Gram ostatnio w Assassin’s Creed Unity. To całkiem przyjemna produkcja, nastawiona wreszcie na skradanie i klimaty cichych zabójstw, która podoba mi się pomimo wszechobecnego narzekania. Nie przeszkadzają mi również liczne błędy, bowiem serii towarzyszą one od samego początku. Dużo bardziej rozdrażniło mnie wymuszanie na graczu korzystania z dodatkowej aplikacji. To, co kiedyś było fajne, teraz stało się uciążliwe.
W grach jestem zbieraczem, zwłaszcza jeśli jakiś tytuł mi się podoba. W przypadku cudownego BioShock Infinite nie mogłem sobie odpuścić zrobienia „platyny”. Podobnie jest w przypadku kolejnych odsłon serii Assassin’s Creed, którą nie tylko bardzo lubię, lecz umiem się przy niej relaksować – w końcu to przyjemne, nieskomplikowane, ale wciągające i klimatyczne gry. W przypadku Asasssin’s Creed IV: Black Flag bardzo przypadła mi przy tym tzw. „companion app” pozwalająca na wygodne zarządzenie flotą Edwarda Kenwaya. Ciekawa była również opcja wyświetlania na smartfonie lub tablecie mapy, pokazującej na bieżąco pozycję bohatera, skarbów, czy statków pływających po okolicy.
Coś podobnego zrobiono dla Assassin’s Creed Unity i początkowo moja radość była duża, bowiem Ubisoft nie zapomniał także o użytkownikach bardzo niepopularnej platformy (pod względem aplikacji), jaką jest system Windows 8. Używam tabletu ze wspomnianym systemem, podczas swojej dziennikarskiej „pracy”, gdzie przydaje mi się dostęp do normalnych programów graficznych i pakietu Office, więc świadomie zrezygnowałem z potencjału tysięcy gier i „apek” w Appstore czy Google Play. Od tego mam smartfona. Tymczasem Ubisoft zaskoczył mnie Companion App dla Assassin’s Creed Unity, jednak teraz już rozumiem dlaczego.
Po pierwsze, aplikacja mocno zachęca do wykupienia wersji premium. Choć sama jest darmowa, sporo funkcjonalności dostajemy dopiero po zapłaceniu kilku złotych. Po drugie, by „zachęcić” ludzi do skorzystania z samej aplikacji, twórcy zdecydowali się na umieszczenie w grze skrzyć, które da się otworzyć tylko i wyłącznie jeśli osiągniemy odpowiedni poziom w Companion App. W przypadku Asasssin’s Creed IV: Black Flag sprawa była dużo łatwiejsza, bowiem flotą można było zarządzać z poziomu samej gry. I korzystało się z niej po to, by zdobyć pieniądze potrzebne do rozbudowy statku. W Unity wygląda już to trochę inaczej…
Sama idea Companion App bardzo mi się podoba, ale doszliśmy do punktu, w którym podczas zabawy rozpraszam się i muszę odkładać pada, by robić dodatkowe rzeczy na tablecie. Co więcej, rzeczy te są mniej atrakcyjne niż sama gra, bo opierają się na wybieraniu opcji i czekaniu aż moi wirtualni podwładni wrócą z misji. W przypadku Black Flag podobało mi się, że mogę sobie zarobić trochę pieniędzy w czasie, gdy nie gram, bo np. spędzam weekend z dala od konsoli. Tak samo działa aplikacja dla World of Warcraft, która pozwala na utrzymywanie kontaktu z gildią (czat) i handel przedmiotami przez dom aukcyjny bez uruchamiania gry. Świetna rzecz, której powinny zazdrościć inne gry MMORPG. Zamykanie mi jednak w Paryżu przed nosem skrzyń przyjemne nie jest, a niezdobyte skarby widoczne na mapie kłują w oczy.