Seria SOCOM, traktująca o jednostkach specjalnych wyzwalających świat od wszelkiego zła, choć nigdy nie przebiła się do mainstreamu, zawsze notowała solidne oceny zarówno w mediach, jak i u graczy. Najlepiej do tej serii panuje określenie „dobra zapchajdziura” – można ograć bez specjalnie skwaszonej miny w przerwach pomiędzy pozycjami z pierwszych stron gazet i setek wyskakujących banerów reklamowych na stronach związanych z grami, ale nic ponad to. Kolejne części dostarczane są regularnie od 2002 roku i mamy do czynienia z małym jubileuszem - dziesiątą odsłoną ratowania świata, a konkretnie z jej multiplayerową betą.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że nigdy nie pałałem miłością do SOCOMa. Nie to, żebym był jakimś specjalnym hejterem tej serii, ale w żadną z odsłon czy na PS2, czy na PSP nie zagrałem dłużej niż 20 minut. Miałem lepsze rzeczy do ogrania. Mimo wszystko docierały do mnie sygnały, że będzie obsługa Move, że w końcu pojawi się druga gra do której może się przydać Sharpshooter, że multi ponoć dobre. W środę beta była już dostępna dla zwykłych użytkowników PSN(a nie tych prominentów z Plusem, dorobili się, złodzieje pewnie!), nie omieszkałem więc spróbować.
W środę po południu zaciągnąłem Betę, by późnym wieczorem mieć z górki. Jakże się myliłem. Standardowo na dzień dobry czekała mnie jeszcze aktualizacja. Mała bo mała, ale to zawsze denerwuje. Podstawka około 600MB, patch z tego co pamiętam 37MB, można grać. Ta. Można. Yhy. Jasne. Jak się ściągnie z poziomu gry dodatkowe 1,5GB danych. To cholernie frustrujące. Wraca człowiek z pracy, ogarnie sprawy domowo-rodzinno-życiowe, wreszcie o tej 22giej ma ochotę wirtualnie zabić kilka osób w mniej lub bardziej wyszukany sposób, a tu 1,5GB do ściągnięcia bez opcji ściągania w tle. Krew mnie zalała. Odpuściłem i załączyłem ściąganie dopiero gdy się kładłem spać – szkoda życia na obserwowanie paska postępu. Dlaczego do cholery zawsze tak musi być? Czy był by to aż taki problem, by te wszystkie trzy składniki wymagane do uruchomienia gry były dostępne jako całość do pobrania z PSN? Pierwsze wrażenie przed grą – złe.
Z rana udało mi się wygospodarować 30min czasu, akurat na pobieżny rzut okiem. Dołączyłem gdzie bądź i nie było najgorzej. Gra wyglądała całkiem ok., 32 osoby na mapie, jasne zasady rozgrywki, tylko jakby wczucia brakło. Na tyle przywykłem do FPP, że celowanie z trzeciej osoby to już nie był ten sam słynny rewolwerowiec shinek, najszybszy na zachodnim brzegu Odry, polski Burt Reynolds. Co to to nie. Dostawałem regularnie w czapę, ale rzut oka na składy wyjaśnił wszystko. 12 osób z levelami od 36 wzwyż przeciwko 12 noobom z max 7 levelem. Matchmaking pierwsza liga. Dogłębną analizę i porządne ogranie zostawiłem na wieczór. Drugie wrażenie – średnio z lekkim wskazaniem na dobrze.
Wieczorne posiedzenie miało być miłe – koleżka chętny do gry to zawsze plus. Niestety beta SOCOMa nie pozwala na wspólne dołączenie do meczu. Próbowaliśmy wszystkiego, łącznie z założeniem własnego klanu, ale wtedy mecz klanowy wyglądał tak, że nas było dwóch, a przeciwnik jeden. Koniec końców - sporo straconego czasu, setki przekleństw, aż w końcu daliśmy sobie spokój i graliśmy oddzielnie, przy czym graliśmy to pojęcie względne. Ponownie dał o sobie znać matchmaking – „prosi” kontra „nooby”, czyli pewna przegrana i assrape. Do tego doszły bugi, szczególnie widoczne podczas respawnów. Kilkukrotnie po „odrodzeniu” nie mogłem się w ogóle ruszyć, ba, raz nawet mój dzielny żołnierz przyjął postawę Jezusa. Poza tym wszechobecne kwiatki typu śmierć od granatu oznaczona jako kosa, pociski przelatujące przez ściany, niewidzialne ściany wielkości krawężnika... długo by wymieniać. Bez tych wszystkich błędów gra by nie była taka zła, no może poza tym że za bardzo premiuje kamperów, ale w obecnym stanie jest to po prostu niegrywalny gniot. Ogólne wrażenie: Złe, jak poprawią pół gry to będzie średnia.
Po wątpliwej przyjemności zagrania w SOCOMa polecam partyjkę w Tetrisa z kolegą – sto razy więcej dobrej zabawy. Polskie Siły Specjalne... pff.