Platformówki to gry, dzięki którym, według mnie, branża gier wideo rozrosła się, spopularyzowała. To dzięki nim mamy taki obraz gier wideo, a nie inny. Dodatkowo sam uwielbiam bawić się w tego rodzaju gry, więc obok żadnej nie przechodzę obojętnie, a staram się prędzej, czy później zagrać. Tak również stało się z grą Never Alone. O jej istnieniu wiedziałem już przed premierą, gdyż motyw ciekawego kompana, niezwykle mi się podobał. Produkcja przyciągała również dość oryginalnym tematem, a więc dzisiaj zapraszam Was do recenzji tejże gry.
Tak jak więc wspomniałem na wstępie, Never Alone to ciekawa przygoda, platformówka oraz coś w rodzaju wirtualnej czci dla ludności Inupiat, zamieszkującej alaskańskie pustynie lodowe. A może bardziej chęć zapamiętania tej dość niezwykłej społeczności, która za kilkadziesiąt lat może zniknąć z planety? Kto wie. W każdym razie, w mojej opinii przygoda małej Nany oraz jej nowego przyjaciela mają wiele pozytywnych stron, jednakże nie zabrakło błędów oraz niedoróbek.
O co więc chodzi w samej fabule? W grze praktycznie ciągle gonimy, uciekamy przed złem. Wcielamy się początkowo w postać małej dziewczynki imieniem Nana, która żyje w wiosce Inupiat. W końcu jednak nadchodzi śnieżyca, a za nią kolejna. Później następna i tak ciągle. Ludność nie ma jak polować. Podupada. Dziewczynka z racji na to, że jest świetną łowczynią, postanawia sprawdzić, co jest przyczyną ciągłych zamieci śnieżnych. Po jakimś czasie od niehybnej śmierci, ratuje ją niezwykły, śnieżny lis, który od tej pory staje się naszym kompanem. Dziewczynce nie udaje się dowiedzieć się, co stało za okropną pogodą, a po powrocie do wioski okazuje się, że jej mieszkańcy zostali wyłapani przed straszliwego człowieka i uwięzieni. W akcie desperacji Nana rzuca się w pogoń za porywaczem. Tutaj zaczyna się główny trzon naszej przygody.
Po drodze spotykamy wiele przeszkód typowo platformówkowych, zagadek logicznych, barykad i tak dalej. Oczywiście należy tutaj współpracować wraz z lisem, gdyż w innym wypadku ugrzęźniemy gdzieś na samym początku. Produkcja pozwala na sterowania dwiema postaciami, pomiędzy którymi możemy się przełączać, grając w pojedynkę. Wtedy jednak gra potrafi nieco zanudzić, zirytować. Zniechęcenie prawdopodobnie udzieli się w zły sposób i po spędzeniu pierwszych 30 minut z grą, możemy nie wrócić do niej więcej. Przyznam szczerze, że grając sam czasem przyciągała mnie ciekawość, co do dalszych losów dziewczynki, a czasem się zmuszałem. Never Alone nabiera swojego kolorytu dopiero wtedy gdy gramy ze znajomym. Niestety gra dopuszcza prowadzenie zabawy wyłącznie przy jednym komputerze, więc nie zagracie online z osobą, która również posiada produkcję. Jest to bezsensowne według mnie. Skoro już zdecydowali się na kooperację (a gra aż prosi się o to) to mogli wykonać pracę do końca.
Podczas pokonywania kolejnych lokacji, będziemy odblokowywać różnego rodzaju filmy. Nie są to jednak dodatkowe zawartości, które mówią nam coś o samej grze, a raczej filmiki, ukazujące kulturę, zachowania, tradycje Inupiat. Wielki plusik dla deweloperów, gdyż nie zmuszają nas do ich oglądania, a po prostu delikatnie informują napisem, gdzieś w rogu. Do materiału wideo można oczywiście wrócić po jakimś czasie. Tak też zrobiłem ja. Po przejściu dość dużej części gry, zabrałem się za oglądanie filmików, które okazały się dla mnie bardzo interesujące. Fajna, ciekawa, dodatkowa zawartość gry. Niby można się czegoś nauczyć, a nie boli tak jak w szkole.
Sama rozgrywka jest dość łatwa i oczywista do pojęcia. Oprócz podstawowych ruchów jak chodzenie, czy skakanie, mamy do dyspozycji rzut specjalną bronią, czy możliwość odbijania się od ścian. Nie ma tutaj więc wielkiej komplikacji, jednakże łamigłówki potrafią zaskoczyć. Czasem trzeba po prostu dobrze znać mechanikę rozgrywki, by przewidzieć już na początku, co trzeba zrobić w danym momencie. Szkoda jednak, że grając samemu, rozgrywka potrafi zdenerwować oraz zanudzić. Częsta mocna współpraca potrafi być dość upierdliwa, kiedy gra się w pojedynkę. Dodatkowo twórcy nie zadbali o A.I. wirtualnego kompana, więc nierzadko zdarza się, że wykona on skok śmierci, czy wpadnie do wody. Na każdym kroku należy uważać, gdzie zostawia się drugą postać. Tym bardziej jest to trudne w momencie, gdy musimy wykonać szybką zmianę bohatera kilkukrotnie w jednym miejscu np. podczas uciekania niebezpieczeństwu.
Grafika może nie wygląda jakby była zrobiona przez Redów, jednakże trzyma swój poziom po dziś dzień. Czuje się ten surowy, zimny klimat nieprzyjaznego środowiska. Wicher, zamieć śnieżna, czy chociażby „topienie się” w głębokim, sypkim śniegu prezentują się efektownie. Od razu można zauważyć, że twórcy przyłożyli się do tego aspektu, nie pomijając szczegółów. Niestety sam projekt głównej bohaterki nie wykonano dość szczegółowo, a jest ona głównie poruszającym się kłębkiem. Może miało tak być, może nie.
W grze mamy możliwość usłyszeć lament dziewczynki po ewentualnej śmierci liska. Z racji na niskie A.I. oraz naszą nieudolność, dzieje się to w miarę często i za każdym razem słyszymy paskudne dźwięki, wydobywające się z gardła Nany. Kiedy tylko to słyszałem, miałem ochotę wyłączyć grę, bądź utopić główną bohaterkę (albo zabić się). Wzmagało to we mnie tak wysoki poziom irytacji, że wolałem posłuchać ciszy, bądź delikatnej, klimatycznej muzyki. A właśnie. Napisałbym coś o poziomie soundtracku, ale tego nie zrobię. Czemu? Bo OST nie istnieje. Nie mogę nawet powiedzieć, że muzyka w grze jest uboga. Jej naprawdę nie ma. A jeżeli jej nie ma, nie ma również wyrazistego klimatu, który wołałby mnie do siebie. Szkoda.
Podczas gry napotykamy różne urozmaicenia, kiedy to funkcję przeszkód nie pełnią tylko lodowe skały, czy ruiny wiosek. Dochodzą do tego nagłe mocniejsze powiewy wiatru, przed którymi należy się ukryć, niedźwiedź, czy chociażby straszny mężczyzna albo mali ludzie. Wszyscy oni potrafią napsuć krwi podczas samotnej rozgrywki, ale jeżeli w dwójkę opanujecie swoje postaci, nic nie będzie w stanie Was zatrzymać na dłużej. Sprawia to, że gra jest idealna dla co-op'a. Nawet wtedy nie przeszkadza brak jakiegokolwiek soundtracku.
Upper One Games stworzyło coś odmiennego, co może podobać się graczom, a w tym także wielbicielom platformówek. Świetnie wykonany śnieg, przygoda wraz z kompanem oraz te krótkie, pouczające materiały dodatkowe to dobre połączenie. Wymienione przeze mnie błędy potrafią popsuć nieco zabawę, jednakże w obliczu kooperacji, większość z nich odpada. Never Alone to coś nowego. To powiew świeżości, który zasługuje na aprobatę, jednakże znalazłoby się kilka rzeczy do poprawienia, dlatego moja ocena to 7/10.