Zbieractwo, kolekcjonerstwo, zbieranie rupieci – każdy nazywa to inaczej, a pewne grupy zawodowe są na nie bardziej narażone niż inne. Gracze szczególnie, tym bardziej, że wydawcy co chwilę testują to ile można z nas wyciągnąć.
W efekcie gry otrzymują po trzy edycje specjalne, pięć kodów na DLC i różne figurki w Europie, Stanach i Azji, do tego poradniki, breloczki, strach myśleć co jeszcze. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że zbieractwo takich rzeczy raczej się nie opłaca, i jeśli nawet za kilka lat nasze eksponaty osiągną dużo większą cenę niż tę za jaką je kupiliśmy, to po tak długim „zasiedzeniu” na naszym strychu/regale/gablocie nie mamy serca sprzedać plastikowego człowieczka z mieczem (przecież jest już nie do dostania!).
Zima to taki okres, że człowiekowi nie chce się nigdzie wychodzić, szczególnie w mróz i śnieg. Ale cóż poradzić, każdy z nas musi iść do pracy/szkoły, zazwyczaj rezygnując z tego, co w trakcie drogi robimy, czyli przeglądania Internetu w naszych smartfonach, gdyż te nie reagują na dotyk rękawiczek. Jak to jednak bywa, mądre głowy czym prędzej wyszły oczekiwaniom klientów naprzeciw i stworzyły kilka modeli, które umożliwiają korzystanie z ekranów pojemnościowych bez ich zdejmowania. Jeden z nich to E-Tip Gloves firmy North Face.
Podobnie jak w przypadku większości czytelników serwisu Gameplay.pl, moje ulubione formy rozrywki to m.in. gry i filmy. Podstawą obu tych zajęć jest strona wizualna, a jeśli ktoś przywiązuje do niej sporą wagę, to może spotkać się z niełatwym dylematem: na czym wyświetlać obraz. Tak jak są zwolennicy PC i konsol, tak jedne osoby preferują monitory, gdy inne nie obejdą się bez czegoś większego. Do gier i filmów zdecydowanie wolę ten drugi typ ekranów, stąd też wybór padł na telewizor 42-calowy z matrycą plazmową.
Nadchodzi druga część felietonu, w której przedstawiam najciekawsze elementy edycji kolekcjonerskich. Na jakie elementy w pierwszej kolejności powinniśmy zwracać uwagę? Zapraszam do zapoznania się z poradnikiem.
Powoli kończy się epoka wydań pudełkowych, a nastaje cyfrowa rewolucja. Mimo wielu plusów, wciąż nie jest ona idealna, o ile w ogóle kiedykolwiek tak będzie. Tymczasem od wielu lat daje się zaobserwować na rynku nie tak do końca nowy trend kolekcjonowania bogatych edycji kolekcjonerskich, figurek, artbooków i wielu innych gadżetów. Mimo malejącego popytu na zwykłe wydania, bogatsze odpowiedniki (a w szczególnej mierze te najbardziej „wypasione”) zdobywają coraz więcej nabywców.
Historia telefonów komórkowych jasno pokazuje, jak ogromny postęp w dziedzinie technologii następuje. Kto by pomyślał, jeszcze dwa, trzy lata temu, że rozdzielczość Full HD w smartfonie tak szybko stanie się faktem. Najwięksi obecnie producenci zdają się nie zwalniać tempa nawet na moment i pracując w pocie czoła tworzą coraz to bardziej skomplikowane i wymyślne prototypy. Chociaż droga od prototypu do w pełni działającego urządzenia bywa długa i kręta, wiele wskazuje na to, że już w przyszłym roku doczekamy się smartfonów z giętkim wyświetlaczem. Nie jest to bynajmniej bajer, a jego możliwości docenić powinni wszyscy. Pytanie zasadnicze: który producent jako pierwszy zaskoczy świat?
Po ostatniej konferencji Apple zdębiałem. Już wieszczyłem załamanie się hegemonii giganta z Cupertino na rynku, przez średnio udanego iPhone 5, a tutaj taka niespodzianka. Nie dość, że wprowadzono iPada mini, to jeszcze odświeżono dużą wersję iPada. Skupmy się jednak na mniejszym tablecie produkowanym przez firmę z jabłuszkiem w logo. Jeżeli tylko będzie mnie stać, to planuję w najbliższych miesiącach sprawić sobie ten gadżet. Dlaczego?
1. Nie potrzebny mi duży, 10-calowy tablet. Bawiłem się takim kilkukrotnie i wydaje mi się... nieporęczny. Chciałbym móc w razie czego złapać urządzenie jedną ręką, np. żeby przerwać czytanie książki w autobusie i odebrać telefon. 7,9 cala to moim zdaniem idealny rozmiar – sporo mniej niż 10 cali, nieco więcej niż standardowe 7.
Czasami okazuję się hipokrytą, ale na szczęście zawsze zauważam moje faux pas i przepraszam. Przepraszam więc w tym miejscu za to, że kiedyś byłem przeciwnikiem tabletów. Przepraszam, że nie dawałem im szansy. Nie lubiłem ich i uważałem za zbędny gadżet aż do wczoraj.
Co oznacza dla gracza posiadanie lewej ręki bardziej sprawnej, niż prawej? Czy istnieje sprzęt dedykowany dla takich osób? Jak sobie takie osoby radzą z grami dostosowanymi do ludzi praworęcznych?
Jeśli jesteście ciekawi odpowiedzi na te pytania, to zapraszam.
Trochę z przekąsem, trochę z przerażeniem obserwuję od jakiegoś czasu postęp technologii i gadżetów na stałe powiązanych z Internetem... To ile różnych interfejsów, zasad działania i kont naraz potrafimy obsłużyć, przechodzi marzenia niemieckich filozofów.
Codziennie wrastamy w nowy, szybki świat – każdy swoim tempem (na szczęście czasy są na tyle łaskawe, że bycie technicznym ignorantem wciąż jest możliwe i nie musi przeszkadzać), i nabywamy nawyki, których kilka lat temu nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali.
Sam szukałem wczoraj zdjęć Tokio, były mi potrzebne tylko na chwilkę, potrzebowałem jedno malutkie ujęcie... Oczywiście skierowałem się do wyszukiwarki grafiki google, która odesłała mnie do flickra (ech, jeszcze nigdy nie miałem flickra...), gdzie znalazłem całą porcję zdjęć – w tym jedno robione z czyjegoś mieszkania w czasie wybuchu rafinerii w porcie. To niesamowite, że komuś udało się tak to ująć. Taki widok szybko skłonił mnie do kolejnych poszukiwań, sprawdziłem czy aby czasem tokyo by night nie żyje, co się dzieje na wsi i czy nie muszę czegoś obejrzeć. Nie minęło kilka minut, a już czytałem d-addicts i pod wieczór oglądałem najświeższą ekranizację Great Teacher Onizuka.