O Wiedźminie 3 rozpisali się już dosłownie wszyscy. Peanów, pochwalnych tyrad i specjalnie na tę okazję komponowanych hymnów nie było końca – i słusznie, albowiem tytuł CD Projekt RED zasługuje na nie w pełni. Dziki Gon jest pierwszym tytułem od niepamiętnych czasów, który pewnego sobotniego poranka wciągnął mnie na 12 godzin z przerwą na obiad i siku.
Wiedźmin 3: Dziki Gon to przede wszystkim fantastycznie skonstruowany świat. Setki godzin spędzić można na eksploracji wyłącznie popularnych pytajników, nie wspominając o naprawdę rozbudowanych (te listy aktywujące niektóre zadania!) misjach pobocznych – na czele z fabułą i głównymi questami.
W nowym Wiedźminie odnalazłem absolutnie wszystko, za co ceniłem pierwszą oraz drugą część. I to właśnie „trójkę” zamarzyłem sobie jako taka kumulacja najlepszych motywów oraz rozwiązań z całej serii – nie zawiodłem się. W Dzikim Gonie odszukałem zarówno wątki typowo „fatasy”, walkę z poczwarami szczególnie wyróżniające wiedźmiński fach, ale także i polityczne gierki oraz moralne rozterki Geralta. Wszyscy uzupełniało się idealnie, kreując „trójkę” na swoiste magnum opus RED-ów.
Finalna część trylogii stanowi najlepsze, najbogatsze i najbardziej dojrzałe dzieło z całej serii!
Oczywiście techniczne aspekty gry również są istotne, więc warto to nadmienić – te mityczne, konsolowe spadki animacji do 20 klatek na sekundę są i potrafią być uciążliwe. Choć ja, nabywając sprzęt firmy Microsoft, zdawałem sobie sprawę z pewnych niedoskonałości gier nań wydawanych, to innemu graczowi mogą sprawić dużo więcej przykrości.
A downgrade? Jaki downgrade? Panie, to co było na zwiastunach nie śniło mi się na czterech GTX-ach 980 albo Tytanach X. Wyglądało to zbyt kosmicznie na sprzęt zwykłego zjadacza chleba i chyba tylko kompletny laik mógł wierzyć, że tego typu oprawę odpali sobie na domowym komputerze w PRZYNAJMNIEJ 30 fpsach. Nein!
Tak czy owak Wiedźmin 3: Dziki Gon – pomimo silnej konkurencji – to mój aktualny faworyt do tytuły Gry Roku 2015! Już wiem, że nie zdobędą go ani Need for Speed, ani nawet Assassin’s Creed: Syndicate. Po wymienionych tytułach można było niejako spodziewać się zawartości, patrząc przez pryzmat poprzednich odsłon – Wiedźmin 3 okazał się na tyle świeży, nieprzewidywalny i napakowany zawartością, że zawładnął moim sercem absolutnie przy każdej odwiedzanej jaskini.
No i dzieło Polaków tak przyciągnęło mnie do monitora, że siadając pewnego sobotniego ranka do konsoli, obudziłem się grubo po obiedzie, zjadłszy go, oczywiście. Coś niesamowitego!