Moje wrażenia z pierwszego epizodu Minecraft: Story Mode - AleX One X - 17 października 2015

Moje wrażenia z pierwszego epizodu Minecraft: Story Mode

Choć od dawna podobały mi się założenia epizodycznych produkcji od Telltale Games, nigdy nie skusiłem się na zakup żadnej z wydawanych przez nich serii. Wiązało się to głównie z nienajszczęśliwszym doborem licencji na bazie których tworzyli kolejne gry: nigdy nie byłem fanem zombie, nie mogłem wczuć się w klimat Fables, Grę o Tron mam w nosie, natomiast jeśli chodzi o Borderlands, to jestem zagorzałym krytykiem gier noszących tę nazwę. Z tego całego “motłochu” do Minecrafta było mi chyba najbliżej i między innymi dlatego to nim zainteresowałem się na premierę pierwszego epizodu.

Patrząc na zegarek w momencie pisania tego wstępu, widzę godzinę 2:15 i jestem świeżo po zaliczeniu odcinka zatytułowanego “The Order of the Stone”. I mój Boże, jakie to było dobre!

Dobra, teraz już ochłonąłem, przespałem się i dotrwałem do godziny 10:52, by kontynuować ten wpis. Bardzo podoba mi się cała otoczka, jaką Telltale stworzyło wokół świata, który teoretycznie nie posiada żadnej historii. Sytuacja wyjściowa wygląda następująco: ekipa czterech szkolnych kumpli ukończyła w coopie Minecrafta, zabijając smoka i oglądając tym samym napisy końcowe gry Mojangu. Nazwy ich postaci to Gabriel, Ellegaard, Magnus i Soren. W związku z tym stali się sławni, nazwali się Zakonem Kamienia (tytułowy Order of the Stone) i żyją w chwale swego czynu (opis lekko naciągany).

Członkowie Zakonu wstępnie wydają się fajnymi postaciami.

Głównego bohatera Jessiego (lub główną bohaterkę Jessie) poznajemy, gdy z paczką przyjaciół szykuje się do zlotu ku pamięci epokowego wydarzenia, a konkretnie do odbywającego się tam konkursu budowniczego. Ogólne wrażenie jest bardzo fajne, bo choć całość wygląda jak oryginalna wersja Minecrafta, to postacie zyskały na mimice i animacjach, a ich udźwiękowienie jest bardzo dobre. Szybko polubiłem postać którą kierowałem i jego przyjaciela - świnkę Reubena.

Na początku przygody wybieramy płeć i model postaci Jessiego.

Dobrym kierunkiem było też skupienie historii wokół takich tematów jak fanostwo, conventy, nerdoza i tym podobnych treści kojarzących się z grami, ale jednak nieobecnych w samych grach. Nieraz spotykamy się z sytuacją typu “O jaaa, dotknąłeś członka Zakonu!”, albo “cośtam plus trzy razy cośtam, to recepta na Cośtam”. Wiąże się z tym oczywiście standardowe pojawienie się zagrożenia dla całego świata, bezsilność dawnych herosów i stanie się takim “bohaterem z przypadku”.

W pierwszym epizodzie zabrniemy do Netheru i przejedziemy się wagonikami górniczymi.

Największą zaletą produkcji w klockowatym świecie jest jego zgodność z oryginałem. Nie jestem jakimś minecroftowym ekspertem, bo moje podwoje nigdy nie zaprowadziły mnie choćby do Nethera, ale są tu mechanizmy, konstrukcje, przepisy i zasady świata ustanowione lata temu przez Notcha. Mamy tu system craftingu, który rozpoznaje receptury z siostrzanej produkcji. Budowle są zbudowane z tych samych elementów, co wspomniane jest nawet w dialogach. Budowanie pełni w grze ważną funkcję, choć nie mamy tu żadnej swobody. A gdy nadchodzi noc to trzeba szykować się na walkę, lub budować naprędce schronienie. Zgodność z oryginałem na wysokim poziomie.

W trakcie gry przyjdzie nam walczyć super prostym systemem walki, w którym liczy się głównie wyczucie dobrego momentu na uderzenie.

Bardzo podoba mi się twist fabularny obecny niemal na samym końcu epizodu, który wywraca do góry nogami nasze bezkrytyczne podejście do członków Zakonu. Świetny jest patent na Wielkie Zło, które w fajny  sposób “pożera” świat zbudowany z klocków. I całe zagrożenie powstało w typowy dla Minecrafta sposób - po zebraniu składników i połączeniu ich.

Sytuacja staje się niezwykle poważna i czekam na następne odcinki, choćby po to by przekonać się jak bohaterowie uporają się z tą maszkarą.

Teraz problemy: wybory znów są iluzoryczne i widać to nawet po jednokrotnym przejściu odcinka. Gdy zatrzymałem jedną z postaci w grupie, ta tak czy inaczej odłączyła się od nas pod koniec przygody. Spodziewam się, że reszta decyzji też znajdzie taki sobie finał i nie warto będzie grać w to ponownie. Dużo decyzji jest tu jawnie bezsensownych - płeć jaką gramy, nazwa grupy, czy nasz uścisk dłoni. I jeszcze czuję się kiepsko zachęcony do wyczekiwania na kontynuację, bo zajawka drugiego epizodu była strasznie słaba, opowiadana przez narratora, bez dokładniejszych fragmentów rozgrywki.

Bardzo polubiłem się z bohaterami. Dobrze, że Telltale nie zmuszało mnie do wyboru kto ma przeżyć...

Bardzo cenię sobie najnowszy produkt Telltale Games za postacie, pomysł na fabułę, humor i spójność z oryginałem. Mimo słabej zapowiedzi dalszej części będę czekać na nadchodzące epizody i pewnie będzie to moja pierwsza gra odcinkowa, którą zaliczę wedle założeń autorów.

Jest godzina 13:08 i oficjalnie kończę tekst o Minecraft: Story Mode. Pora sprawdzić błędy i wstawić screeny złapane na konsoli...


AleX One X
17 października 2015 - 13:14