Edycje kolekcjonerskie - bogate wydania na które rośnie popyt - Prometheus - 2 stycznia 2013

Edycje kolekcjonerskie - bogate wydania, na które rośnie popyt

Powoli kończy się epoka wydań pudełkowych, a nastaje cyfrowa rewolucja. Mimo wielu plusów, wciąż nie jest ona idealna, o ile w ogóle kiedykolwiek tak będzie. Tymczasem od wielu lat daje się zaobserwować na rynku nie tak do końca nowy trend kolekcjonowania bogatych edycji kolekcjonerskich, figurek, artbooków i wielu innych gadżetów. Mimo malejącego popytu na zwykłe wydania, bogatsze odpowiedniki (a w szczególnej mierze te najbardziej „wypasione”) zdobywają coraz więcej nabywców.

Edycje%20kolekcjonerskie%20-%20bogate%20wydania%2C%20na%20kt%F3re%20ro%u015Bnie%20popyt

Trudno orzec, kiedy na poważnie zaczęło się wydanie specjalnych wersji gier, ale specjalne, limitowane wydania pojawiały się już za czasów Amigi czy Commodore. Były to jednak wciąż zaledwie drobne dodatki w formie np. książeczki. Prawdziwe kolekcjonerskie wersje gier to domeny czasów współczesnych, a konkretnie początku XXI wieku. Kiedy gry jako rozgrywka zaczęły odgrywać coraz większą rolę i przynosić coraz większe dochody, znaleziono nową niszę: fanów – kolekcjonerów.

Moje pierwsze wydanie kolekcjonerskie to gra „Wiedźmin”, którą zresztą wygrałem w konkursie organizowanym przez Ghosta z forum magazynu CD-Action. Nie przypuszczałem wtedy jeszcze, jaką wartość mają takie limitowane wydania, a jeszcze bardziej przekonałem się o tym, gdy ceny takich perełek osiągały nieraz na aukcjach horrendalne (dosłownie) kwoty, nawet czterykroć przebijając cenę ustaloną przez dystrybutora. Osobiście nie jestem fanem kolekcjonowania dla samego zbierania, a przyświeca mi raczej idea jakości. Zbieram wyłącznie wydania moich ulubionych tytułów, chociaż znam osoby, które kupują je na handel lub nawet nie odpakowują z folii. Trochę to podobne do trzymania egzotycznych samochodów w garażu i nieużywania ich ani trochę. Podejście szanuję, ale chyba nie do końca jestem w stanie zrozumieć.

Wielu z Was z pewnością zapyta: po co to komu? I słusznie, bowiem patrząc na ceny edycji kolekcjonerskich wiele osób popuka się w czoło. Dziś nikogo już nie dziwi kolekcjonerka za siedemset, a nawet tysiąc złotych. Jeżeli jest na to popyt, trzeba go zaspokoić, a najwięksi fani gotowi są oddać za specjalne wydanie swojego ulubionego tytułu mnóstwo pieniędzy. Zaryzykuję zatem stwierdzenie, że nawet przeraźliwie drogie, lecz bogate wydanie GTA V szybko znajdzie nabywców i w naszym kraju.

Niestety, czasem limitowane edycje są zwyczajnym wyłudzaniem pieniędzy, za wysoką cenę oferując stosunkowo biedną zawartość przeciętnej jakości. Wtedy można liczyć na obniżki w przyszłości. Wiele wydań sprzedaje się jeszcze przed premierą gry, ale i wiele z nich kurzy się na sklepowych półkach. Dużo zależy od zawartości i „wielkości” tytułu. Pytanie, czy warto zawracać sobie tym głowę? Tu chyba każdy powinien sobie sam odpowiedzieć.

A co Wy myślicie o wydaniach kolekcjonerskich (nie tylko gier, ale i filmów): zbędny bajer czy duma na półce? Pochwalcie się swoimi tytułami!

W jutrzejszej, drugiej części felietonu przyjrzymy się poszczególnym elementom „kolekcjonerek” i ocenimy jak powinna wyglądać rasowa limitowana edycja.

-----------------------------------------------------  

Zapraszam do polubienia mojego Facebookowego profilu, gdzie czeka na Was wygodny dostęp do publikacji i wiele atrakcji, w tym konkursy z ciekawymi nagrodami. Serdeczne dzięki za wszelkie uwagi i spostrzeżenia!

Prometheus
2 stycznia 2013 - 11:48