Najlepsze sztuczki iluzjonistów to takie, których tajników realizacji nie chcemy poznać. Chcemy żyć choć przez chwilę w przekonaniu, że „magia” istnieje, a artysta przed nami naprawdę wyczarował królika z kapelusza. Twórcy Iluzji 2 bardzo zgrabnie poruszają się w tym schemacie przez 2/3 filmu, co chwilę atakując widza zwrotami akcji, które mają za zadanie odwrócić uwagę od rzeczywistej sztuczki dokonywanej na czarnych charakterach.
Co z pozostałą 1/3 historii? No i tu właśnie leży pies pogrzebany – te 2 kwadranse z hakiem to zatrważająca liczba głupot, pretekstowych scen rodzących dziesiątki pytań, no i zakończenie, które aż krzyczy „będzie trzecia część!”. Ale...
...nie zmienia to faktu, że do Iluzji jakotakiej mam dziwną słabość, bo film (a raczej filmy – to w końcu już seria!) nawet mi się podobał. Jeżeli letnie kino kojarzy wam się z czymś niezobowiązującym, lekkim, szybkim to druga część na pewno przypadnie Wam do gustu. Jest w niej wszystko to, co znajdziecie w Wikipedii pod hasłem „sequel”. Co więcej, główni bohaterowie wraz ze scenarzystami starają się (troszkę nieudolnie, ale jednak) rozbudować uniwersum. Dlatego też lwia część akcji rozgrywa się w kolebce światowej magii – Makao. Chińskie klimaty wstrzykują trochę świeżości do całej zabawy, bo umówmy się – pod względem konstrukcji intrygi to nic innego jak wątek z pierwszej odsłony podbity do potęgi.
Czyli jeszcze więcej pościgów, więcej scen walk, więcej trików i zaskakujące zakończenie? No prawie. Iluzja 2 pada ofiarą swojego poprzednika, który zawierał w ostatnim akcie twist wywracający historię do góry nogami (z szacunku do osób, którzy nie widzieli filmu – nie zdradzę go). Tutaj również mamy pewnego rodzaju woltę, dzięki czemu widz czuje się zmylony, ale z drugiej strony – czy po wcześniejszym wyczynie ekipy Jeźdźców jest to aż tak zaskakujące? Tym bardziej, że bohaterowie praktycznie w każdej scenie tłumaczą co zamierzają zrobić. Tak jak iluzjonista na scenie obiecuje, że przepołowi bezkrwawo blondynkę w skrzyni lub spowoduje, że gwóźdź zniknie pod wpływem uderzenia ręką (pozdro dla Pana Ząbka), tak i tutaj obraz zostaje pozbawiony tej aury tajemniczości. Na taką zabawę konwencją mógł sobie pozwolić tylko Nolan w Prestiżu. Skoro jednak Iluzja 2 jest kinem stricte rozrywkowym, nie wymagajmy od niej wielopoziomowej narracji. Nie ta skala, nie ten materiał i nie to nazwisko za kamerą.
Z grubsza jednak to blockbuster, jaki powinien trafiać właśnie w tym okresie. Po prostu fajny, pędzący przed siebie, bez głupich dowcipów (przyjemny, aczkolwiek nieprzeszarżowany motyw z ksywą „Buffy”:)), w paru miejscach kreatywny. Nie będziecie nad nim rozmyślać zbyt długo, poza tym, że zostaniecie mile zaskoczeni sekwencją kradzieży pewnego czipu. To w tej właśnie scenie widać najbardziej, że wszyscy aktorzy mieli niezłą zabawę na planie.
Czyli warto? Jeżeli pierwsza część była dla was nudna i za głupia – nie warto. Czerpaliście z niej niezły fun i trawiliście dziury logiczne? Wybierzcie się do kina jak najbardziej, wyjdziecie zadowoleni. Jeżeli to wasze pierwsze spotkanie z Iluzją – spróbujcie, może się przekonacie. Solidnych przygodówek podlanych atmosferą heist movies nie jest na rynku zbyt dużo.
No i na sam koniec 3 aktorskie wtręty:
1. Jesse Eisenberg chyba już zawsze będzie grać Jessego Eisenberga
2. Daniel Radcliffe to cholernie zdolny aktor, ale tutaj z każdą minutą był coraz gorszy...
3....dlatego królem tego filmu jest Woody Harrelson. Dobrze, że żaden trailer na to nie wskazywał!
OCENA 6/10