Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy zainteresowani mają już E3 po dziurki w nosie, o ile nie gorzej. Każdy już się wymądrzył co sądzi na temat tegorocznej edycji, więc przyszedł czas na nieco bardziej niestandardowe podsumowanie. Ktoś, kto wpadł na ten pomysł jest geniuszem i biję przed nim pokłony. Wiem, że krótkie wpisy nie są tym, czego "góra" Gameplaya by oczekiwała, ale w tym wypadku nie ma innego wyjścia - zapraszam do rozwinięcia
Kilka dni temu, podczas zwyczajowego trollowania polskiej „branży” na pewnym mikroblogu, zebrało się nam, czyli kilku osobom które siedzą w temacie konsol nieco głębiej, na wspominki. „Kiedyś to tak, teraz to nie” było motywem przewodnim. W języku polskich chanów można by było powiedzieć, że nostalgłem. Po tych kilku(nastu) latach mogę śmiało powiedzieć, że sieć na konsolach, nie tylko w moim przypadku, zrobiła tyle samo dobrego, co złego. Swoją funkcjonalnością i przystępnością dała i nadal daje sporo frajdy, ale jednocześnie zabiła hardkorowego ducha w większości z nas.
W polskiej branży(uwielbiam to słowo) mocno zahuczało z powodu cichego wejścia sieci Empik w obrót używanymi grami na konsole. Osobiście mam mieszane odczucia – z jednej strony fajnie, że ktoś „duży” chce się w tym babrać, z drugiej strony znając postawę Empiku co do gier na konsole można przyjąć za pewnik, że będzie sporo zabawnych sytuacji i wcale nie koniecznie to klientowi będzie do śmiechu. Szybko zwołane spontaniczne zebranie przedstawicieli 3 wrocławskich sklepów konsolowych i burza mózgów wspomagana czynnikiem chłodzącym z pianką na dwa palce rozwiała wątpliwości – w nas to nie uderzy. Do rzeczy.
Długo wzbraniałem się przed napisaniem czegokolwiek o Wiedźminie drugim, ale w obliczu obecnych wydarzeń trzeba powiedzieć „dosyć milczenia”. Nie mnie oceniać grę, która jest na maszyny do pisania i która mi zwyczajnie nie leży. Znacznie bardziej interesujący jest związany z nią szum medialny, momentami przybierający postać cyrku.
Już po raz piąty studenci Politechniki Wrocławskiej z racji rozpoczęcia juwenaliów dali show na swoim terenie - akademikach. Potężny Indeksowany Wyświetlacz Oknowy to nic innego jak zamiana akademika w ekran i co by nie mówić, pomimo bardzo ograniczonej rozdzielczości i palety barw, wygląda świetnie. W tym roku projekt rusza w tournee po Polsce i polecam się wybrać, bo to jedna z tych rzeczy, które na żywo robią zdecydowanie większe wrażenie już na ekranie komputera. W rozwinięciu filmik, polecam.
Jest w świecie gier kilka takich serii, których fenomen dla przeciętnego gracza z europy może wydawać się co najmniej dziwny. Dynasty Warriors jest jedną z nich. Wyprodukowany przez japończyków slasher opowiadający historię Chin, gdzie w każdej misji bohater zabija tysiące przeciwników, a całość da się przejść klepiąc tylko jeden przycisk nie łapie się do definicji "normalna gra". O dziwo sprzedaż serii poza Japonią ma się względnie nieźle. Czy siódma(a właściwie szósta) część serii, nie licząc spinoffów, zaliczyła progres godny konsol obecnej generacji?
Location Test to w świecie arcade nic innego, jak beta-testy. Zazwyczaj prawie finalna wersja gry jest wstawiana do kilku najbardziej znanych salonów gier w różnych częściach Japonii i ogrywana przez wszystkich. Developerzy zbierają masę uwag i sugestii, wracają do roboty i po jakimś czasie na rynku ląduje finalny produkt. Niekwestionowany lider tej branży, SEGA, o swoich location testach z reguły informuje ze sporym wyprzedzeniem – daty, miejsca i wszelkie inne informacje są dostępne na wyciągnięcie ręki. Namco jest bardziej tajemnicze i wyznaje undergroundową zasadę KMWTW(Kto Ma Wiedzieć Ten Wie). W tym przypadku nikt nic nie wiedział, ale i tak na sieć poszło mięsko. Smakowite mięsko...
Będąc młodym szczylem strasznie cierpiałem na syndrom „musisztomiecia” – chłonąłem reklamy wszystkiego pasującego pod mój wiek i nie dawałem żyć rodzicom dopóki nie dostałem tego, czego chce. Katalogi klocków Lego, resoraków SIKU i wszystkiego co wydawało się fajne miałem opanowane od A do Z. Niejednokrotnie spora część budżetu domowego na dany miesiąc lądowała w kasie sklepu z zabawkami, żebym się w końcu zamknął. Wiele spośród tych wspaniałych, wyśnionych zabawek było wspaniałych i wyśnionych tylko w reklamach. Pobawiłem się godzinę, pieprznąłem w kąt i tyle z tego było, ale wróćmy do gier.
20 kwietnia we wrocławskim klubie muzycznym Liverpool odbyła się impreza mająca na celu skupienie w miłej atmosferze fanów sprzętów do grania, które osiągnęły status pełnoletniości. Pomimo środowego terminu, nie nastrajającego optymistycznie do spotkań przy dymku i złocistym browarze, pojawiło się sporo osób którym do szczęścia wystarczy telewizor i podpięty sprzęt o możliwościach mniejszych niż współczesne kalkulatory.
Z racji posiadania 3,5 letniego syna, raz na jakiś czas staram się wychodzić poza schemat praca-dom-spanie i w każdy weekend staram się zafundować młodemu jakąś atrakcję. Pierwsza wycieczka do kina na Myszkę Miki zakończyła się umiarkowanym sukcesem, druga nie doszła do skutku na 10min przed seansem przez humorki, ale mimo to uznałem, że czas się przełamać. Jedna z sieci kinowych w paśmie porannym oferowała tylko przygody lalki Barbie, druga w ogóle nie miała takich atrakcji, więc trzeba było się wykosztować na „normalną” produkcję. Wybór pomiędzy Rio a Hop był prosty: Rio było w 2D, co ostatnio jest rzadkością, a ptaszki są fajniejsze od zajączków.