Zmarnowane szanse: Shift 2 Unleashed - shinek - 5 maja 2011

Zmarnowane szanse: Shift 2 Unleashed

Będąc młodym szczylem strasznie cierpiałem na syndrom „musisztomiecia” – chłonąłem reklamy wszystkiego pasującego pod mój wiek i nie dawałem żyć rodzicom dopóki nie dostałem tego, czego chce. Katalogi klocków Lego, resoraków SIKU i wszystkiego co wydawało się fajne miałem opanowane od A do Z. Niejednokrotnie spora część budżetu domowego na dany miesiąc lądowała w kasie sklepu z zabawkami, żebym się w końcu zamknął. Wiele spośród tych wspaniałych, wyśnionych zabawek było wspaniałych i wyśnionych tylko w reklamach. Pobawiłem się godzinę, pieprznąłem w kąt i tyle z tego było, ale wróćmy do gier.

Pierwszy Shift dał nadzieję, że seria Need for Speed powróci do poważnych wyścigów, porzucając styl odpicuj-mi-neon-pod-golfem znany z kilku poprzednich części. Gra była dobrze wykonana i jeździło się bardzo przyjemnie, aż nadchodził czas wyłączenia konsoli. Cały problem tkwił w tym, że następnego dnia nawet mając płytę z pierwszym Shiftem w napędzie, nie chciało się w niego grać. Zero przyciągania. Taka zabawka z reklamy – zagraj i zapomnij. Na Shifta 2 w ogóle się nie czaiłem, ale pochlebne opinie wśród ludzi których zdanie szanuję zrobiły swoje. Jadę.

Przetarłem oczy ze zdumienia. Wow! Ta gra wygląda całkiem ładnie i do tego jest płynna, czego o jedynce na PS3 nie można było powiedzieć. Pierwsze kółko – wow! to auto zachowuje się realistycznie! Tzn. na tyle realistycznie na ile mi się wydaje jak zachowuje się 350-konny sportowy potwór. Z tego miejsca pozdrawiam wszystkich mędrców prawiących o zachowaniu takich aut na torze, mających z nimi tyle wspólnego co fotkę z pokazu pod centrum handlowym. Kocham Was.

Gra mnie wciągnęła całkiem mocno z kilku powodów:

Duża elastyczność – jeśli jakiś wyścig/seria nam nie odpowiada, w każdym momencie kariery mamy do wyboru kilka innych. Nie ma tu sytuacji jak z Gran Turismo, gdzie nieraz żeby mieć odpowiedni poziom kierowcy/samochód, trzeba było kilka razy powtórzyć poprzednie wyścigi aby nabić doświadczenie/kasę.

Autolog – znany już z Hot Pursuit system na bieżąco porównujący czasy ze znajomymi. To strasznie wjeżdża na ambicje. Wygrywasz wyścig, a tu wyskakuje informacja że koleżka ma o 2 sekundy lepszy czas. No to restart – bo co, mam być gorszy? Satysfakcja z pokonania kogoś o kilka sekund autem o niższym indeksie wydajności jest całkiem spora.

Modding, który czuć – niemal każda nowa część władowana do auta daje widoczny efekt na torze. Nie mówię tu tylko o walnięciu największego turbo, które zasysa całe otoczenie na kilkaset metrów w przód, ale o tych z pozoru mało istotnych częściach. Dobrze ustawione auto to obcięcie nawet kilku sekund na okrążeniu.

Syndrom „jeszcze jeden wyścig” – i tak przez kilka serii.

Późno w nocy, a właściwie już nad ranem wyłączając konsole myślałem „ale super gierka, jutro sobie pojeżdżę”.

Nigdy więcej nie odpaliłem Shifta 2. 

shinek
5 maja 2011 - 13:11