Ostatnie kilkadziesiąt godzin to chyba najbardziej interesujące wydarzenia w branży growej od ładnych kilku lat. Swoją drogą ostatni taki szał miał miejsce podczas... zapowiedzi obecnej generacji konsol. Możemy być pewni, że kolejne miesiące upłyną nam pod znakiem Sony i Microsoftu, które to będą ujawniać kolejne szczegóły związane z PlayStation 4 (w przypadku Sony) i zapowiedzią Xboxa 720 w ogóle (w przypadku Microsoftu, który tym razem najprawdopodobniej postanowił przyjrzeć się temu, co szykuje konkurencja). Jednak nie tylko. Z nową generacją konsol w parze idą przecież także gry, czy ewentualny (wątpliwy?) skok techologoczny. Co to wszystko oznacza dla graczy - posiadaczy komputerów stacjonarnych?
Pechowa liczba? Taki problem to nie problem... chyba, że jest się Japończykiem.
Czytając wiele historii o tym jak przesądny i przywiązany do tradycji jest to naród, złe skojarzenia zawarte w nazwie nowej konsoli, której produkcja pogrążyła cysterny pieniędzy, mogą okazać się zbyt dużym ryzykiem. Jak zatem postąpi Sony, wprowadzając na tamtejszy rynek PlayStation 4? Czy Orbis okaże się jego finalną nazwą?
Na początek małe zadanie. Wybierzcie sobie teraz dowolny, multiplatformowy tytuł. Pamiętajcie, by była to produkcja, w którą graliście zarówno na konsoli, jak i na własnym blaszaku - i nie myślę tutaj o krótkiej partyjce w supermarkecie, a o dość dokładnym „wejściu” w świat gry w spokojnym środowisku domowego zacisza. Wiem, dużo wymagam, ale spokojnie, to już koniec listy moich żądań. Teraz odpowiedzcie sobie sami, czy możecie stwierdzić, iż dany tytuł coś zyskał, bądź też stracił, w zależności od platformy na której go ograliście? Nie chodzi mi tutaj o oczywiste różnice, jak pomiędzy graniem w FPS’a czy strategię na konsoli bądź też w bijatykę za pomocą klawiatury. Chcąc, abyście pokopali trochę głębiej, zadam więc kolejne pytanie. Czy inFamous 2 byłby tym całym nieSławnym w swojej drugiej odsłonie, gdyby ukazał się również na pecetach? Czy nie utraciłby swojego charakterystycznego klimatu, tego „czegoś”, co towarzyszyło mu podczas rozgrywki na konsoli rodem z firmy Sony? Nie wodząc już nikogo za nos, postaram się przejść do sedna poruszonego tematu i celowości przedstawionej powyżej rozkminy.
Wsteczna kompatybilność konsol powraca jak bumerang przy każdej kolejnej, hucznie zapowiadanej generacji. Tylko, czy naprawdę potrzebujemy wstecznej kompatybilności? Czy bardziej chodzi o zalegające płyty ze starszymi produkcjami, czy pełne dobra sklepiki sieciowe? Może po prostu przeszkadza kolejne pudło? Jak naprawdę długo korzystamy ze wstecznej kompatybilności?
Oczekiwanie na zapowiedzi nowych konsol Sony i Microsoftu dłuży się niemiłosiernie. Powszechnie przypuszcza się, że oficjalne informacje poznamy dopiero podczas targów E3. Niespodziewanie japoński producent wypuścił dzisiaj taki oto materiał:
Chociaż ostatnie kilka lat było swoistym przestojem w branży, od długiego czasu spekuluje się o nextgenach i przyszłości gamingu jako takiego, to od niedawna zaskakiwani jesteśmy coraz to ciekawszymi informacjami z branży. Najpierw zasyp gier z Kickstartera (sporo porządnie zapowiadających się tytułów ujrzy światło dzienne, a wymagane kwoty zebrało piorunem) , teraz zasyp konsol. Co to znaczy dla przeciętnego gracza, kto na tym zyska, a kto może stracić? Szykuje się powtórka z historii, kiedy w 1983 roku nastąpił gamingowy krach?
Podczas odbywającej się aktualnie imprezy technologicznej CES 2013 firma Nvidia, jeden z największych producentów elektroniki komputerowej zaprezentował swoją pierwszą przenośną konsolę - Nvidia Shield.
Branża jest w tej chwili tak wyposzczona, że połowa dziennikarzy growych na myśl o "nowej konsolo" nerwowo przebiera nogami z podniecenia. Podczas gdy nie ma do czego, bo Nvidia Shield jest przegrana już na starcie. Zaryzykuję stwierdzenie, że będzie to fiasko na miarę Nokii N-Gage. Dlaczego? Oto pięć najważniejszych powodów.
Coraz większa liczba osób gra. Są to gracze różnej proweniencji, od facebook’owego Farmvilla, przez proste smartfonowe miziadełka, po hardcorowe produkcje na konsole stacjonarne i PC. Jak będzie wyglądała przyszłość tej branży i czy potrzebne nam są konsole następnej generacji? Po odpowiedzi na te pytania zapraszam do dalszej części artykułu.
Rok 2012 pożegnano juz wieloma podsumowaniami. Pozostały po nim wspomnienia oraz zaległości, które większość z nas będzie jeszcze nadrabiać przez kilka miesięcy. Minione 12 miesięcy były dość interesującym czasem, który zaowocował umocnieniem się pewnych trendów jak chociażby gier F2P, ale obyło się bez miażdżących sensacji. Co czeka nas w roku 2013? Czy zostaniemy zaskoczeni w kwestii konsol stacjonarnych kolejnej generacji?
Po 2013 spodziewam się zapowiedzi konsol nowej generacji – Sony i Microsoft nie mogą się od tego dłużej wymigiwać. Nawet jeśli Wii U nie zawsze traktowane jest jako konkurencja dla nowego Xboksa i PlayStation, to zalew wyglądających podobnie do siebie gier na 360 i PS3 (chodzi o główny nurt) sprawi, że ludzie zaczną się przesiadać na pecety oferujące naprawdę niezłe fajerwerki za relatywnie niską cenę. W sumie dzieje się tak od jakiegoś czasu...
Jeśli nowe sprzęty mają „dać radę” to będę musiały się wysilić. Jesteśmy wręcz zobowiązani do wymagania od nich wielkich rzeczy.