Smutna wiadomość o samobójstwie aktora komediowego Robina Williamsa obiegła kilka dni temu cały internet trafiając również na Gameplay, więc zapewne doskonale o niej wiecie. W niniejszym wpisie chcę jednak poruszyć dwie kwestie, które nie zawsze omawiane były w newsach o jego śmierci – to jak wielkim był fanem gier wideo oraz to, z jak dużym, lecz ignorowanym w społeczeństwie problemem się zmagał.
Robin Williams popełnił samobójstwo w poniedziałek 11 sierpnia. 63-letni aktor powiesił się w swoim domu w północnej Kalifornii. Wspominać będziemy go przede wszystkim za fantastyczne role w wielu niezapomnianych filmach. Good Morning, Vietnam czy Stowarzyszenie Umarłych Poetów zna każdy miłośnik kina. Ludzie których dzieciństwo przepadało na pierwszą połowę lat 90. zapamiętają go natomiast jako dorosłego Piotrusia Pana w filmie Hook reżyserii Stevena Spielberga, czy jako głos Dżina z disneyowskiego Alladyna.
Ja sam zapamiętam go chyba jednak przede wszystkim, jako człowieka będącego wielkim miłośnikiem gier wideo. Niewielu celebrytów przyznaje się do zainteresowania naszym hobby, a Robin Williams robił to od zawsze. Spytacie, jak wielkim fanem gier był? Tak dużym, że swojej córce nadał imię Zelda na cześć księżniczki z serii The Legend of Zelda, zaś jednemu z synów Cody na cześć bohatera Final Fight.
Jako wielki miłośnik produkcji Nintendo, został zaproszony przez japońską firmę do wystąpienia wraz ze swoją córką w filmach promujących 3DS-a. W 2013 roku w ramach sesji pytań i odpowiedzi, tzw. AMA (Ask Me Anything), zorganizowanej w serwisie Reddit opowiadał szerzej o swoim zainteresowaniu grami. Wiemy, że lubił serie Wizardry, Warcraft, Half-Life, Battlefield… a także Call of Duty, o którym pisał:
„Czekam na kolejną odsłonę Call of Duty. Gdy odwiedzam naszych żołnierzy w Iraku czy Afganistanie, widzę jak wracają z patrolu i idą pograć w Call of Duty. Mówię wtedy: "Przecież macie to na co dzień! A mimo to gracie w tę grę...”
Dziś, wiemy już, że jako miłośnik Warcrafta Robin Williams zostanie upamiętniony w wirtualnym świecie Azeroth w World of Warcraft. Gdy pojawiła się informacja o śmierci aktora, gracze błyskawicznie zorganizowali petycję do Blizzarda i nie musieli długo czekać. Przedstawiciel firmy odpowiedział na Twitterze, zaznaczając konto Robina Williamsa:
„Dziękujemy Ci, dałeś nam wiele radości w naszym życiach i mamy nadzieję, że czas spędzony w naszym świecie był dla Ciebie przyjemny. Spotkamy się w grze.”
W niniejszym wpisie nie chcę jednak tylko i wyłącznie poruszać kwestii tego, że Robin Williams był graczem. Istotny i przerażający jest bowiem fakt, że aktor odszedł z powodu pogłębiającej się latami depresji. Choroba ta bardzo często ignorowana jest przez społeczeństwo, jako wymysł psychologów i psychiatrów oraz usprawiedliwianie życiowych niepowodzeń i porażek u samych chorych. Co więcej, wielu ludzi cierpiących na depresję bardzo skutecznie to maskuje. Robin Williams był przecież niezwykle wesołym człowiekem. Jak widać, pozory mylą, a sam aktor zapewne potrzebował pomocy.
Prawdopodobnie, depresja Williamsa była również powiązana z faktem, że mógł chorować na tzw. syndrom aspergera. To rodzaj bardzo łagodnego, nierzadko niewidocznego dla osób postronnych autyzmu, który objawia się jednak m.in. silnymi zaburzeniami interakcji społecznych. Robin Williams rozwodził się aż dwa razy i chociaż niewątpliwie kochał swoje dzieci całym sercem, trudno powiedzieć, żeby jego życie prywatne było wybitnie udane.
Historia śmierci Robina Williamsa wyraźnie pokazuje, że nie można ignorować ludzi cierpiących na depresję, gdyż ta, nieleczona może doprowadzić do tragicznych skutków. Warto przy tym dodać, że media podały dziś, iż śmierć aktora skłoniła astronautę Buzza Aldrina, drugiego człowieka, który stanął na Księżycu, do wyznania o swojej chorobie na Facebooku:
„Uważałem Robina Williamsa za przyjaciela i towarzysza w chorobie. Jego odejście jest wielką stratą. Udręka depresji i uzależnień, które jej towarzyszą, dotykają milionów, w tym mnie i członków mojej rodziny - mój dziadek popełnił samobójstwo przed moim narodzeniem, a moja mama w roku, w którym poleciałem na Księżyc - każdego roku taki sam los spotyka setki zaprawionych w bojach ludzi. Każdy z nas i wszyscy jako naród powinniśmy mieć więcej współczucia i okazywać więcej wsparcia wszystkim, którzy cierpią i zapewnić im pomoc, która pozwoli im stawić czoła życiu.”
Wpis kończę więc następującą myślą – rozglądajmy się dookoła siebie i nie ignorujmy wołania o pomoc ludzi, którzy jej potrzebują, nawet jeśli jest ono czasem bezgłośne.