Parks and Recreation i 30 Rock to w moim odczuciu dwa najlepsze komediowe seriale, jakie zaszczyciły swą obecnością małe ekrany w ostatnim dziesięcioleciu. Stojące za ich sukcesem panie Amy Poehler i Tina Fey to piekielnie utalentowane komediowe bomby, które smykałkę do rozśmieszania pokazały w Saturday Night Live i niezliczonej ilości gościnnych występów w filmach i serialach. Po filmie Baby Mama, w którym po raz pierwszy zagrały główne role w kinowej produkcji (widziałem jednym okiem, nie pamiętam go za bardzo, więc nie będę nawiązywał do jego wysokiej lub niskiej jakości) przyszedł czas na dłuższą przerwę, zakończoną premierą filmu Siostry. Taki talent, taka chemia, kategoria R... Mogło się nie udać?
Pewnie mogło, bo w Siostrach wyraźnie widać niezrealizowany do końca potencjał. Na szczęście jednak niemal dwie godziny seansu dostarczyły mi na tyle dużo rechotu, że wyszedłem z kina dosyć zadowolony. Sprawa ma się następująco. Tina Fey gra Kate Ellis, starszą z sióstr, matkę nastoletniej córki, wieczną imprezowiczkę i osobę bez żadnej stabilizacji w życiu. Amy Poehler to Maura, młodsza, grzeczniejsza siostra, która dobrze zarabia, lubi pomagać innym i niedawno się rozwiodła. Pretekstem do spotkania i totalnego chaosu, który obiecują zwiastuny, jest decyzja rodziców, by sprzedać rodzinny dom. Panie muszą przyjechać, opróżnić swoje pokoje i uszanować tę nagłą decyzję. Szybko rodzi się pomysł, by pożegnać domostwo ostatnią imprezą, wydarzeniem przesłaniającym swoim rozmachem i tzw. epą wszystkie niegdysiejsze licealne prywatki. Trzeba tylko zaprosić wszystkich czterdziestoletnich znajomych sprzed lat i do boju!
Siostry wyraźnie dzielą się na dwie połowy - przed imprezą i w trakcie imprezy. Początek jest powolny, nieszczególnie wybuchowy, raczej grzeczny. Oczywiście panie przeklinają, trafia się kilka dobrych tekstów, chemia między Poehler a Fey jest bardzo wyraźna i widać, że mają frajdę. Ale gdyby tak wyglądał cały film, byłby to zawód na całej linii. Bo nawet jeśli jest śmieszny, to nie na tyle, bo go wspominać i polecać. W końcu Siostry miały być dorosłą, wulgarną i durnowatą komedią, jakich ostatnio całe mnóstwo w kinach. Twórcy więc się zmobilizowali i docisnęli gaz do dechy. Impreza jest odpowiednio szalona, chaotyczna, momentami absurdalna i po prostu śmieszna.
Prezentowany w filmie humor oczywiście zahacza o penisy, odbyty i narkotyki, ale prezentuje też nieco bardziej przemyślany poziom. Bohaterowie są po 40-tce i jestem przekonany, że najlepiej podczas oglądania bawią się właśnie dojrzali małżonkowie posiadający dzieci. Tak jak z czasem coraz bardziej bawi mnie Louis C.K., tak jak doceniłem życiowy humor w Master of None, tak samo tutaj śmiałem się z dowcipów zahaczających o temat wieku, stażu i dorosłego życia. No i ogromny plus dla Johna Ceny, który po raz kolejny udowadnia, że jest naprawdę niezłym komediowym aktorem i jego epizod jest jednym z lepszych elementów filmu.
Czy też macie tak, że jeśli pałacie sympatią do jakiegoś aktora lub aktorki, to jesteście im w stanie sporo wybaczyć i uznawać ich dzieła za warte uwagi? Amy i Tinie wybaczę wiele. Bo Siostry powinny być komediową petardą, która gdzieś w międzyczasie nieco zamokła. Całość jest poniżej możliwości obu aktorek i choć bawiłem się dobrze, to jednak zabawa na planie musiała być lepsza.