Czy da się w to jeszcze grać - Crusader: No Remorse - DrSlaughter - 19 stycznia 2015

Czy da się w to jeszcze grać - Crusader: No Remorse

Studio Origin swego czasu było prawdziwą potęgą wśród deweloperów gier. Wypuścili oni takie klasyki jak opisana poprzednio przeze mnie seria Ultima, pierwszy System Shock, cykl Wing Commander lub BioForge. W skład ten wchodzi jeszcze jedna, bardzo ciekawa gra – Crusader: No Remorse z 1995 roku, będąca zręcznościową grą akcji w rzucie izometrycznym. Chociaż nie stała się obiektem kultu całych rzeszy fanów, jak wspomniane wyżej produkcje, to i tak zrobiła swego czasu ogromne wrażenie na graczach i niejednokrotnie uznawano ją za jeden z najlepszych tytułów tamtych lat. Jako że w tym roku Crusader będzie obchodził swoje dwudziestolecie, to właśnie tę grę zamierzam przetestować dzisiaj pod kątem przystępności dla współczesnego gracza.

Fabuła wykorzystuje dość znane motywy – odległa przyszłość, światem rządzi potężna korporacja WEC, a przeciwstawia się jej jedynie wytrwały ruch oporu. Nasz bohater jest członkiem elitarnej jednostki Silencerów utworzonej przez władzę do walki z ową rebelią. Jego oddział zostaje jednak wymordowany przez korporacyjne droidy za to, że nie chcieli wykonać rozkazu zabicia cywili niesłusznie podejrzewanych o udział w partyzantce. Oczywiście naszej postaci udaje się ujść z życiem i rozpoczyna, jak sam tytuł wskazuje, krwawą krucjatę. Przyłącza się do ruchu oporu i w myśl zasady „cel uświęca środki” morduje i niszczy wszystko na swojej drodze, byle tylko zaszkodzić znienawidzonej władzy.

Nasz protagonista musi oczywiście zaskarbić sobie zaufanie partyzantów, którzy na samym początku będą do nas dość wrogo nastawieni.

Crusader dostępny jest oczywiście na GOGu, oraz na platformie Origin (EA posiada prawa do większości starych marek studia), gra działa więc bez zarzutu. Na początek mogłem obejrzeć fajne intro ukazujące wyżej wspomnianą scenę zdradzenia naszego bohatera. Gdy w końcu ukazało mi się menu, odetchnąłem z ulgą – jest ono dość tradycyjne i każdy współczesny gracz spokojnie je ogarnie. Mamy start gry, możliwośc zapisywania i wczytywania stanu rozgrywki oraz podstawowe menu opcji. Żadnej walki z dokonaniem najprostszych działań, po prostu wciskamy „New Game” i gramy.

Misję poprzedza jeden bardzo uroczy element tamtej ery – przerywniki FMV z żywymi aktorami. Dowódca rebeliantów tłumaczy nam cel naszej pierwszej misji, a zaczynamy z grubej rury, bo chodzi o wysadzenie całej rafinerii. Zostałem wrzucony na teren placówki i w tym momencie rozpoczyna się właściwa rozgrywka. Na początku oczywiście głównym problemem było sterowanie. Crusader: No Remorse jest prawdopodobnie jedną z pierwszych strzelanin z widokiem izometrycznym i do tego używającą myszy do celowania. Oswojenie się z tym zajęło dłuższą chwilę, trudno było mi wyczuć czułość i kierunek w którym przesuwać kursor. To dlatego, że przesuwając mysz w prawo, celownik porusza się w stronę, która z perspektywy naszego bohatera jest stroną prawą, więc jeśli postać patrzy w dół, to przesunie się w lewo. Za to ruchy postacią wykonuje się za pomocą klawiszy strzałek, więc w tym przypadku nie było problemu (można też nimi celować, ale jest to jeszcze bardziej problematyczne niż mysz). Szybko też stało się jasne, ze prawy ctrl i shift pozwalają na kucanie/wykonywanie przewrotów/skakanie, oraz sprint, nasz bohater ma więc całkiem szeroki wachlarz ruchów.

Samo strzelanie to nie wszystko, często musimy trochę pomyszkować i pomyśleć, a czasem mocno wytężyć wzrok, żeby znaleźć sposób na pokonywanie przeszkód.

Po rozgryzieniu tych faktów, ruszyłem do boju i zabiłem pierwszego z brzegu cywila. Nasz „heros” nie patyczkuje się. Zgodnie z podtytułem, bez wyrzutów sumienia zabija każdego, kto stanie mu na drodze. Pracownik rafinerii zdążył mimo wszystko włączyć alarm i szybko zjawili się strażnicy, których bez większych problemów zdołałem wykończyć. Gra zdaje sobie sprawę, że celowanie jest kłopotliwe, więc przeciwnicy także nie są zbyt zręczni. Wbiegłem do kolejnego pomieszczenia, gdzie spostrzegły mnie kamery i aktywowały ukryte za ścianami działka. Tak jest, w tej grze trzeba unikać wykrycia, niszczyć monitoring i wyłączać alarmy, chociaż o tym ostatnim jeszcze wtedy nie wiedziałem.

Kontynuowałem przeprawę i znalazłem się na platformie, pod którą był zbiornik z jakąś zabójczą substancją. Przy beczkach z chemikalami stało kilku strażników, więc skorzystałem z okazji i wysadziłem ich bez wahania. Jednym z dużych pozytywów gry jest możliwośc destrukcji otoczenia. Tytuł chodzi na ulepszonym silniku ósmej Ultimy i wygląda całkiem ładnie, a poziomy zaprojektowane są z wieloma szczegółami i mnóstwem obiektów, które możemy zniszczyć. Wystrzelenie krótkiej serii może zaowocować niezwykle przyjemną dla oka destrukcją. To samo tyczy się przeciwników – giną w bardzo efektowny sposób – można ich podpalać, zamrażać, wysadzać, dezintegrować lub nawet zrywać z nich skórę. Po brutalnym wysłaniu strażników na wczesną emeryturę zacząłem rozglądać się po platformie, ale nie znalazłem żadnego przejścia. Były drzwi, ale nie otwierały się tak jak poprzednie, uznałem więc, że wysadzę resztę wybuchowych beczek. Tak też zrobiłem i w efekcie platforma zarwała mi się pod nogami i wpadłem do kadzi z kwasem. Podejście drugie.

Lekkie maszyny kroczące albo potężne działka stacjonarne - dostaniemy szansę aby wykorzystać bronie Konsorcjum przeciw nim.

Szybko przeklikałem się przez klawiaturę i znalazłem przycisk interakcji – S – dzięki czemu mogłem wyłączać alarmy, zbierać z wrogów pieniądze, amunicję i wszelakie przedmioty, przeglądać zawartość komputerów oraz aktywować dźwignie i przełączniki. Za to klawisze Q i W pozwalają na zmianę broni, z pomocą E ładujemy swoją tarczę, a I oraz O służą do przeglądania ekwipunku, który następnie wykorzystujemy wciskając U. Tak więc przeglądanie przedmiotów nie jest jakimś wielkim wyzwaniem, chociaż konieczność zatrzymywania się, za każdym razem kiedy chcemy wcisnąć S i znaleźć obiekt do interakcji, a potem zaakceptować wybór poprzez Enter potrafi być irytujące.

Gdy już rozprawiłem się z przełącznikiem od zamkniętych drzwi, przebiłem się przez kilka kolejnych pomieszczeń, w których niszczyłem kamery, zabijałem strażników i szukałem kodów do otwarcia następnych przejść. Po kilku minutach trafiłem na droida bojowego, nad którym przejąłem kontrolę i rozpętałem prawdziwe piekło w pomieszczeniu obok. W takich momentach gra wypada najlepiej i na jednym droidzie sprawa się nie kończy. Regularnie wykorzystywać będziemy elementy otoczenia i różne ciekawe zabawki do niszczenia wrogów. Reszta misji przebiegła według podobnego schematu – pozbywałem się ochrony, unikałem wykrycia, szukałem sposobów na otwarcie zamkniętych drzwi. Do tego doszło jeszcze kilka małych, całkiem pomysłowych łamigłówek do rozwiązania i w końcu znalazłem się w miejscu, gdzie mogłem podłożyć bombę, a misja zakończyła się sukcesem.

Jeśli mieliście już kontakt z sekwencjami FMV i wiecie z czym to się wiąże, aktorzy w Crusaderze raczej was nie zawiodą.

Po każdym wykonanym zadaniu trafiamy do kryjówki rebeliantów, gdzie możemy zebrać siły, dokupić nowe bronie i amunicję, wziąć kolejne zlecenia i porozmawiać trochę z postaciami niezależnymi. Nie jest to oczywiście dialog na poziomie gier RPG, każda rozmowa to po prostu przerywnik z żywym aktorem – postać mówi nam swoje kwestie, na które my nie możemy w żaden sposób odpowiedzieć. Aktorstwo jest oczywiście często przerysowane i kiczowate – nieodłączny element ery FMV. Wspomnieć należy także o świetnej, klimatycznej muzyce, zarówno w spokojnych korytarzach bazy ruchu oporu, jak i podczas urządzania rzezi pracowników WEC.

Podsumowując – Crusader: No Remorse to rewelacyjna gra. Bardzo dobrze zaprojektowana, i efektowna. Rozgrywka jest różnorodna, nie nudzi się i często wymaga od nas myślenia oraz spostrzegawczości. Do dzisiaj jest wzorowym przykładem jakie powinny być współczesne gry akcji. Pozostaje odpowiedzieć na zadane pytanie: czy da się w to jeszcze grać? Sprawa jest trochę kłopotliwa, bo sterowanie potrafi być nieprzewidywalne. Sposób celowania nie jest czymś, do czego możemy się przyzwyczaić, to raczej coś, z czym musimy się pogodzić. Tak więc, jeśli jesteście gotowi to zrobić, to możecie dać tej grze szansę. Ja wciągnąłem się bardzo szybko i grało mi się doskonale. Jeżeli jesteście fanami gier akcji, krwawych jatek i pełnych klimatu wizjach przyszłości, na pewno się nie zawiedziecie.

DrSlaughter
19 stycznia 2015 - 15:38