Statystycznie rzecz biorąc, idąc z psem na spacer mamy po trzy nogi. Połowa graczy to kobiety. Średni wiek gracza to 35 lat. Ostatnio w krótkim czasie usłyszałem te wartości z kilku dość autorytarnych ust, za każdym razem wypowiedziane z tryumfalnym poczuciem obalania mitów i szerzenia nowej medialnej rewolucji wśród niczego się nie spodziewających mas.
A to przecież taka manipulacja. Jak definiują "gracza" osoby odpowiadające za powyższe wyliczenia? Oczywiście: jeśli założymy, że odpalenie raz na rok Literaków na Kurniku czyni z nas gracza, prawdopodobnie propaganda sukcesu branży gier wideo będzie uzasadniona. Dorzućmy do puli analogowe szachy, a średni wiek fana Call of Duty nagle nam podskoczy o dwie dekady. Czad.
Czasy się zmieniają. Coraz więcej kobiet gra w gry (bo i powstaje coraz więcej gier dla kobiet, choćby przeglądarkowych), a gracze - bardziej nie chcąc niż chcąc - starzeją się. Niegdysiejszy 15-latek udający dojrzałego fana cRPG jest dziś dojrzałym mężczyzną udającym 15-latka przy swoim Playstation 3. Struktura rynku zmienia się z roku na rok, ale jedno pozostaje bez zmian: segment AAA - ten, wokół którego wszyscy się tu kręcimy - jest domeną nastoletnich chłopców.
I statystycznie na Modern Warfare 3 czeka 35-letnia hermafrodyta.
Nie dajmy się ponieść optymizmowi. Gry wideo wciąż są niszą - cieszcie się, bo dzisiejsze komercyjne czasy będziecie kiedyś wspominać jako szczyt kontrkultury.