyzmatycznych herosów słyną dzieła mistrzów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Równie znane są często obecne w ich produkcjach "areny" ze specjalnymi, bardzo trudnymi przeciwnikami, na których sprawdzić mogą się najbardziej ambitni posiadacze konsol i komputerów.

To właśnie w tych miejscach kierowana przez gracza drużyna herosów zyskuje szansę, by ostatecznie przetestować swoją siłę, umiejętności magiczne i odporność na różne typy ataków. To tam hartuje się stal, a pewny siebie gracz zyskuje okazję, by sprawdzić swoje umiejętności taktyczne, refleks, cierpliwość i zdolność przewidywania ruchów przeciwników. Tam właśnie występują jedne z największych wyzwań, jakie czekają na spragnionych ich miłośników wirtualnej rozrywki.

Nawet tak kolorowa i sympatyczna produkcja jak Kingdom Hearts ma swoje miejsce, gdzie przepakowani bossowie z łatwością wdeptują w ziemię głównych bohaterów. Arenę Herkulesa twórcy sprytnie wpletli w całą historię Sory i jego kompanów, by po pewnym czasie odsłonić karty i ujawnić, że to kolejna inkarnacja ich słynnej sali tortur, gdzie gracz szybko poznaje swoje miejsce w szeregu i dowiaduje się, czym jest naprawdę trudna walka z bossem. Kolejne rundy pierwszych trzech turniejów pokonuje się jeszcze z łatwością. To jednak tylko wprawka, rozgrzewka przed prawdziwym wyzwaniem, które serwuje turniej Hadesa i późniejsze pojedyncze pojedynki z Lodowym Gigantem i Sephirothem. Pięćdziesiąt rund ostrej wymiany ciosów z rozmaitymi grupami przeciwników i wcześniej spotkanymi bossami przynosi pierwsze większe wyzwanie. Prawdziwy horror zaczyna się jednak, gdy pewny siebie gracz zdecyduje się stawić czoła legendarnemu przeciwnikowi z Final Fantasy 7. Sephiroth jest bezwzględny, zabójczy, potwornie silny i niesamowicie szybki. Nie na darmo nosi tytuł jednego z najtrudniejszych bossów w historii gier, oponenta, na którego powstało już kilkadziesiąt poradników i strategii walki. Z moimi przeciętnymi umiejętnościami i nawet nieźle podpakowanym bohaterem wytrzymałem z nim na arenie kilkanaście sekund, przez większość czasu rozpaczliwie się broniąc i walcząc o utrzymanie się przy życiu.

Kingdom Hearts to pierwszy z brzegu tytuł w dorobku Square, w którym obecna jest taka arena pełna wyjątkowych wyzwań. W Final Fantasy 7 gracz mógł sprawdzić swoje umiejętności w podobny sposób na polu walki w Gold Saucer, gdzie nie tylko bił się z rozmaitymi oponentami, ale jednocześnie grał też w wyjątkową modyfikację ruletki. W niej można było wygrać dodatkowe zdrówko czy pozytywne statusy, ale też wyłączyć sobie np. komendę odpowiedzialną za magię czy zamienić się w żabę. To iście szatańskie, perfekcyjnie zaplanowane narzędzie tortur potrafiło pochłonąć godziny, testując cierpliwość i szczęście grającego. A walczyć było o co, bo za zebrane za udział w turnieju punkty czekały cenne nagrody. Gdy jednak losowość przestawała bawić, zawsze można było wrócić na mapę świata i poszukać jednego z legendarnych już dzisiaj Weaponów. Emerald czy Ruby to  symbole "siódemki", które wielu graczy zmusiły do nadludzkiego wysiłku.

Kolejna część słynnej serii może nie miała areny sensu stricto, ale spragnieni bólu i cierpienia mogli zawsze udać się na Island Closest to Hell, by stawić czoła przepakowanym przeciwnikom. Silny i wytrzymały T-Rex lub potrafiący zamienić Squalla i spółkę w konający zbiór wszystkich negatywnych statusów Malboro chętnie witali nieświadomych zagrożenia podróżnych. A w grze przecież byli też i ukryci dodatkowi bossowie, z Omegą Weaponem na czele. Ostateczny sprawdzian dla długo trenowanej drużyny.

Najbogatsze pod względem liczby trudnych wyzwań wydaje się Final Fantasy X. Tam kierujący drużyną Tidusa i Yuny gracze mogli nie tylko zmierzyć się z kilkunastoma wybitnie upierdliwymi i karzącymi za każdą pomyłkę przeciwnikami na specjalnej arenie, ale poznać też definicję „sromotnej klęski” w walkach z Dark Aeonami. Konfrontacje z bóstwami z ciemnej strony mocy wymagały długich godzin przygotowań i planowania, a potem perfekcyjnej realizacji założeń i szczypty szczęścia, by  zakończyć się czymś innym, niż radośnie bijający w gracza z ekranu napisem „Game Over”. Równie trudno było przetrwać potyczki z bestiami z "Monster Areny", które ze swoimi liczonymi w setkach tysięcy punktami zdrowia, licznymi odpornościami na ataki, mocarnymi czarami oraz zdolnościami potrafiły łatwo wgnieść ekipę gracza w ziemię.

O produkcjach Square rzadko kiedy mówi się w kontekście gier trudnych. Podstawowy tryb fabularny z reguły rzeczywiście jest prosty, a finałowe starcia nie nastręczają problemów dobrze przygotowanej drużynie. Wystarczy jednak zagłębić się w daną produkcję, by odkryć, że japońska szkoła rzucania hardcorowych wyzwań obecna jest też w słynnych jRPG-ach specjalistów od tego gatunku. Dowodzą tego choćby wyżej wymienione przykłady, ot mały wycinek z bogatego dorobku projektantów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Skończyłeś Dark Souls i wciąż ci mało? Zajrzyj na arenę Square! Ja już nie mogę się doczekać niespodzianek, które twórcy przyszykowali dla mnie w innych swoich tytułach.

Brucevsky
29 lipca 2014 - 20:28