Chociaż premiera nowej gry CI Games odbędzie się w przyszłym tygodniu, mój egzemplarz recenzencki dotarł jeszcze przed weekendem. Mam już więc za sobą pierwszą noc, zarwaną przy polskiej produkcji i śmiało mogę stwierdzić, że Tomasz Gop z ekipą wywiązali się ze swojego zadania bardzo dobrze. Lords of The Fallen w świetny sposób łączy elementy znane z Dark Souls i Diablo, mieszając je w nowymi pomysłami. Jest to także pierwszy polski tytuł na miarę platform nowej generacji.
CI Games znane dawniej jako City Interactive ma to do siebie, że robi przyzwoite gry, o coraz większych budżetach, osiągające zadowalające wyniki sprzedaży, posiadające jednak sporo niedoróbek. Tak było z obiema częściami Sniper: Ghost Warrior, dotknęło to również Enemy Front. Stąd też zastanawiałem się jak wypadnie Lords of the Fallen – produkcja z nowego praktycznie dla firmy gatunku RPG akcji, tworzona pod batutą Tomasza Gopa, człowieka który w dużej mierze stał za sukcesem Wiedźmina 2. Twórcy, który docenił kunszt japońskiego From Software, przenosząc pewne elementy z Demon's Souls do wiedźmińskiej gry. Teraz, przy pracach nad zupełnie nową, nie opartą na licencji produkcją, mógł iść o krok dalej, przez co niektóre zachodnie media określały Lords of the Fallen mianem „europejskiego Dark Souls”. Po ładnych kilku godzinach gry muszę przyznać, że inspiracje są mocno wyczuwalne, jednak polska gra wprowadza sporo świeżych elementów i niektóre rzeczy robi po prostu lepiej.
Z czym najłatwiej kojarzyć gry From Software spod znaku „Souls”? Przede wszystkim ze zręcznościową, rozbudowaną mechaniką walki i bardzo wysokim poziomem trudności starć, w których kluczowe staje się opanowanie uników i bloków. Także z systemu rozwoju postaci, który pozwala na tworzenie praktycznie dowolnych kombinacji wyposażenia, statystyk i umiejętności. Wreszcie, ze sporego, częściowo otwartego świata, w którym nie używamy systemu szybkiej podróży, a ścieżki do poszczególnych miejsc musimy odblokowywać sobie sami. Ponadto nie ma mowy o prowadzeniu gracza za rękę, nie znajdziemy mapy, ani żadnych strzałek. Wszystko to można powiedzieć rówież o Lords of the Fallen. Lecz jest tu także dużo więcej.
Nie będę się silić na bogate opisy, bo te znajdziecie niebawem w multum recenzji w sieci. Zwrócę więc uwagę na detale i odczucia. Przede wszystkim, Lords of the Fallen, choć jest grą trudną, jest dużo bardziej wyrozumiała dla gracza na starcie. Co prawda dość szybko przychodzi nam zmierzyć się z dość wytrzymałym bossem, lecz jeśli gramy uważnie, nie jesteśmy masakrowani przez pomniejszych wrogów. Ponadto, punkty kontrolne rozstawione są znacznie gęściej niż w produkcjach From Software, dzięki czemu nie spędzamy frustrujących długich minut na wędrówkę po utracone punktu doświadczenia, gdy zginiemy po raz kolejny w walce. Zastosowano także ciekawy, nowatorski system polegający niejako na „zakładaniu się” z samym sobą. Im więcej przeciwników zabijamy bez zgonu, tym większy mamy mnożnik punktów doświadczenia i szansę na zdobycie lepszych przedmiotów. Możemy to jednak wszystko stracić, więc czasem warto „zabezpieczyć” zdobyte doświadczenie, zmieniając je na punkty rozwoju postaci i magii. Działa to na zasadzie „coś za coś”, bo zawsze możemy zaryzykować i spróbować wywalczyć lepszy mnożnik.
Świetny jest także interfejs, podpatrzony zapewne z konsolowej edycji Diablo III. Wszystko jest przejrzyste, intuicyjne i używa się z przyjemnością. Z produkcji Blizzarda podebrano również zwoje, będące swoistymi nagraniami fabularnymi, z których dowiadujemy się co stało się w świecie gry. Dzięki temu Lords of the Fallen potrafi nas bardziej wciągnąć w klimat i wszystko nie jest aż tak niejasne i metaforyczne jak w grach From Software. Klimatu dodają również przerywniki filmowe i rozmowy, w których możemy podejmować pomniejsze wybory moralne w stylu zachodnich produkcji z gatunku RPG. Wszystko to zadziwiająco dobrze się zgrywa ze wspomnianymi już przeze mnie mechanizmami charakterystycznymi dla Dark Souls.
Do gustu przypadła mi także oprawa. W tym momencie Lords of the Fallen jest jedną z najładniejszych gier dostępnych na PlayStation 4. I choć animacja potrafi czasem odrobinę zwolnić, polska produkcja nadrabia to z nawiązką designem broni, zbroi i otoczenia. Klimat buduje też świetna, nostalgiczna muzyka przygrywająca praktycznie przez cały czas. Teraz mam porównanie i mogę przyznać, że nieco rzadkie pojawianie się podkładu muzycznego było tym, czego brakowało mi zawsze w produkcjach From Software. W Lords of the Fallen muzyka tworzy świetną atmosferę, do spółki z wyjącym wiatrem i sypiącym śniegiem. Aż chce się powiedzieć „brace yourself, winter is coming” – a gra zapowiada się na długą, więc to dobra propozycja na zimowe wieczory. Więcej napiszę o niej na blogu w przyszłości, gdy poznam ją nieco bliżej. W tym momencie moje wrażenia są jednak bardzo pozytywne. Jest trudo, lecz nieprzesadnie, walka sprawia satysfakcję, a świat jest interesujący i chce się sprawdzić, co znajduje się za kolejnym rogiem.