Deus Ex: Rozłam Ludzkości - recenzja gry tylko i aż bardzo dobrej
Cwany ten Singer. Recenzja filmu X-Men: Przeszłość, która nadejdzie
14 nieścisłości fabularnych w filmowej serii X-Men
Prince of Persia jako sandbox?
Niesamowity Spider-Man 2 - recenzja filmu
Niech mistrzem Hiszpanii zostanie Atletico
Bardzo cieszyłem się na Niezniszczalnych 2. Czekałem, wypatrywałem, przypomniałem sobie pierwszą część. Nakręciłem teaserami i kolejnymi doniesieniami z planu. A jaki okazał się być film? Po tych zdaniach można się spodziewać, że strasznie się rozczarowałem. Nic bardziej mylnego. Niezniszczalni 2 to kawał rozrywki, beczka frajdy, kupa śmiechu i dodatkowa zabawa przy wyłapywaniu całej masy odniesień do klasyków kina akcji. Czy było zatem coś nie tak? Po prostu myślałem, że dwójka będzie dużo lepszym filmem niż jedynka, a w mojej ocenie jest minimalnie słabsza. Postaram się wyjaśnić, skąd takie poczucie.
Pomysł na Niezniszczalnych był nieskomplikowany, genialny w swej prostocie - zebrać w jednym miejscu zgraję nic już nie znaczących (z rzadkimi wyjątkami) z osobna gwiazdorów kina akcji, ale przyciągających i działających na wyobraźnię jako grupa. I ten koncept się sprawdził. Film Stallone'a to jeden z najbardziej spektakularnych przykładów efektu synergii w ostatnich latach.
Fabuła The Expendables jest tak prosta, jak to tylko możliwe. Grupa najemników zostaje wynajęta w celu zlikwidowania południowoamerykańskiego dyktatora, będącego tak naprawdę tylko kukiełką w rękach kogoś innego. Poczatkowo niechętny misji Barney Ross znajduje motywację w ramach ratowania damy w opałach, a jego wierni kompani, którzy poszliby za nim choćby do samego piekła, długo nie myśląc decydują się mu towarzyszyć. To wszystko jest jednak tylko niezbędnym minimum, pretekstem do pokazywania kolejnych widowiskowych akcji czy walk. I tak po prawdzie, więcej nie trzeba było. Bo tu chodziło wyłącznie o frajdę. Tak dla widzów, jak i twórców.