W jednej ze scen miła pani naukowiec tłumaczy głównemu bohaterowi zasadę inwersji czasowej słowami “tego nie można omówić, to trzeba poczuć”. To również idealne odzwierciedlenie tego, co sobą reprezentuje Tenet - jeżeli poczujesz główny motyw manipulacji czasem, z pewnością docenisz tuzin innych rzeczy. W filmie Nolana cofanie czasu jest kluczowe dla wielu wydarzeń, ale ja takiego luksusu nie mam. Będzie więc konkretnie i na temat, czyli…
…Tenet ogólnie nawet mi się podobał, choć to obraz o zaiste falującej formie (o tej wspomnę niżej). Jest w nim również przemycona spora miłość do szpiegowskich klasyków z Bondem - przepych związany z lokacjami, piękna kobieta, dzielny główny Protagonista (wielka litera użyta nie bez powodu), strzelaniny, pościgi i walka o pokój na świecie. Można stwierdzić, że twórca trylogii o Batmanie poszedł na całość i zrobił “swojego Bonda”. Będzie w tym sporo racji, jednak nie byłby sobą, gdyby nie ufał w bezkompromisowy sposób autorskiej wizji. A ta nie pozwoliła mu na nakręcenie zwykłego kina akcji. Tenet jest więc prosty, ale jednocześnie zdrowo pokręcony i nie brakuje mu realizacyjnego kopa oraz unikalnej inscenizacji.
Pierwsze co muszę zrobić to pogratulować garniturom ich pomysłowości. 20 lat temu powstał horror Ju-On znany też jako Ju-On: The Curse. Pożniej pojawił się film Ju-On: The Grudge ( u nas Klątwa Ju-On). Film ten doczekał się amerykańskiego remake’u The Grudge, znanego u nas jako The Grudge – Klątwa. Teraz do kin trafia The Grudge, czyli amerykański reboot serii, który u nas zatytułowano The Grudge: Klątwa. Na serio nikt nie był w stanie wymyślić lepszego tytułu dla tego crapu?
Pokemon to jeden z tych kulturowych fenomenów, które przenikają bariery i stają się czymś międzynarodowym. Ludzie z każdego zakątka świata mają jakiś kontakt z cudacznymi, kieszonkowymi potworami. Studenci z afrykańskich państw, chińskie dzieciaki, ładne Koreanki, amerykanie z Teksasu i cebulowi Polacy wiedzą co to Pokemon. Możemy się różnić w tym jak nazywamy konkretne stworki, ale każdy wie o co chodzi i można się dogadać (sprawdzone na własnej skórze). To sprawia, że Detective Pikachu ma szansę stać się najpopularniejszą adaptacją gry wideo w historii. Czy możemy też liczyć na coś co w końcu udowodni, że da się zrobić dobry film bazujący na grze wideo?
Jakiś czas temu pisałem jaką męczarnią są dla mnie wyjścia do kina. Mój pogląd na ten temat nie uległ zmianie, natomiast zacząłem się zastanawiać, czy kina mają szansę wymrzeć? I jaka miała by to być śmierć? Naturalna, czy może zabójstwo? Kto i w jaki sposób może im zagrozić?
Bez zbędnego wspętu - zapraszam na kolejny przegląd Azjatyckich Filmów. Tym razem ponownie sprawdziwmy dzieła flmowe z Państwa Środka.
Sylwestrowe zabawy już za nami, pora więc na chwilę relaksu po wielkim szaleństwie i spędzenie kilku miłych chwil przed ekranem telewizora. Zapraszam do przeczytania kolejnego przeglądu filmów azjatyckich. Tym razem zajmiemy się kinematografiom Kraju Kwitnącej Wiśni, który już niejednokrotnie przekonał kinomaniaków, że potrafi tworzyć naprawdę dobre filmy.
Witam w kolejnym Przeglądzie Kina Azjatyckiego Tym razem opuszczamy państwo środka i wyruszamy bardziej na południowy - wschód. Korea Południowa to nie tylko przepyszne „kimchi” ale również prężnie rozwijający się przemysł filmowy. Ostatnie lata pokazały, że świetne kryminały i dobrze nakręcone dramaty dla tamtejszych reżyserów to przysłowiowa bułka z masłem.
Czekałem blisko czternaście lat, by móc obejrzeć sequel ulubionego filmu z dzieciństwa, jednego z najważniejszych tytułów mojego życia. Poprzedniczkę obejrzałem kilkanaście razy, była ona dla mnie główną inspiracją do zabaw ze znajomymi we wczesnej podstawówce, impulsem do napisania pierwszego koszmarku-opowiadania, wreszcie - czas przy komputerze spędzałem z adaptacjami growymi. I wiecie co - gdy tylko usłyszałem, że ojcowie projektu - Brad Bird wraz z Pixarem, zabiorą się za sequel, poczułem wielką ekscytację wymieszaną z lękiem - o to, czy nie upadnie wzorzec z dzieciństwa, czy idealizowanie i sentyment nie zabiją we mnie odbioru „dwójki”. Po polskim seansie przedpremierowym mogę już spokojnie odetchnąć i napisać - mamy kandydata do Oscara w kategorii „Najlepszy pełnometrażowy film animowany” i tytuł, który powalczyć może o miano najlepszego dzieła kinowego 2018 roku.
Do kina chodzą dzisiaj wszyscy. Każdy miesiąc obfituje w dziesiątki premier filmowych, więc jest w czym wybierać. Osobiście gustuję w komediach i sci-fi. Niedawno byłem na Black Panther i Kobietach Mafii. Wchodzę na salę, rozsiadam się wygodnie, obok moja partnerka, lecą reklamy, światła gasną i... zaczyna się horror. Ale chwila, przecież wcale nie poszedłem na horror.
Kingsman: Złoty krąg
Kingsman był filmem, który wziął widzów z zaskoczenia. Nieszczególnie oczekiwana sensacyjna komedia biorąca na warsztat kino szpiegowskie okazała się być jednym z lepszych rozrywkowych filmów 2014 roku. Reżyser Matthew Vaughn idzie za ciosem i zebrawszy bardziej imponującą obsadę zabiera krwawą i nieco wulgarną wersję przygód Jamesa Bonda za ocean. Złoty krąg skupi się na próbie zniszczenia organizacji Kingsman, co wymusza na Brytyjczykach współpracę z amerykańskimi braćmi, co przysporzy wszystkim dużo zabawy. Cel: schwytać złoczyńcę odpowiedzialnego za atak. W filmie gra śmietanka aktorstwa, wszystkiego jest więcej, ale podobno końcowy efekt nieco zawodzi. Zbyt mocno chciano przebić oryginał i koniec końców wyszło gorzej. Sprawdzicie to?