Dziś nie będzie "tygodnia w". Bo, choć naprodukowaliśmy trochę, nie działo się nic szczególnie epickiego - jaka playlista jest, każdy widzi. Zamiast tego, będzie o korespondencji, jaką od Was dostaję od jakiegoś czasu. Głównie o tej, na którą nie odpisałem.
Czytanie o grach wciąż jest w Polsce dość egzotyczną figurą. Jednak nawet to się zmienia. Na polskich półkach pojawiło się w tym roku kilka pozycji, z którymi powinien się zaznajomić każdy człowiek związany z tą branżą zawodowo lub hobbystycznie. A to przecież nie wszystko. Wystarczy przełamać barierę językową, żeby otworzył się przed nami ogromny świat literatury poświęconej grom, w którym nieustannie pojawiają się bezcenne pozycje.
Święta. Pozwolicie, że napiszę mniej niż zwykle - nie czas na to. Trzeba usiąść sobie, pograć w coopa, podzielić się ekranem i szerzyć geekowską nowinę wśród tych, którzy nie wiedzą co tracą. W tvgry.pl to był jeden z bardziej intensywnych tygodni ostatnich czasów. Z jednej strony dwie indywidualne top listy, z drugiej - zamiar stworzenia czegoś kultowego w ramach świątecznych szaleństw.
Kolejny tydzień, kolejne materiały, kolejni - miejmy nadzieję - nowi ludzie przekonujący się do dobrej walki w tvgry.pl. Ostatnio dużo pisaliście, że podobają się Wam wstępy filozoficzne - OK, niechaj tak będzie. Zanim zaczniemy, w ramach parafialnych ogłoszeń chciałbym odpowiedzieć na jedno, często pojawiające się pytanie: w jaki sposób podsyłać nam swoją twórczość do "oceny"? Bez zbędnej otoczki: mnie jest najwygodniej odbierać prywatne wiadomości na Facebooku. Znalezienie mnie nie jest chyba żadnym problemem. Proszę tylko o wyrozumiałość w kwestii czasu odpowiedzi. Postaram się każdemu jakoś pomóc, choćby to miało być raptem parę zdań komentarza.
Dzisiejszy wątek filozoficzny chciałem poświęcić problemowi podkładania świń. Żeby zwrócić Waszą uwagę na chrzest ognia, który musi przejść każdy, kto chce robić cokolwiek fajnego, a w szczególności opublikować cokolwiek w Internecie. Problem w zasadzie jest obecny na dwóch frontach: z jednej strony mierzę się z nim ilekroć mamy ochotę zaprosić jakiegoś znajomego, żeby nam pomógł ogarnąć jakąś grę - w tych sytuacjach wiem, że ludzie podlegający atakowi są na tyle zdystansowani, że ich to rybka. Przykład z ostatniego tygodnia, wpadł do nas nasz dobry kolega Mati, profetyczny writer serwisu muzycznego Porcys.
Polubiłem te cotygodniowe wpisy, w których podsumowuję sobie ostatni tydzien naszej wywrotowej działalności. Samemu przed sobą mi z tym całkiem wygodnie, budowanie czasoprzestrzennych map w mózgu bywa przydatne. Dzisiejszy wątek filozoficzny poświęcę samookaleczeniu się za brak umiejętności dokończenia spraw rozpoczętych. Popatrzyłem sobie na mój śmiszny blogowy dorobek i zauważyłem urwany w połowie wątek mojego prehistorycznego pisania w CD-Action, ujawnioną w połowie top listę gier, lol, pierwszego półrocza (mam na dysku całość, ale lista w takim zakresie traci już rację bytu), wybuchającą beczkę o traceniu czasu w grach, obiecaną reckę książki. Bosz, miałem czas ją przeczytać, a nie mogę się zebrać żeby ją Wam polecić. Lame. No ale tak bywa, tvgry.pl samo w sobie jest dość absorbujące kreatywnie, a ja - wbrew prawdopodobnemu image'owi - wolę przyjmować niż wyrzucać. Ale wyrzucę, obiecuję. Wezmę się w garść, trzymajcie za mnie kciuki. Tymczasem, borem lasem, lecimy.
Wróciłem. Niby ciężko wydobyć z siebie trochę entuzjazmu po powrocie do pracy z urlopu, ale HELLO, praca w tvgry.pl to raczej jasna strona mocy - czyli powrót z uśmiechem na gębie i workiem nowych pomysłów na przyszłość. Jedno mnie tylko smuci ostatnio, nazwijcie to przewlekłym, choc wciąż zminimalizowanym przygnębieniem. Za dużo jest na świecie fajnych rzeczy, żeby je wszystkie ogarnąć. Z jednej strony mam najbardziej osłuchaną osobę w Polsce (jak donosi Music Challenge na FB), z drugiej ekspertkę od amerykańskiej literatury, filmoznawców, smakoszy. I odnajduję się w tej klice jako typ, który generalnie ogarnia świat gier. Chcąc ten status utrzymać nie znajdę czasu na przeczytanie wszystkich książek Pynchona, obejrzenie wszystkich filmów braci Coen, wgryzienie się we wszystkie płyty Flaming Lips. Nie odsłucham casualowej serii wykładów o fizyce cząsteczkowej. Sztuka wyboru pomiędzy lepszym a gorszym spędzaniem czasu spędza mi sen z powiek, ciekawość świata potrafi być przekleństwem. Czytam do 4 rano, ale nie pokonam faktu że jestem śpiochem. I chyba zaczynam czuć, że najweselszy okres młodości się już dla mnie skończył. Teraz już szkoda życia na słabe rzeczy. Ale nie dołujcie się, co następuje to tradycyjny, cosobotni backstage tvgry.pl.
Skończyłem właśnie God of War: Ghost of Sparta. Że fajna gra, to już pewnie sobie przeczytaliście gdzieś indziej, albo nawet i tutaj, kto wie, ja nie wiem, i nie czytałem, bo mnie nie było. Ale. Pomijając szablonowe dywagacje na temat nowego tie-inu z Kratosem, jedna rzecz nie daje mi spokoju. I choć sprawa jest obecna w całej serii, jak sięgam pamyślą wstecz, dopiero teraz stanęła przede mną w świetle jupiterów. Męki Tantala. Uważajcie, oto wielkie pytanie.
Książki o grach to wciąż rarytasy na tyle, że patrzy się na nie łaskawie. Nie mówię oczywiście o Polsce, gdzie takie wydawnictwa to pomarańczowe jednorożce tańczące na monocyklach; nie, nawet na świecie nie ma tego dużo. Więcej i konkretniej pisze się w Internecie. Przekonałem się o tym kolejny raz, sięgając po Street Fighter: The Complete History autorstwa Chrisa Carle (jednego z etatowych writerów IGN). Książka ukazała się w zeszłym roku, czyli obejmuje wydarzenia do Street Fighter IV włącznie (edycja Super się nie załapała).
Prędko, bo czasu mam mało. Pakujemy się na wyjazd do Warszawy, potem urlop - a że przez prawie dwa okrągłe dni miałem w domu Kinecta, który następnie powędruje do Dela żeby umożliwić mu zrobienie materiałów na tvgry.pl, teraz na szybko kilka moich notek na temat interfejsu, gier i startowego line-upu. Nie dostaliśmy gry Kinect Adventures, która jest częścią sklepowego bundle'a, więc pomijam ją.