No i wszystko jest już jasne – mimo bardzo hucznych zapowiedzi, twórcy gry Crysis 2 nie będą opracowywać nowej gry z serii Homefront. Firma THQ bardzo sprytnie narobiła przed kilkudziesięcioma minutami sporo zamieszania wokół swojej nowej marki, ale po prawdzie, nie ma się czym podniecać.
Jeszcze godzinę temu byłem bliski zawału serca – wszystko wskazywało na to, że twórcy słynnej gry Far Cry i niemniej znanej serii Crysis wzięli się za drugiego Homefronta. Akcje tej wyjątkowo przeciętnej strzelaniny natychmiast wzrosły, bo nasi zachodni sąsiedzi w produkcji FPS-ów doświadczenie mają przecież spore. Oficjalne oświadczenie firmy THQ nie pozostawiało złudzeń, że mamy do czynienia z prawdziwą bombą, swoje dołożył również Cevat Yerli, czyli szef niemieckiego studia, który pochlebnie wyrażał się o potencjale tkwiącym w Homefrontowej marce.
Firma THQ zapowiedziała kolejny pakiet map do strzelanki Homefront. Dodatek o nazwie The Rock będzie zawierał 4 areny multiplayer i zostanie wydany w pierwszej kolejności na Xbox LIVE. Data premiery jest nieznana, ale wiemy, że za zestaw zapłacimy 400 punktów Microsoftu.
Z racji rozpoczynającego się branżowego „sezonu ogórkowego” w ramach nadrabiania zaległości zainteresowałem się ostatnio wersjami demo gier dostępnymi w PlayStation Store. Ostatnio mieliście okazję zapoznać się z moimi wrażeniami z testowania multiplayerowej bety „Uncharted 3: Drake’s Deception”. Dziś postanowiłem zmierzyć się z produkcją niezwykle osobliwą, czyli pierwszoosobową strzelaniną „Homefront”. Gra reklamowana była, jako murowany hit i tytuł obowiązkowy dla fanów wojennych FPSów, a ostatecznie okazała się być niezwykle słaba. Pomimo bardzo niepochlebnych opinii recenzentów, wyniki sprzedaży były na tyle duże, że wydawca już jakiś czas temu zapowiedział, że ma w planach produkcję drugiej części gry. Ostatnio wszyscy chętni spróbowania, jak „Homefront” smakuje w potyczkach sieciowych, mają ku temu okazję. Gdy zobaczyłem w amerykańskim PlayStation Store, że takowe demo wrzucono pomyślałem o tym, że producent zapewne chwyta się wszelkich środków, by zainteresować potencjalnych nabywców swoim słabym produktem. Zagrałem i muszę przyznać, że nie był to czas całkowicie stracony, ale też nie mogę nazwać doświadczenia z produkcją THQ przyjemnym.
Nie będę tego więcej ukrywać, bo strasznie brzydzę się kłamstwa i nie radzę sobie z wyrzutami sumienia – tak, tak, nie byłem ostatnio z Wami szczery i bardzo teraz tego żałuję. Ilekroć zabieram się za pisanie recenzji gry, najpierw sumiennie przechodzę ją do końca, a dopiero potem zabieram się za wyciąganie ostatecznych wniosków. Eksploatując Homefronta równocześnie przygotowywałem inny ważny projekt i nie mogłem temu pierwszemu poświęcić tyle uwagi, na ile w rzeczywistości zasługiwał. No i dostałem za swoje. Ogrom idiotyzmów wypisanych w poprzednim tekście zdyskwalifikował mnie w oczach wielu fanów strzelanin, a niesprawiedliwa ocena (tylko „sześćdziesiątka”) podważyła moją wiarygodność. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, jednak stało się i teraz nadszedł czas, by naprawić błąd.
Homefront od początku jawił mi się jako mocny średniak. Gra nie bez wad, choć niosąca za sobą pokłady przyjemnej rozgrywki tak w singlu jak i w multiplayerze. Ze zdumieniem obserwowałem "pompowanie balona" wokół produktu, który nawet nie starał się udawać bycia czymś więcej niż ubogim krewnym serii Call of Duty. Naiwnie pomyślałem "to może być czarny koń w tegorocznym line-upie". Cóż, ów czarny koń okazał się być dosyć brutalny w swoich poczynaniach, których jedynym pozytywnym aspektem było zbadanie mojej prostaty. Zostałem wydymany i wcale mi się to nie podobało.
Po raz piętnasty spotykamy się na naGRAniu, w którym jak zwykle podejmujemy podyskutować na kilka tematów, które szczególnie leżały nam na wątrobie przez ostatnie dwa tygodnie. W faile i wazelinki wplatamy gry, w które udało nam się osattnio pograć. Jest więc trochę o kolejnym opóźnieniu Duke Nukem Forever, o kłopotach z lokalizacją Crysis 2, najnowsze dzieło Cryteka omawiamy również pod kątem kilkugodzinnego pobawienia się pełną wersją. Ponadto eJay surowo ocenia Homefront, ja wylewam gorzkie łzy na temat kondycji Dragon Age II i Bioware, zaś Yasiu nie może się nachwalić Simsów. Przez chwilę rozmawiamy również o Deus Ex i rozterkach Davida Jaffe dotyczących recenzji i recenzentów z przerośniętą samooceną. Adrian Werner nieco nardziej milczący niż zwykle. W sumie godzina i dziesięć minut nawijania, bez zadnych cięć i autocenzury. Zapraszamy do wysłuchania.
Jeżeli twoja kopia Homefronta nie sprawia żadnych problemów, na mid-endowym komputerze osiągasz 90 klatek na sekundę w trakcie największych zadym, dźwięk nie przycina Ci się w cutscenkach, a multiplayer chodzi w najlepsze... możesz czuć się szczęściarzem. Jednym z niewielu. KAOS Studios ma spory problem z dopieszczeniem swojego dziecka i wygląda na to, że łatanie potrwa dłużej niż niektórzy zakładają. Nad amerykańskim studiem zbierają się czarne chmury również z innego powodu. Sprzedaż drastycznie spada, kolejni gracze opuszczają pokłady serwerów, a inni z powodów technicznych z próby wejścia nawet rezygnują.
Homefront z pewnością nie zaliczał się do tytułów, na które czekałem, wręcz przeciwnie. Jeszcze dwa tygodnie temu w ogóle nie brałem pod uwagę kupna tej gry – z marcowych strzelanin interesował mnie wyłącznie drugi Crysis. Mimo tego produkt firmy Kaos Studios wylądował u mnie w domu. Zwyciężyła ciekawość – po długim namyśle zdecydowałem się sprawdzić jak ten mocno reklamowany, ale też ostro krytykowany w recenzjach produkt, prezentuje się w akcji. I choć w trakcie instalacji gry chciałem wyrzucić komputer przez okno, a jej autorów ponabijać na pal (powody opisałem tutaj), w końcu udało mi się to „cudo” odpalić. Zaliczyłem króciutką, bo czterogodzinną kampanię, zabiłem kilkuset wrogów i zapoznałem się z trybem multiplayer. Jakie wrażenia?
Jeszcze kilkanaście godzin temu byłem święcie przekonany, że kupując w sklepie grę na fizycznym nośniku, otrzymuję produkt kompletny – tzn. taki, który po obowiązkowej instalacji programu z płyty, pozwala w spokoju rozkoszować się tym, co przygotowali jego twórcy. Dziś niestety okazało się, że są od tej reguły smutne wyjątki, a jednym z nich jest Homefront – najnowsza strzelanina firmy Kaos Studios, za której wydanie w Polsce odpowiada CD Projekt.
Przyznam, że im bliżej do polskiej premiery Homefronta, tym bardziej nowa gra KAOS Studios przypada mi do gustu pod względem tematyki. Przede wszystkim może stanowić ciekawą alternatywę dla padaczkowatego Modern Warfare 2 i komediowego Bad Company 2. Autorzy Frontlines: Fuel of War sprytnie to sobie wymyślili - zamiast po raz n-ty wciskać do wirtualnego konfliktu Rosjan, eksploatować wojska Chińczyków, czy powracać na łono II wojny światowej, eksplorują przyszłość. Wroga dla USA wybrali chyba najlepszego z możliwych. W Korei Północnej gracze i tak pewnie nie powąchają Homefronta (o dzięki Ci wielki wodzu za cenzurę), więc skandal na skalę międzynarodową Nam nie grozi. Dzięki temu KAOS może jechać po bandzie i przedstawić skośnookich w totalnie negatywnym świetle. I bardzo fajnie, bo hasło "inwazja" zasługuje na minimalną pretensjonalność.
Ale do rzeczy. Kilkanaście minut temu pojawił się nowy zwiastun Homefronta. Cholera no... Ten zwiastun jest po prostu świetny! Nie ujrzycie w nim nawet sekundy z gameplaya. Materiał wykonano na modłę wiadomości telewizyjnych z lat 80., a całość okraszono pompatyczną muzyką Two Steps from Hell. Zachęcam do oglądania, bo to kawał dobrej roboty. Wideo znajdziecie poniżej.