'Więzień labiryntu' (ang. The Maze Runner) czyli film który zdecydowanie warto zobaczyć. - Qualltin - 28 września 2014

"Więzień labiryntu" (ang. The Maze Runner), czyli film, który zdecydowanie warto zobaczyć.

Do kina można trafić z różnych powodów. Niektórzy są wielbicielami tej formy spędzania czasu i seans traktują jak moment wyciszenia i oddania się ulubionemu zajęciu konsumowania treści komercyjnych czy też bardziej ambitnych, niezależnych. Inni natomiast ubóstwiają domowe zacisze, a wyjście do kina jest pewnego rodzaju ewenementem w ich życiu, niecodziennością. Ja należę zdecydowanie do tej drugiej grupy, choć nie znaczy to, że nie lubię klimatu wielkiego ekranu i przestrzennego dźwięku, który tylko potęguje doznania. Ale niezależnie od tego, w którą grupę się wpisujesz, powinieneś zdecydowanie rozważyć odwiedzenie kina dla filmu „Więzień labiryntu” (ang. The Maze Runner).

Wpis ten, który pozwalam nazwać sobie recenzją wyżej wymienionego filmu, jest tak naprawdę zbiorem przemyśleń, które pojawiły się po seansie, na który z czterech ścian wyciągnęła mnie moja Luba. Nie jestem bowiem koneserem kinowych emocji, więc ciężko będzie mi profesjonalnie podejść do stworzenia typowej recenzji. Niemniej jednak, jeśli jesteś osobą, która szuka prostej odpowiedzi na pytanie „czy warto iść do kina na film Więzień labiryntu?”, to odpowiem zawczasu, ułatwiając Ci decyzję w myśl idei „tl;dr” – TAK, zdecydowanie warto.

„The Maze Runner”, który otrzymał polski tytuł „Więzień labiryntu”, to film akcji z domieszkami Sci-Fi, a jego charakter pozwala mi wpisać go także w kategorię filmu katastroficznego. Historia rozpoczyna się w prowizorycznej wiosce, która jest centralnym punktem ogromnego labiryntu. W niej natomiast umieszczona została grupa nastoletnich chłopców. Bohaterowie pozbawieni zostali wspomnień i pamięci, toteż jedyną ich wartością jest ich obecny układ życia, a jedynym miejscem, które kojarzą – labirynt. Sytuacja zmusza ich do wypracowania zasad współżycia i specjalizacji, wyznaczając przy tym grupy odpowiedzialne za badanie labiryntu, czy też grupy odpowiedzialne za utrzymanie całego „obozowiska”. Co miesiąc w wiosce pojawia się nowy chłopak, tym razem kolej przyszła na Thomasa. Nic nie pamiętający bohater szybko aklimatyzuje się wśród grupy i, jak się potem okazuje, swoją wolą walki i sprytem przypadkiem rujnuje ustanowiony samoistnie ład i spokój, zmuszając do reakcji żyjącą w błogiej sielance społeczność. Rozpoczyna się walka o własne życie, niejednokrotnie składając ofiarę dla dobra grupy, która próbuje odnaleźć drogę ucieczki, a przy tym także zmierzyć się z wewnętrznymi sporami.

Film nie jest w żadnym stopniu ostoją kunsztu filmowego, czy też wyniosłym dziełem, nad którym można by rozmyślać godzinami. Dostajemy trwający niespełna 2 godziny materiał, który zapewnia nam rozrywkę obfitującą zarówno w sceny akcji, jak i stonowane momenty przedstawiające wydarzenia w obozowisku. Akcji jest wiele, ta jednak swoje walory uwidacznia dopiero w drugiej części filmu, a pierwszą godzinę można, na tle drugiej, uznać za odrobinę przeciągniętą. Jednak wydarzenia, które mają miejsce potem, rekompensują wyczekiwanie. I choć niektóre momenty przedstawione są w sposób zbyt chaotyczny (zapewne aby ukryć braki, których film ten się nie wystrzegł), to całości nie można zarzucić braku tempa czy też najzwyczajniejszej frajdy.

Moje pierwsze skojarzenie z „Więźniem labiryntu” było odrobinę zaskakujące, ale moje myśli skierowały się w tę stronę już od samego początku: „Igrzyska śmierci”. W końcu oba z tych filmów zbudowane są na podobnej podstawie, a ich cel nie jest wyniosły – akcja, akcja, akcja. Mimo to, „The Maze Runner” ogląda się zadziwiająco dobrze, a zdecydowanie potwierdzenie tego razem z moją towarzyszką mieliśmy po seansie, kiedy to wychodząc z sali uznaliśmy, że jeśli będzie część druga, to na pewno na nią przyjdziemy. Film bowiem zostawia nas z paroma pytaniami i otwartym zakończeniem, co świeżo po seansie jest mocno męczące – rozmyślaniom nie było końcowa. Jak się okazuje, zgłoszono już zapotrzebowanie na część drugą, bowiem film zadebiutował z kwotą prawie 82 milionów dolarów przychodu przy budżecie niewiele ponad 30 milionów. A kto by nie chciał powtórzyć sukcesu dla pieniędzy? Oby druga część przygód Thomasa i ekipy była równie dobra, albo jeszcze lepsza, gdyż z reguły części drugie są albo zdecydowanie lepsze, albo zdecydowanie gorsze od swojego poprzednika. Rzadko zdarza się coś na tym samym poziomie. Nadzieja, że pójdą w tę pierwszą stronę. A do kin zapraszam, „Więzień labiryntu” to dobry film dla każdego. Dla tych, którzy film widzieli, strona, którą warto odwiedzić, poruszająca parę kwestii „głupot” z filmu.

Zajrzyj na mój profil na Facebooku oraz na Google+.

Qualltin
28 września 2014 - 10:40