Tytuł, który zadebiutował w 2002 roku na konsoli Nintendo GameCube, wprawiając w zazdrość fanów zombie grających na PlayStation 2, powrócił w zremasterowanej wersji. I trzeba przyznać, że wizualnie nadal trzyma się znakomicie. Świetne wykonanie techniczne i ciekawe rozwiązania w rozgrywce, zderzają się tu jednak z nieco kulejącym klimatem i brakiem polotu w designie. Mimo wszystko, Resident Evil Zero HDjest jednak naprawdę dobrą grą, dającą więcej przyjemności niż ostatnie, oparte na strzelaniu odsłony serii.
Seria Resident Evil należy niewątpliwie do moich ulubionych. Zagrywałem się w nią już za czasów jej debiutu na pierwszej konsoli marki PlayStation i wzbudziła u mnie fascynację tematyką zombie na długo przed trwającą przez ostatnie lata modą. Jako gracz „wychowany” na pierwszych trzech odsłonach Alone in the Dark, odnalazłem w niej wszystko, co miały tamte niezapomniane przygodówki – ciężki klimat, tajemnicę do rozwiązania, ciekawe zagadki zmuszające do myślenia i walkę o przetrwanie opartą w dużej mierze na zarządzaniu ograniczonymi zasobami.
Taka formuła praktycznie nigdy mi się nie nudziła, dlatego z wielkim smutkiem przyjąłem zmiany, które skierowały Resident Evil w stronę trzecioosobych strzelanin. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Capcom zdecydował się po prostu na poprowadzenie swojej marki dwiema odrębnymi ścieżkami, jednak niemalże całkowity brak zagadek i nacisk na kooperacyjne strzelanie w głównych odsłonach serii, to już nie to samo. Zwłaszcza, że napakowany akcją Resident Evil 4 miał to wszystko znakomicie wyważone i uważam go za jedną z najlepszych części.
Dlatego też cieszy mnie bardzo pomysł przeniesienia na platformy PC, PS3, PS4, X360 i Xbox One zremasterowanych wersji dwóch remake’ów starych części Resident Evil, które przez lata dostępne były tylko na konsolach Nintendo GameCube i Wii. Po znakomitym, zeszłorocznym Resident Evil HD przyszedł czas na Resident Evil Zero HD – fragment historii serii, który z racji dostępności wyłącznie na platformach wielkiego N, przez wielu graczy nie jest wręcz nawet znany. Gra nieco nierówna pod względem zastosowanych rozwiązań i pomysłów, lecz nadal dobra.
Fabularnie Resident Evil Zero plasuje się na początku chronologii serii. Wydarzenia w których mamy okazję uczestniczyć stanowią preludium do tzw. incydentu w Raccoon City. Akcja gry rozpoczyna się w lesie na wzgórzach Arklay, nieopodal znanego fanom serii miasteczka, gdzie zatrzymał się tajemniczy pociąg. Natrafiają na niego członkowie oddziału Bravo, policyjnej grupy specjalnej S.T.A.R.S., wysłani na miejsce w celu zbadania sprawy doniesień na temat tajemniczych morderstw i zaginięć. Podejrzenia padają na Billyego Coena – skazanego na karę śmierci byłego żołnierza, zbiegłego z więziennego transportu. Gdy główna bohaterka, sanitariuszka Rebecca Chambers trafia na miejsce, szybko okazuje się, że przyczyna odbywających się w okolicy potworności jest zupełnie inna i znacznie bardziej przerażająca. A niedoszły wróg Billy staje się jej sprzymierzeńcem.
Gra rzuca światło na wydarzenia dziejące się bezpośrednio przed tym, jak grupa Alpha trafia do kultowej, opanowanej przez zombie rezydencji. Pod względem rozgrywki Resident Evil Zero oparty jest w dużej mierze na tych samych zasadach, co remake części pierwszej. Eksplorujemy mroczne lokacje, zbieramy przedmioty zarządzając ograniczonym pojemnościowo ekwipunkiem, walczymy z zombie i poznajemy strzępki historii, poprzez rozwiązywane zagadki i znajdowane dokumenty.
Całkowitą nowością jest natomiast mechanika przełączania się pomiędzy dwiema postaciami – w grze wcielamy się bowiem nie tylko w Rebeccę, lecz także Billy’ego, a obie postacie się odpowiednio uzupełniają. Dziewczyna jest nieco słabsza i mniej odporna na obrażenia, lecz w zamian za to zna się na miksowaniu leczniczych ziół i wytwarzaniu lekarstw. Były żołnierz jest natomiast bardziej wytrzymały i silniejszy, przez co potrafi usuwać różnorakie przeszkody. Ponadto dysponuje nieśmiertelną zapalniczką Zippo, która przydaje się w kilku sytuacjach.
Postacie mogą znajdować się na ekranie jednocześnie i możemy wówczas wydawać naszemu towarzyszowi proste rozkazy. Twórcy gry poprowadzili jednak fabułę w taki sposób, że bohaterowie muszą się czasem rozdzielać i wtedy nierzadko zdarza się, że obserwujemy pewne wydarzenia z różnych perspektyw. Jest to całkiem ciekawe rozwiązanie zwłaszcza wtedy, gdy wykorzystane jest przy rozwiązywaniu różnorakich zagadek.
Pisząc o Resident Evil Zero HD nie sposób pominąć kwestii technicznych. W końcu mamy tu do czynienia z remasterem gry, która ukazała się na rynku prawie 14 lat temu. Podobnie jak w przypadku zeszłorocznej odsłony części pierwszej, Capcom wykonał jednak bardzo dobrą pracę i gra prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Przeszedłem oryginał na Nintendo Wii i muszę przyznać, że różnicę na plus naprawdę widać gołym okiem. Robiące niegdyś piorunujące wrażenie statyczne tła zostały wzbogacone o dodatkowe dynamiczne oświetlenie, pozwalające poruszającym się obiektom rzucać cienie na różnorakie obiekty. Znacznie rozbudowano także wszelkie efekty mgły i dymu. Atmosfera jest momentami bardzo gęsta i to dosłownie.
Podobnie jak w przypadku zeszłorocznego Resident Evil HD możemy tu jednak dostrzec czasem nierówne wykonanie, zarówno w przypadku modeli różnych postaci i przedmiotów, jak i otoczenia. Niektóre ekrany zdają się być po prostu podciągnięte do wysokiej rozdzielczości, podczas gdy inne zaskakują światłem i efektami. Na plus warto jednak także dodać, że posiadacze PC mogą zagrać w 60 klatkach na sekundę i tę różnicę naprawdę czuć. Resident Evil Zero HD pozwala nam ponadto wybrać format wyświetlania obrazu. Gra opracowywana była bowiem z myślą o telewizorach 4:3, więc zastosowany tryb szerokoekranowy polega na tym, że kamera delikatnie przesuwa w niektórych momentach obraz. Wygląda to jednak bardzo przyzwoicie. Ponownie sprawdza się także wprowadzone w zeszłorocznej odsłonie nowe, wygodne sterowanie. Poruszanie bohaterem jak czołgiem, znane ze starej trylogii, dziś jawi się mało intuicyjnie, chociaż oczywiście miało swoje zalety.
Jeśli mógłbym coś zmienić w oprawie Resident Evil Zero HD to zastanowiłbym się chyba tylko nad większym usprawnieniem modeli postaci, a być może z całkowitym ich zmienieniem. W oryginał na GameCube grało się głównie na kineskopowych telewizorach i przez niską rozdzielczość różnice między tłami, a postaciami były po prostu mniej dostrzegalne. Teraz jednak jest tak, że leżące na ziemi prerenderowane zwłoki odróżniają się od kroczących w naszym kierunku zombie, podobnie jak w pierwszych trzech częściach na PlayStation, gdzie z kolei wynikało to z faktu, że modele postaci były lekko „toporne”.
Zbliżając się powoli do końca tekstu, muszę zwrócić uwagę na jeden szkopuł. Obiektywnie gra jest naprawdę dobra i wyróżnia się bardzo pozytywnie na tle opartych na bezmyślnym strzelaniu nowych odsłon serii. Jednak jeśli porównamy ją z zeszłorocznym Resident Evil HD, trudno pozbyć się wrażenia, że to już było. Wynika to z faktu, że (anulowany) oryginał Resident Evil 0 powstawał z myślą o konsoli Nintendo 64, na którą nie wydano pierwszej części serii. Twórcy nie bali się więc z jednej strony kopiować pewnych pomysłów z poprzedniej gry, zwłaszcza w temacie miejsca akcji. Opuszając pociąg trafiamy bowiem do domostwa mocno przypominającego znaną fanom rezydencję. Oczywiście nie zabrakło także mrocznych magazynów i laboratorium. Capcom popełnił w ten sposób swoisty autoplagiat.
Ponadto nie sposób pozbyć się wrażenia, że twórcom zabrakło polotu pod względem designu przeciwników, zwłaszcza bossów. Chociaż w oryginale walczyliśmy z wielkim wężem, rośliną i pająkami, w Resident Evil Zero drażnią trochę małpy, nietoperze, czy wielki skorpion. Nawet goniący nas przez ponad pół gry, nieśmiertelny przeciwnik będący na swój sposób zapewne pierwowzorem kultowego Nemesisa, wizualnie raczej śmieszy, ponieważ zbudowany jest ze śluzu i pijawek. Łatwo odnieść wrażenie, że oryginał Resident Evil 0 po anulowaniu projektu został w pewien sposób pocięty na części po czym wybrane elementy wykorzystano w kolejnych częściach. Przez to wszystko, Resident Evil Zero HD to z jednej strony naprawdę dobry survival horror i niezły Resident, z drugiej strony nie mogący jednak stawać w szranki z genialnym klimatem remake’u pierwszej odsłony serii.
Pomimo nieco niezaskakujących lokacji i wzbudzających politowanie niektórych typów przeciwników, Resident Evil Zero HD to nadal świetna gra, będąca pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika gatunku survival horror. Fabuła jest całkiem ciekawa i rzuca nowe światło na historię kryzysu w Raccoon City. Mechanika przełączania się pomiędzy bohaterami wprowadza duży powiew świeżości i daje satysfakcję z rozgryzanych przez nas problemów. Ponadto sam remaster jest wykonany naprawdę dobrze – pomimo ponad 14 lat na karku gra wygląda świetnie i może zawstydzić wiele współczesnych tytułów.
Na koniec pozostaje jeszcze fakt, że wielu z was zapewne nie miało okazji zagrać w ten tytuł na Game Cube lub Wii. Jeśli w przypadku remake’u pierwszej części Resident Evil mogliśmy poznać fabułę na innych platformach, tutaj było to niemożliwe. Dlatego dla każdego fana serii, grzechem jest po prostu nie znać epizodu, od którego fabularnie wszystko się zaczęło. Zwłaszcza, że gra kosztuje około 20 dolarów, a zapewnia sporo godzin rozgrywki. Z dodatkowym trybem Leech Hunter, alternatywnymi kostiumami dla postaci, sensownie wymyślonymi achievementami i znanym z oryginału systemem ocen. Ponadto, Resident Evil Zero HD pochodzi z czasów, gdy gry wideo potrafiły być naprawdę trudne. Zagrajcie na poziomie Hard i przekonajcie się sami…
Od siebie dodam jeszcze, że bardzo liczę na remake Resident Evil 2 zapowiedziany przez Capcom. Biorąc pod uwagę obecne możliwości konsol i komputerów, przy wykorzystaniu statycznych lokacji można będzie uzyskać wręcz fotorealistyczną oprawę. A klasyczna formuła rozgrywki broni się po prostu sama!
grę recenzowałem na podstawie wersji PC
Do poczytania na temat RE polecam także: