Kung Fu Panda 3 - kolejny poziom wtajemniczenia? - Black Elf - 12 maja 2016

Kung Fu Panda 3 - kolejny poziom wtajemniczenia?

Opowiem Wam dziś historię o wielkim wojowniku. Tak wielkim, że z trudem mieści się w drzwiach. Jednak jego siła, nie tkwi w rozmiarze, choć jest to jego niewątpliwa zaleta, lecz w jego mocy. Mocy, tak mocarnej, że żaden mocarz nie może się równać z jego mocarnością. Opowiem Wam o smoczym wojowniku!


Okeeeej… To już mogę przestać wciągać brzuch? Bo to strasznie męczące... ale czego się nie robi dla czytelników. Kluseczki może? Mnie przed seansem filmowym zawsze dopada gastrofaza. Nie da się oglądać filmu bez konkretnej zagrychy. Dlatego zawsze rezerwuję miejsce w kinie o godzinach, o których nie ma nikogo. Chrupanie popcornem w ciemnej kinowej sali! To jest to! Troszkę zboczyliśmy z tematu. Kojarzycie tego dobrze zbudowanego misia pandę z dwóch poprzednich części? Przystojny, zaokrąglony to tu i to tam, fenomenalne poczucie humoru i walczy Kung Fu? Tak? Świetnie! Bo nowy film o jego przygodach zaczyna się widokiem starego pomarszczonego żółwia.

Oogway przybywa w świecie duchów i urządził się tam całkiem nieźle. Spokój i ciszę medytowania przerywa niejaki Kai – duch wielkiego byka z pozieleniałymi oczami, który ma osobliwą pasję – kolekcjonowania dusz wielkich wojowników i czynienia ich swoimi niewolnikami. W tym samym czasie w świecie śmiertelników, Po jeszcze nie wie, że Kai wybiera się złożyć mu wizytę. Chce zrobić sobie z okrągłego pandy – nowy wisiorek do paska. Teraz sprawdźmy. Ratowanie świata? Jest! Okrągła panda? Jest! Wspierająca go drużyna? Jest! Prawdziwy ojciec Po? Jest! Zaraz … zaraz … Więcej słodkich uroczych i puchatych pand!? O tak!


Ciężko uwierzyć, ale filmy z serii Kung Fu Panda z każdą kolejną odsłoną, utrzymują swój wyśrubowany poziom. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że trzeci film jest nawet lepszy niż dwójka. Z reguły kolejne odsłony tego samego tytułu powoli zaczynają zjadać własny ogon. Kung Fu Panda wydaje się przeczyć temu stwierdzeniu, dając nam dużo tego samego, ale wciąż bardzo dobrze skomponowane. Zgodnie z zasadą ustaloną przez mistrza Hitchcocka, film zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem akcja już tylko przyśpiesza. Gdy oglądam Kung Fu Pandę, czuję się jak podczas seansów starych filmów walki. Jest dynamika, niesamowite wykopy, dużo filozofii opakowanej w kreskówkowy papierek z uśmiechniętą mordką Po. To wszystko podlane odrobiną sarkazmu, szczyptą moralitety, ale nieustannie szarganej przez głupawe wyczyny Smoczego Wojownika. Pewne drobne dziury fabularne, można pominąć, karmiąc oczy efektownymi walkami. Fabuła daję radę i z powodzeniem wprowadza nas w zupełnie nowy rozdział życia wojowniczej pandy.


Nie mogę nie wspomnieć o barwach i cudownej oprawie graficznej. Animacja jak dopieszczona niczym Po, po solidnym obiadku. Feria kolorów, efekciarskie dodatki w stylu złotego zachodu słońca, na którego tle walczą bohaterowie, czy nawet reklama wytwórni wykonana w duchu filmu, świadczy o tym, że twórcom zależało, aby ten film był naprawdę dobry.
Za rekomendację niech posłuży fakt, że nie raz parsknęłam popcornem ze śmiechu podczas seansu. Popcorn daje okejkę. Ja także!

Black Elf
12 maja 2016 - 23:57