To nie będzie zwykły remake – nadzieje i obawy związane z powrotem Final Fantasy VII - Brucevsky - 18 czerwca 2015

To nie będzie zwykły remake – nadzieje i obawy związane z powrotem Final Fantasy VII

Wiele lat przyszło czekać fanom kultowej siódmej odsłony Final Fantasy na oficjalne ogłoszenie remake’u. W końcu jednak stało się to faktem, Square Enix ogłosiło na E3, że Cloud Strife i spółka powrócą. Tetsuya Nomura zdążył też już przyznać, że nie będzie to zwykły remake, ot tylko poprawiona audiowizualnie wersja uwielbianej produkcji. Co to oznacza? Czego możemy się spodziewać i jakie nadzieje wiązać z nowym projektem Square Enix?

Zagrożenia

Japońscy projektanci wychodzą z założenia, że Final Fantasy VII, mimo całego swojego kultu i wielu atutów, jednak zestarzało się już dzisiaj pod względem niektórych rozwiązań. Remake ma więc nie tylko przynieść rewolucję audiowizualną, ale też m.in. dokonać kilku korekt w scenariuszu i unowocześnić system toczenia pojedynków. Nie dziwi, że część fanów „siódemki” na te deklaracje Nomury zareagowała z dużymi obawami.

Elementem, który w tym momencie wywołuje chyba najwięcej dyskusji i spekulacji jest system toczenia walk. Active Time Battle ma przejść ewolucję i być odpowiednio dostosowany do wymogów współczesnego rynku. Czy jednak nie oznacza to odejścia od sprawdzonej formuły na rzecz rozwiązań z ostatnich kilku odsłon cyklu? Starcia w „trzynastce” i jej odnogach były może efektowne, ale miały równie liczną grupę przeciwników, co zwolenników. Raczej niewiele osób chciałoby je zobaczyć przeklejone do nowego FFVII. Sporo w kwestii systemu walki w remake'u może zmienić nadchodząca premiera „piętnastki”. W zależności od tego, jak sprawdzi się zastosowany w niej system i z jakim spotka się odbiorem graczy, może zostać albo przeniesiony w jakiejś formie do „siódemki”, albo dać wyraźny sygnał twórcom, by jednak pozostać przy klasycznym, może nieco topornym rozwiązaniu.

Kwestie zmian w scenariuszu to inny element, wokół którego toczą się już dyskusje fanów. Część osób widzi w tym szansę na rozwinięcie niektórych wątków, pogłębienie rysów psychologicznych bohaterów, dodanie głębi całemu uniwersum. Inni jednak obawiają się, że Square Enix przy okazji dopuści się kilku cięć, chcąc na przykład usunąć co bardziej kontrowersyjne momenty. Przebieranki Clouda w Midgarze i akcje z Don Corneo są tutaj wskazywane jako szczególnie zagrożone. W najbardziej ekstremalnej wersji hipotez o zmianach w skrypcie wspominane są nawet tak radykalne kroki, jak uratowanie przed śmiercią Aeris. Wątpię jednak, by Square Enix dopuściło się takiego kroku i zmieniło tak ikoniczny element gry.

Zmiany mogą niestety dotknąć też świat gry. Midgar w teaserze nie przypomina w zbyt wielu miejscach oryginału, a to może oznaczać, że autorzy chcą tylko bazować na pewnych konceptach i odpowiednio je modyfikować. Czy w tym procesie nie zagubi się też dusza oryginału, a znane miejsca nie stracą swojego uroku? To spore zagrożenie. Chyba żaden fan „siódemki” nie chciałby upodobnienia Midgar do miast rodem z Mass Effect czy „czternastki”.  

To jednak nie wszystko, co „grozi” remake’owi FFVII. Również mechanika gry może zostać przemodelowana i dostosowana do współczesnych rozwiązań i oczekiwań posiadaczy konsol i komputerów. Co to może oznaczać? Nieobecne wcześniej mikrotransakcje, obniżony poziom trudności i znienawidzone przez wielu DLC z nowymi akcesoriami, materiami czy Weaponami. Dla szukających dodatkowych opcji zysku twórców te rozwiązania mogą być zbyt łakomym kąskiem, by je zignorować. Tylko jak na to spojrzą gracze?

Szanse

Remake FFVII przede wszystkim przedstawi piękny, pełny charakterystycznych miejsc świat gry w nowej oprawie audiowizualnej. Ponowne zwiedzenie całego tego uniwersum w nowych szatach może być niezwykłym przeżyciem, nie tylko dla fanów oryginału. Miejsca takie, jak Midgar, Junon Town, Corel czy Wutai dysponują potencjałem, by zatrzymać graczy na przynajmniej kilka godzin i oczarować fanów przepięknymi widokami i niezapomnianymi sceneriami.

Nowego wyglądu nabiorą też wszystkie efektowne Limit Breaki i długie animacje summonów, co już w tym momencie działa na wyobraźnię. W 1997 roku Ifrit i Bahamut potrafiły wgnieść w fotel, a pokazana w teaserze oprawa, jeśli utrzyma taki poziom, zdaje się dawać im drugą szansę na oszołomienie graczy.

Dla wielu fanów nie nowa oprawa unowocześnionego FFVII będzie najważniejsza. Dla nich istotne będzie spotkanie ze znajomymi postaciami i przeżycie raz jeszcze słynnych wydarzeń. Wspomniane wcześniej zapowiadane zmiany w scenariuszu, które część osób niepokoją, równie wielu osobom dają nadzieje na przyjemne niespodzianki. Jeśli autorzy nie pokuszą się o ryzykowne i chyba nie do końca potrzebne zmiany w głównych wątkach, a zamiast tego rozwiną niektóre motywy, uzupełnią pewne wydarzenia i przedstawią nowe sceny z życia bohaterów, to mogą tylko ulepszyć legendę. Rozbudowana baza z oryginału daje spore pole do popisu kreatywnemu scenarzyście i niewykluczone, że właśnie z tych licznych szans pracujący nad skryptem remake’u Kazushige Nojima skorzysta. Oby z powodzeniem.

Square Enix w końcu odpowiedziało na apele graczy i zapowiedziało powrót Final Fantasy VII. Przed Japończykami dopiero początek długiej i żmudnej pracy. To może być najcięższy projekt w ich życiu, bo liczba fanów śledzących każdy ich ruch i komentujących każdą zmianę jest ogromna. Oby twórcy słuchali ich głosów, tworząc grę na miarę oryginału z 1997 roku. Trzymam za to mocno kciuki i z optymizmem patrzę w przyszłość.

Brucevsky
18 czerwca 2015 - 17:59