Już niedługo rozpoczyna się trzeci sezon Arrow, o którym zdążyłem już napisać więcej niż kilka słów, z tejże okazji i coby jednocześnie dociągnąć do końca krótki cykl komiksowych artykułów, postanowiłem zebrać w jednym miejscu wszystkie interesujące internetową brać premiery seriali, opartych na popularnych komiksach. Jesteście ciekawi, czy któryś z debiutujących superbohaterów zagrozi niezachwianej dotąd pozycji Olivera Queena?
Jest to interesujące pytanie, bo choć monopol zakapturzonego herosa ze Starling City wydaje się być póki co pewny, za kilka miesięcy sytuacja może się diametralnie zmienić. Kto więc ruszy za tropem komercyjnego sukcesu Arrow?
FLASH
Najbardziej oczywista odpowiedź, bo przecież telewizyjne przygody Barry’ego Allena narodzą się jako pochodna serialu opowiadającym o przystojnym, lecz nieco głupiutkim rozbitku ze słabością do łuku. To właśnie na łamach jego historii zdecydowano się po raz pierwszy pokazać twarzyczkę młodego, błyskotliwego naukowca, który w wyniku padnięcia ofiarą wygodnego dla jego przyszłej superbohaterskiej kariery, wypadku, zostaje obdarzony nadludzką prędkością ruchu. Jakże wymowny jest kadr ze zwiastuna nazwanego „Arrow Meets The Flash”, podczas którego we wzniosłej scenerii i wraz z równie pompatyczną muzyką, widzimy kroczącego Green Arrowa, który wystrzeliwuje ze swojego łuku strzałę pędzącą z niezwykłą prędkością w stronę tarczy. Dzieje się tak tylko do momentu, w którym wyprzedza ją Flash i łapie ją kilka centymetrów od swojej twarzy. Bandziory dostający łupnia od Olivera Queena często pewnie narzekali, że nie mogli się przed nim obronić, bo praktycznie nie wiedzieli, z której strony nadeszło uderzenie czy bełt, cała Ameryka będzie musiała jednak na nowo ustanowić skalę prędkości, gdy do gry wejdzie Flash.
A stanie się to naprawdę niedługo, bo 7 października, kiedy zostanie wyemitowany pilot. Wspomniany trailer nastraja niemal wyłącznie pozytywnie – ujęcia wyglądają na bogatsze niż w Arrow, znacznie bardziej kinowe, a już na pewno wprowadzono efekty specjalne na wyższy poziom, bo te potrafiły przyprawiać o śmiech mieszany z zażenowaniem podczas oglądania przygód Olivera Queena. We Flashu eksplozje, nienaturalne ruchy cieczy lub błyskawice zdają się wyglądać znacznie bardziej wiarygodnie i miejmy nadzieję, że ta jakość będzie już wyznacznikiem wszelkich produkcji CW.
LUKE CAGE
Ta pozycja to enigma, bo tak naprawdę nie wiadomo o niej nic konkretnego, poza tym, że powinna się ukazać na przestrzeni dwóch najbliższych lat pod patronatem platformy Netflix, która to zresztą planuje wielką, komiksową ofensywę. Skoro nie wiemy nic o fabule, poza tym, że będzie ona się koncentrować na postaci jednego z najbardziej promowanych i rozpoznawalnych czarnoskórych superbohaterów, warto byłoby go chyba kompleksowo przeanalizować. Zacznijmy od tego, że młody Luke został wychowany w nowojorskim Harlemie, gdzie szybko wsiąknął w zdemoralizowane towarzystwo. Z czasem popchnęło go ono do pierwszych prawnych wykroczeń, krystalizujących marzenie o tym, że w przyszłości będzie on jednym z największych gangsterów w okolicy. Do czasu, aż zauważył on jednak, jak negatywnie wpływają jego działania na funkcjonowanie rodziny Lucasów. Cage zaczyna więc pracować nad sobą, podejmuje poszukiwania legalnej pracy, los jednak szybko weryfikuje jego szlachetne plany, co kończy się odsiadką, podczas której współpracę nawiązuje z nim dr. Noah Burstein. Pracuje on nad jakże popularnym modelem super-żołnierza, z którego chce uczynić właśnie Luke’a Cage’a. Jak się to wszystko kończy, możecie sobie wyobrazić – były bandyta zyskuje nadludzką siłę czy kondycję, jego skóra opiera się większości obrażeń, a tkanki są w stanie błyskawicznie się reperować. Dołóżmy do tego doświadczenie bojowe, wyniesione z wielu ulicznych rozbojów i mamy materiał na bohatera, w którego powinien się wcielić...
No właśnie – kto? To pytanie zadają sobie media od kilku dobrych miesięcy, prześcigając się w podawaniu kandydatów godnych jednego z członków The New Avengers. Padały więc nazwiska Terry’ego Crewsa, który sam przyznał, że po telefonie od Netflixa dotarłby na plan „Luke’a Cage’a” choćby na piechotę, faworytem internetu wydawał się być jednak Idris Elba, potwierdził on jednak, że producenci znaleźli już odtwórcę tej roli i niestety nie jest to on. Może więc wymieniani Michael Jai White, Tyrese Gibson lub Isaiah Mustafa?
DAREDEVIL
Druga już pozycja, będąca trzonem wspomnianej już wcześniej Netflixowej ofensywy, w rzeczywistości nawet powinno się ją uznawać jako numer jeden – bo i pojawi się wcześniej, wiemy na jej temat całkiem sporo, no i sam główny bohater jest chyba nieco bardziej rozpoznawalny niż eks-więzień opisywany powyżej.
Daredevil wszakże zasłynął w różnorodnym środowisku superbohaterów, swoją wyjątkowo problematyczną, można by pomyśleć, wadą. Konkretniej, jest tu mowa o całkowitej utracie wzroku, z jaką musi sobie radzić na co dzień mieszkający w Nowym Jorku Matt Murdock. Wynagradza on sobie tę niedoskonałość wspaniałym słuchem i umiejętnością klasycznego „dania w mordę”, do którego talent odziedziczył po ojcu-bokserze, po śmierci którego zresztą postanowił wcisnąć się w ciasne, czerwone wdzianko.
W przypadku Daredevila, jak już mówiłem, nie dostajemy pola do spekulacji, bo niemal wszystko jest już jasne – głównego bohatera zagra znany mi głównie z "Zakazanego Imperium" Charlie Cox, który naprawdę nieźle wygląda na pierwszych kadrach, Kingpinem zaś będzie Vincent D’Onofrio. Otwarta zostaje kwestia roli, jaka przypadnie Rosario Dawson, która na pewno załapała się na angaż przy Daredevilu, nie wiadomo jednak, czy wcieli się w Elektrę czy jakąś inną panienkę, która zakręci się przy stworzonym przez Stana Lee bohaterze.
AGENT CARTER
Aby nazywać siebie rzetelnym – wymienię w tym notowaniu również Marvel’s Agent Carter, którego premiera ma ponoć mieć miejsce na początku przyszłego roku. Serial ten będzie poświęcony postaci Peggy Carter, którą można było zobaczyć w ostatnich filmach o Kapitanie Ameryce, a której historia koncentruje się w czasach, kiedy jeszcze dziarski Stark nie fruwał po przestworzach w swojej zbroi Iron Mana, sukcesy zaś odnosił jego ojciec – Howard Stark, w którego wcieli się Dominic Cooper. Wiadomo, że praca pani Carter będzie ściśle powiązana właśnie ze staruszkiem Tony’ego i będziemy mogli śledzić ją przez trzynaście odcinków, z których ma zamiar składać się pierwszy sezon.
GOTHAM
DC nie byłoby jednak sobą, gdyby na ten zmasowany atak swojego głównego konkurenta – Marvela – nie zareagowało w żaden sposób, dlatego też ich główną pozycją w telewizyjnej ramówce przyszłych kilkunastu miesięcy będzie najprawdopodobniej Gotham, czyli serial stanowiący niejako wprowadzenie do uniwersum Batmana. Jego akcja koncentruje się bowiem na ponurych czasach, kiedy to w tytułowym Gotham panował chaos, a po mrocznych zaułkach poza bandziorami kręciły się tylko szczury. Z taką rzeczywistością musi zmierzyć się młody, gołowąsy Jim Gordon, dopiero co rozpoczynający swoją karierę w policji. Nie jest on świadomy tego, że obecnie podejmowana przez niego walka z przestępczymi symbolami jego rodzinnego miasta – Penguinem, Riddlerem, Two-Face’m czy Jokerem – będzie stanowiła jego chleb powszedni i za kilkanaście lat, kiedy to wesprze w walce z szumowinami samego Batmana (który wystąpi w serialu pod postacią młodego Bruce’a Wayne’a).
Gotham zdaje się być pewniakiem do podbicia kategorii „serial oparty na komiksie o superbohaterach” i takim wrażeniem napawa choćby obsada tego debiutującego właśnie teraz (pilot został po raz pierwszy wyświetlony wczoraj) serialu: głową projektu jest doświadczony w branży Bruno Heller, pracujący wcześniej nad świetnym Rzymem czy przyzwoitym Mentalistą, głównego bohatera odgrywa Ben McKenzie, a więc gwiazda Southland, na drugim planie zaś przebija się choćby kreacja Donala Logue’a, którego mogliście ostatnio oglądać czy to w Synach Anarchii, czy w Wikingach.
CONSTANTINE
Na tę jesień pojawi się także drugi serial oparty na twórczości artystów z DC Comics, czyli Constantine, nastroje wobec niego są chyba jednak nieco mniej pozytywne. Nie znaczy to jednak, że nie ma cienia szans na to, aby te trzynaście odcinków przedstawiających historię brytyjskiego egzorcysty miały okazać się czymś więcej niż tylko przyzwoitym seansem. Dziennikarze, którzy mieli już okazję ujrzeć oblicze pierwszego odcinka Constantine zauważają jednak, że brakuje mu pazura, krzywdzące są też ograniczone ramy tego, co może pokazać telewizja, nie jest więc wystarczająco mroczno, a z obsady wrażenie robi jedynie główny bohater, rolę którego objął Matt Ryan, nadający się na słynnego okultystę znacznie lepiej niż Keanu Reeves.
Ciężko jednak stwierdzić, czy wystarczy to aby utrzymać Johna Constantine’a na rozkładzie NBC, zwłaszcza, że – jak łatwo zauważyć – jesień będzie wyjątkowo sroga dla premierowych seriali. Trzymam jednak kciuki za to, aby to połączenie Castiela (prochowiec) z młodym Stingiem (włosy) osiągnęło sukces nawet mimo tego, że głównemu bohaterowi nie będzie dane zapalić choćby jednego papierosa (chore wymogi stacji).
THE PREACHER
Ostatni tytuł na tej liście dodany został raczej z sympatii, którą na ogromną skalę dażę Kaznodzieję, mimo tego, że przeczytałem raptem kilka numerów (zrobiły one na mnie wielkie wrażenie) – prawa do przeniesienia historii z tego komiksu na ekrany telewizorów leżą w rękach telewizji AMC, stojącej choćby za wielkim Breaking Bad. Porównanie jednak wyzwania, jakim było stworzenie serialu o Walterze White, wobec którego nikt nie miał żadnych oczekiwań, do spełnienia bardzo bogatej wizji twórców – Gartha Ennisa (to on stoi również za Constantine) i Steve’a Dillona, będacej obiektem kultu wielu ludzi z całego świata, wydaje się być wręcz nie na miejscu.
Nieco pozytywnie nastrajają wieści, że głowami tego projektu zostali kilka miesięcy temu choćby popularny Seth Rogen, Evan Goldberg czy też Sam Catlin, z oczywistym wsparciem Ennisa i wszyscy razem starają się przekonać, że mimo braku znanej z komiksu częstotliwości „fucków” oraz podobnych wyrażeń, klimat pierwowzoru zostanie zachowany. Nie wiadomo jednak nic na temat obsady, która w przypadku Kaznodziei jest bodaj najważniejsza – bez rzetelnie przedstawionych bohaterów to show nie ma prawa się udać. Przypomnę, że chodzi o wykreowanie wizerunków choćby Jessiego Custera – księdza, dysponującego niezwykłą umiejętnością nazwaną „The Word of God”, dzięki której może rozkazywać każdej napotkanej istocie (która będzie w stanie go zrozumieć). W komiksie jego głównym zajęciem było poszukiwanie samego Stworzyciela, aby zadać mu kilka niewygodnych pytań. Podczas wędrówki towarzyszą mu wampir Cassidy i była dziewczyna Tulip, lecz nie mniej istotnym bohaterem jest The Saint of Killers, podążający śladami Custera. Jeżeli to się uda, będziemy mieli do czynienia z tworem na miarę Breaking Bad.
Zapomniałem o czymś? Znaleźliście na tej liście coś dla siebie? Dajcie znać w komentarzach!