Książka o historii Street Fightera - coś jak recka - K. Gonciarz - 20 listopada 2010

Książka o historii Street Fightera - coś jak recka

Książki o grach to wciąż rarytasy na tyle, że patrzy się na nie łaskawie. Nie mówię oczywiście o Polsce, gdzie takie wydawnictwa to pomarańczowe jednorożce tańczące na monocyklach; nie, nawet na świecie nie ma tego dużo. Więcej i konkretniej pisze się w Internecie. Przekonałem się o tym kolejny raz, sięgając po Street Fighter: The Complete History autorstwa Chrisa Carle (jednego z etatowych writerów IGN). Książka ukazała się w zeszłym roku, czyli obejmuje wydarzenia do Street Fighter IV włącznie (edycja Super się nie załapała).

Ładne wydanie, kredowy papier, cudowne artworki i skondensowany tekst - trudno nie kupić, a perspektywa podlansowania się przez reckowanie na blogu to już w ogóle. Niestety, zawiodłem się srogo. Informacje przedstawione w tej książce to jakiś tam marny wycinek paru wpisów na Wikipedii. Całość pękła w jakieś niecałe 3 godziny, nie dowiedziałem się niczego nowego.
Autor przedstawia historię Street Fightera wybiórczo, nie zajmując żadnego sprecyzowanego stanowiska. Chcąc po trochu przelizać każdy aspekt tej serii, sumarycznie w żadną dziedzinę nie zagłębia się na tyle, żeby zrobiło się ciekawie. Zainteresowało mnie zaplecze powstania pierwszego Street Fightera, poparte głęboką wiarą Capcomu w tworzenie nowego gatunku (słuszną, bo choć bijatyki już istniały, nikt nie zrobił wcześniej żadnej dobrej - encyklopedyści mogą się czepiać, tak jak Piotr Mańkowski przedkłada Pitfalla nad Mario Bros.). Potem ciśnienie spada, bo historia robi się powszechnie znana: Street Fighter II, salony gier, atak na konsole stacjonarne, kolejne iteracje serii, drobne usprawnienia w każdej kolejnej. I tu rodzi się pewien problem, bo Carle w przedstawieniu kolejnych odsłon ogranicza się do oczywistości: doszły 3 nowe postacie, wprowadzili miernik combosów itp.

Artworki zapełniają ponad połowę powierzchni książki. Może i dobrze.

Brak tutaj chęci zbadania zaplecza, zainteresowania się np. ciekawym i charakterystycznym dla serii systemem hitboxów (publiczne obalenie mitu "priorytetów" ciosów by się przydało). Brak wyprowadzania wniosków: autor przedstawia, że w oryginalnym Street Fighterze II nie było systemu combosów, że pojawiły się one na zasadzie emergentnej rozgrywki jak rocket jumpy w Quake'u. Potem mówi o oficjalnym przyjęciu ich przez Capcom. Ale zabrakło już ciekawej informacji o tym, że w Street Fighterze każdy kolejny cios w obrębie combosa zadaje coraz mniejszy damage. Niestety, zamiast poddać serię analizie, z której coś wynika, autor po raz setny wałkuje temat Chun-Li jako postaci, która przetarła szlak dla silnych, kobiecych bohaterek w grach. Ugh. Nie ma tu wzmianki o Daigo Umeharze, zamiast tego Jessica Chobot mówi że w młodości grała jako Chun-Li. Aha. Product placement IGN-u jest zresztą obecny na całej rozciągłości książki, jeszcze bardziej podważając sens jej powstania.

Na tę fotę załapał się SFII w wersji na SNESa. Bez żadnego powodu, chciałem przylansić.


Street Fighter: The Complete History to historia mocno niekompletna. Pomija ciekawostki pokroju Street Fighter: The Movie: The Game, Puzzle Fighter, czy większość capcomowych crossoverów, raczej zlewa fenomen popkulturowo-gadżeciarski (krótki podrozdział na końcu przelatuje po powierzchni tematu), nie sięga do faktycznych przyczyn gigantycznego boomu tej serii. W myśl autora, SF po prostu się pojawił i rozpierdolił, z jakichś tam przyczyn które są dla niego nieistotne/niezrozumiałe. Wielostronicowe opisy kropel potu na czole zawodników w salonach gier są w tej sytuacji marnowaniem miejsca. Książka zawodzi, ale dzięki pięknym ilustracjom ładnie wygląda na półce. Jak komuś to wystarczy, niech kupuje - w przeciwnym razie lepiej poczytać co nieco w Internetach.

Książkę znaleźć można na przykład w księgarni Amazon. Aktualnie stoi w całkiem niezłej cenie.

K. Gonciarz
20 listopada 2010 - 20:21