Moc była silna w tych grach - Gwiezdne Wojny przed Battlefrontem - DM - 11 listopada 2015

Moc była silna w tych grach - Gwiezdne Wojny przed Battlefrontem

Gry oparte na uniwersum Star Wars istotnie można podzielić na dwa okresy (choć oczywiście bardziej niż z grafiką wiąże się to z wyodrębnieniem LucasArts z Lucas Films), ale fakt jest też taki, że jesteśmy właśnie świadkami wkraczania w trzecią erę - erę Disneya i Electronic Arts, a nadchodzące Star Wars: Battlefront będzie pierwszym ważnym wydarzeniem na nowej osi czasu. Niedawne testy wersji beta gry wprowadziły  małe zakłócenie w Mocy. Niektórzy porzucili już Nowe Nadzieje, że Battlefront będzie triumfalnym Przebudzeniem Mocy Jedi w grach o Gwiezdnych Wojnach, upatrując w niej raczej małego Ataku Klonów czy wręcz Zemsty Elekthroników. 19 listopada przekonamy się jaki naprawdę będzie najnowszy Battlefront. Do tego czasu zerknijmy na inne gry z uniwersum Gwiezdnych Wojen, które kiedyś wywołały ogromne poruszenie Mocy. Podobny temat był niedawno w tvgry.pl, dlatego zamiast pisać ponownie o Dark Forces czy Jedi Oucast, spróbujmy uzupełnić tą listę o parę brakujących elementów oraz sprawdzić, jak bitwa o śnieżne Hoth czy atak na Gwiazdę Śmierci wyglądały w czasach ZX Spectrum.

Tak wyglądało pierwsze zdobywanie Hoth na ekranach komputerów
źródło: www.insert-disk.com

Gry oparte na filmach Star Wars zaczęły powstawać od roku 1982, kiedy to w maju powołano Lucasfilm Games - oddział firmy Lucasfilm zajmujący się właśnie grami video. Początkowo pojawiały się wyłącznie na platformę Atari 2600, a pierwszą produkcją opartą o filmową trylogię było Star Wars: The Empire Strikes Back. W grze odtworzono bitwę o Hoth i desperacką obronę bazy Rebelii przed majestatycznymi AT-AT. Rzut oka na screen doskonale obrazuje, jaką ewolucję przebyła grafika komputerowa przez te 33 lata, i czasem trudno uwierzyć, że te kilka pikseli robiło kiedyś podobne wrażenie, jak misja na Hoth w nadchodzącym Battlefroncie. Rok później swojej adaptacji doczekał się Powrót Jedi, gdzie paro pikselowym Sokołem Millenium strzelaliśmy do TIE-Fighterów i rdzenia nowej Gwiazdy Śmierci w Death Star Battle.

Powrót Jedi na ZX Spectrum

W tym samym roku zagraliśmy też w wydarzenia z Nowej Nadziei. Gra Star Wars: The Arcade Game była prawdziwym symulatorem z widoku pierwszej osoby, posiadała wektorową grafikę, digitalizowane wstawki głosu filmowych bohaterów: Luka, Hana, Obi Wana, Vadera, R2D2 oraz Chewbacca. Jako pilot najpierw rozprawialiśmy się ze szwadronami myśliwców TIE, później z wieżyczkami Gwiazdy Śmierci, by w końcu przeciskać się wąskim korytarzem, aż do odpalenia torped protonowych - zupełnie jak w filmie! Gra była ogromnym hitem i prawdziwą perełką na automatach. Prześcigano się w biciu rekordów, np. 54 godziny gry na jednym kredycie, grupa osób, zmieniając się kolejno grała ponad 5 dni bez przerwy. Sukces w salonach arcade sprawił, że tytuł doczekał się na konwersji na platformy domowe, tu jednak pojawiły się przeszkody w ograniczeniach sprzętowych. Najbliższe oryginałowi okazały się wersję na Amigę i Atari ST, które również mogły pochwalić się tak samo dobrym dźwiękiem prosto z filmu.

Star Wars The Arcade Game - w grze słyszeliśmy głosy aktorów

Walka z myśliwcami TIE - całkiem niezła jak na rok 1983

The Return of Jedi z 1984 - izometryczna strzelanka


W 1984 roku ponownie wzięto na tapetę Powrót Jedi, tym razem w izometrycznej wersji rail-shootera, celowniczka na szynach. W ładnej, kolorowej grafice odtworzono wiele scen z filmu, jak śmiganie ścigaczami po Endorze, lot Sokołem Millenium w zakamarkach Gwiazdy Śmierci i wokół Gwiezdnych Niszczycieli. Rok 1985 należał z kolei do Imperium Kontratakuje w The Empire Strikes Back (Arcade). Co ciekawe - nie kontynuowano tu koncepcji izometrycznej strzelanki, a powrócono do prostej, wektorowej grafiki i widoku z pierwszej osoby. Gra była konwersją wcześniejszego hitu z automatów: Star Wars: The Arcade Game. Pilotując Snowspeeder’y polowaliśmy na imperialne sondy oraz niszczyliśmy łaziki AT-AT strzelając prosto w kokpit lub owijając ich „nogi” kablem - tak jak w filmie, a następnie jako Han Solo przedzieraliśmy się przez imperialną blokadę, strzelając do myśliwców TIE.

Imperium Kontratakuje w grafice wektorowej - konwersja Star Wars The Arcade Game

W 1990 roku Lucasfilm Games przeszło małą reorganizację i przekształciło się w LucasArts. To właśnie pod tym szyldem powstały chyba najmilej wspominane dziś gry z logo Star Wars. Pierwszym tytułem był właśnie X-Wing i nie sposób napisać o nim choćby paru słów, bo dla mnie pozostaje to nadal najlepsza gra z całego dorobku firmy. Śmiem nawet twierdzić, że lepsza od bardziej cenionego TIE Fightera, choć być może dlatego, że o wiele bardziej wolę przypominającego klasyczny myśliwiec X-Winga, niż szklaną piłkę z drzwiami od szafy po bokach. Poprzednie gry, z powodu ograniczeń w grafice, nie mogły za bardzo przenieść filmowego rozmachu i epickości większości scen na domowe monitory. W czasach, gdy na topie były wszelkie symulatory różnych eFów, stworzenie gry, której miejscem akcji była tylko przestrzeń kosmiczna - było strzałem w dziesiątkę! Kosmiczny sim był odpowiednio trudny (ach te misje ochraniania frachtowców), miał zgrabnie dobraną fabułę do misji polegających tylko na lataniu i strzelaniu do statków i przede wszystkim - dał radę przemycić znany z kina rozmach! Znikające żółte napisy, przerywniki filmowe oparte na kadrach z filmu, dynamicznie zmieniająca się muzyka dzięki iMUSE (patentowi LucasArts na system interaktywnej muzyki, zmieniającej się zależnie od wydarzeń na ekranie), epickie bitwy w kosmosie - X-Wing był prawie jak kolejny film z serii.

X-Wing, niedościgniony wzór

Większość zasługujących na uznanie gier, które ukazały się po X-Wingu, jak Dark Forces czy Jedi Outcast zobaczycie w materiale Arasza - ja uzupełnię ta listę o jeszcze coś wartego uwagi. O pierwszej odsłonie nowej trylogii - Mroczne Widmo można powiedzieć sporo złego - lub dobrego, bo odbiór tego filmu zależał bardzo od tego, ile mieliśmy lat gdy go obejrzeliśmy. Nie da się jednak zaprzeczyć, że scena wyścigu w pustynnym kanionie wciskała w kinowy fotel perfekcyjną realizacją i udźwiękowieniem. Oparta tylko na tym jednym fragmencie gra Star Wars Episode I: Racer, w idealny sposób przeniosła na monitory każdy element tej sceny. Świetnie oddane wrażenie obłędnej prędkości, rywalizacja, efekty dźwiękowe z filmu, projekty tras, na których nie zderzaliśmy się z otoczeniem, pomimo śmigania tuż obok skał - wszystko było wręcz perfekcyjne i żadna kolejna gra oparta na nowej trylogii nie przebiła miodnością Racera.

Racer - grafika wtedy robiła wrażenie, a poczucie prędkości było rewelacyjne

Na koniec cofnijmy się do roku 1993 i czasów X-Winga. Gra była znakomita, ale prawdziwe poruszenie Mocy wywołało wtedy coś innego. Były to czasy, kiedy od kolegów kopiowało się spakowany na trzech dyskietkach 10-sekundowy filmik .avi, o rozdzielczości 200x2100 -z ryczącym dinozaurem, bo to było… coś! Coś wspaniałego, co warto było chomikować na dysku. Odtwarzanie filmów na naszych PCtach zbliżało się wielkimi krokami - największą przeszkodą było jednak kupno obłędnie drogiego napędu CD-ROM, którego ówczesną cenę można by porównać dziś do kosztu nowej konsoli Playstation 4. Napęd CD otwierał drzwi do multimedialnego świata filmów, dialogów, muzyki w grach komputerowych. Na płytach było już parę niezłych gier, jak 7th Guest czy Megarace, ale prawdziwą furorę zrobił Rebel Assault.

Rozgrywka w Rebel Assault - ograniczona, ale... WOW!

Pierwsza produkcja LucasArts wydana tylko na CD okupowała szczyty list przebojów przez bardzo długi czas. Co ciekawe - Rebel Assault nie było zbyt dobrą grą, tylko prostym celowniczkiem na szynach, do bólu liniowym. Jej największą zaletą było wplecenie w fabułę oryginalnych fragmentów z filmu, mówione dialogi czy trójwymiarowa grafika z teksturami. Strzelanie do wektorowych statków w X-Wingu było niezłe, ale lot w gąszczu meteorów w Rebel Assault czy bieganie po korytarzach Gwiazdy Śmierci to było… WOW, prawdziwy opad szczęki! Rebel Assault było grą, którą przy odrobinie szczęścia chodziło się obejrzeć do kolegi kolegi, to dla niej jednej tylko warto było się porwać na zakup CD-ROMa za 400 dolarów! Rebel Assault to była słaba gra, ale z ogromną Mocą, która ukazała się w perfekcyjnym momencie.

Rebel Assault pożyczył grafikę kokpitów z X-Winga

W wydanym dwa lata później sequelu dostaliśmy praktycznie to samo, ale z bardziej dopieszczoną grafiką. Zamiast ponownego wstawiania fragmentów z filmu, tym razem wszystkie sceny FMW nakręcono od podstaw - wykorzystując autentyczne rekwizyty z filmu Powrót Jedi. Gra aktorów nie porywała, gameplay był tak samo liniowy i nie pozwalał na wiele, ale nie przeszkodziło to w uzyskaniu ocen w zakresie 9/10 (Secret Service). Pierwszy szok po grach na CD minął, ale Rebel Assault II nadal miał MOC!

Rebel Assault II - szok już mniejszy, ale nadal WOW


Przykład Rebel Assault może chyba się powtórzyć przy okazji premiery nowego Battlefronta. Pierwsza gra Elektroników z logiem Star Wars może nie spodobać się hardcorowym graczom, którzy nigdy nie sięgnęliby po prosty celowniczek na szynach, którzy analizują każdy aspekt gameplayu i oczekują wymagającej i dającej sporo możliwości rozgrywki. Star Wars: Battlefront wychodzi jednak w idealnym momencie, a możliwość interaktywnego udziału w sekwencjach znanych ze starej trylogii, które po raz pierwszy zostały tak przekonująco i plastycznie odtworzone na naszych monitorach, z pewnością wywołają niejedno „WOW” - tak jak Rebel Assault ponad 20 lat temu.  

DM
11 listopada 2015 - 14:16