Na przestrzeni ostaniach dwóch lat przeżywamy prawdziwy renesans cyklu Yakuza. Premiera Yakuza 0 sprawiła, że seria nagle stała się popularna a zachodzie a Kiwami pokazało jak powinien wyglądać remake gry. Teraz na rynek trafia Yakuza Kiwami 2 i zanosi się na to, że dobra passa serii trwa w najlepsze. Kiwami 2 to tytuł, który wraz z pozostałym odsłonami serii powinien znaleźć się w bibliotece każdego gracza. Nie ma po co czytać reszty tego tekstu. Lepiej spożytkujecie te 3 minuty oglądając, któryś z trailerów gry.
Żyjemy w kulturze wstydu. Jest tysiąc rzeczy, o których nie potrafimy mówić i równie wiele rzeczy, które nas zawstydzają. Nie musi jednak tak być. Przynajmniej takie wnioski wyciągam z obcowania z ludźmi z różnych zakątków świata i słuchania ich historyjek. Są jednostki, które wyzbyły się wstydu i nie mają problemu z niczym. Gal*Gun 2 to gierka dla takich ludzi.
W zamierzchłych czasach, kiedy całe gry mieściły się na płytach CD, Europejscy gracze nie mieli łatwego życia. Większość gier pojawiała się na Starym kontynencie sporo po premierach w Stanach i Japonii. Masa gier dostępnych w USA była poza naszym zasięgiem bo konsole posiadały blokady regionalne. Dodatkowo japońskie produkcje rzadko były tłumaczone na zrozumiały język i pozostawało nam czytanie opinii wybrańców rozumiejących kanji. Kiedy na swoim PS Vita widzę tytuł taki jak Tokyo Tattoo Girls, wiem że przez ostatnie 23 lata poczyniliśmy niezłe postępy.
Oto kolejny tekst z cyklu Tomek bierze się za gierkę, o której nie ma zielonego pojęcia. Całość jest wynikiem mojej nieustannej misji poszerzenia swoich horyzontów. Trudno powiedzieć gdzie zawędruje dalej ale odhaczyłem kolejny kawałek kompletnie obcej mi japońszczyzny i jestem z tego faktu zadowolony.
Arc System Works to deweloper dobrze znany każdemu z fanowi bijatyk. Firma odpowiedzialna za cykl Guilty Gear i BlazBlue dostarcza dokładnie tego czego oczekują miłośnicy dwuwymiarowych fighterów. Czy ich najnowszy tytuł – BlazBlue: Central Fiction jest tak dobry jak pozostałe gry z serii? Czy też może nie da się w nieskończoność doskonalić jednego produktu i można w pewnym momencie przedobrzyć?
Cierpienia młodego Wertera to jedna z tych lektur szkolnych, które zapadły mi w pamięć na trochę dłużej. Nie dla tego, że zaintrygowała mnie historia tytułowego bohatera. Przyczyna takiej sytuacji jest dość banalna. Mój nauczyciel bez przerwy nabijał się z emo postaci i tego jak wielkim nieudacznikiem był Werter. Co te wspominki mają wspólnego z recenzowanym tym razem Root Letter? Tylko tyle, że jak zobaczyłem słowo list w tytule gry to pomyślałem o (prawdopodobnie) najsłynniejszej powieści epistolarnej i człowieku, który mnie do niej zraził.
Japońskie gry indie są jedną wielką niewiadomą na zachodzie. Przez wiele lat nie wiedzieliśmy nic na temat tamtejszej sceny i wiele interesujących produkcji nam po prostu umknęło. Sytuacja jednak powoli ulega zmianie i dzięki Playism, możliwością Steam Greenlight, Kickstarterowi czy olbrzymiej popularności platform socjalnych jesteśmy w stanie nie tylko dowiedzieć się więcej o tego typu grach ale nawet w nie zagrać. Dlatego też postanowiłem sprawdzić jak tego typu gierki wypadają w praniu. Sięgnąłem po Touhou Genso Rondo: Bullet Ballet i poczułem się tak jakbym został przeniesiony do odległej krainy, gdzie Dreamcast stawiany jest jako wzór dla platform do gier wideo. Czy oznacza to, że ten tytulik od Nippon Ichi Software przypadł mi do gustu?
Wii to jedna z tych które znaczna część graczy sobie odpuściła. Po części wina to szmelcu jak zalał ten system. Pośród dziesiątek crapów da się jednak odnaleźć sporo wyśmienitych gier. Niestety o wielu z nich mało kto słyszał. Ucieszyłem się więc na wieść, że na PC ląduje jedna z moich ulubionych gier z Wii. Tylko czy po 8 latach od swojej oryginalnej premiery Litte King's Story ma jeszcze szansę kogokolwiek zainteresować?
Czasami zdarzy mi się powiedzieć coś bez pomyślenia o tym jakie będą skutki moich słów. Czasem przynosi to dobre rezultaty a innym razem kończę gdzieś na chińskiej wsi z wizytą u rodziny znajomej jako kandydat na jej przyszłego męża. Wiedziałem że podjęcie się zrecenzowania Gal*Gun: Double Peace było nieprzemyślaną decyzją. Nie miałem jednak pojęcia jakie będą tego skutki. Czy po zagraniu w ten tytuł stałem się zboczeńcem?
Mniej więcej 5 lat temu zobaczyłem wideo z pewnej japońskiej gierki. Produkcja ta wyglądała jak typowy celowniczek typu The House of the Dead albo Time Crisis. Jedyną różnica było tutaj, że zamiast strzelać do zombiaków rozprawialiśmy się z uczennicami. No i zamiast strzelać z karabinów podniecaliśmy je koncentrując na nich swój wzrok. Teraz po kilku latach doczekaliśmy się sequela tamtej produkcji. Musiałem więc rzucić się na głęboką wodę i sprawdzić dokładnie czym Gal*Gun: Double Peace jest. Tylko czy w konfrontację z taką dawką anime da się przeżyć?