Demo trybu wieloosobowego „Homefront” czyli o zmarnowanym potencjale… - Antares - 2 lipca 2011

Demo trybu wieloosobowego „Homefront”, czyli o zmarnowanym potencjale…

Z racji rozpoczynającego się branżowego „sezonu ogórkowego” w ramach nadrabiania zaległości zainteresowałem się ostatnio wersjami demo gier dostępnymi w PlayStation Store. Ostatnio mieliście okazję zapoznać się z moimi wrażeniami z testowania multiplayerowej bety „Uncharted 3: Drake’s Deception”. Dziś postanowiłem zmierzyć się z produkcją niezwykle osobliwą, czyli pierwszoosobową strzelaniną „Homefront”. Gra reklamowana była, jako murowany hit i tytuł obowiązkowy dla fanów wojennych FPSów, a ostatecznie okazała się być niezwykle słaba. Pomimo bardzo niepochlebnych opinii recenzentów, wyniki sprzedaży były na tyle duże, że wydawca już jakiś czas temu zapowiedział, że ma w planach produkcję drugiej części gry. Ostatnio wszyscy chętni spróbowania, jak „Homefront” smakuje w potyczkach sieciowych, mają ku temu okazję. Gdy zobaczyłem w amerykańskim PlayStation Store, że takowe demo wrzucono pomyślałem o tym, że producent zapewne chwyta się wszelkich środków, by zainteresować potencjalnych nabywców swoim słabym produktem. Zagrałem i muszę przyznać, że nie był to czas całkowicie stracony, ale też nie mogę nazwać doświadczenia z produkcją THQ przyjemnym.

W grze wygląda to dużo gorzej...

Mam wrażenie, że ekipa tworząca „Homefront” chciała stworzyć tytuł, będący jednocześnie kopią „Call of Duty” i „Battlefielda”. Powyciągali zatem pomysły i rozwiązania z jednego i drugiego, po czym pośpiesznie zmontowali bez dbałości o szczegóły. Od pierwszych chwil spędzonych z grą miałem świadomość, że obcuję z produkcją bardzo słabą. Na oprawę audiowizualną gier zwracam zdecydowanie mniejszą uwagę, niż na ich zawartość merytoryczną lecz w przypadku „Homefront” nie sposób nie zauważyć, że to co widnieje na ekranie telewizora jest po prostu brzydkie. Mówiąc szczerze, ładniejszą oprawę widywałem już w produkcjach wydawanych na Nintendo Wii. Duże niezapełnione obiektami przestrzenie, tekstury w bardzo niskiej rozdzielczości (zwłaszcza tragicznie wyglądające listowie) oraz modele postaci wykonane bez polotu to tylko niektóre z grzechów grafików pracujących nad grą.

Sama rozgrywka jest dziwna i nienaturalnie przyśpieszona. Animacje przeładowywania broni wyglądają jakby zostały stworzone na potrzeby niemego filmu z Charlie Chaplinem. Brak też jakiegokolwiek poczucia „mocy” używanych przez nas zabawek. Obojętnie czy strzelamy z karabinu maszynowego pożerającego taśmę z amunicją, czy najsłabszego pistoleciku uczucie strzelania jest takie samo. Przebieg meczy jest chaotyczny, respawny odbywają się w dość dziwnych miejscach, dlatego często wchodzimy od razu pod lufy wroga. Mapa oddana do zabawy w demie reprezentuje typowy amerykański countryside z obowiązkową stacją benzynową i autostradą – żadnych obiektów nie można oczywiście zniszczyć, a wszystko wygląda tak, jakby było modelowane na zaliczenie przedmiotu przez niezbyt ambitnego studenta. Należy pamiętać o tym, co w swojej recenzji napisał Shinek zwany również Legendą Polskiego Gamingu – „Homefront” to przemyślany skok na kasę Amerykanów, żerujący na ich poczuciu patriotyzmu. Mamy więc silne poczucie, że przynajmniej postarano się oddać amerykański klimat lokacji.

Pozostaje sobie zadać pytanie, czy cokolwiek mi się w demie podobało. Przyznam szczerze, że pomimo ogólnie przyjętej opinii, główny koncept fabularny tego tytułu uważam za całkiem udany. Wreszcie odpuszczono eksploatowanym w każdym współczesnym FPSie Rosjanom i poszukano wroga gdzie indziej. Wprawdzie wizja ataku Korei Północnej na Stany Zjednoczone przy użyciu broni konwencjonalnej jest dość wydumana to muszę przyznać, że do roli agresora totalitarne azjatyckie państwo pasuje. Korea wciąż pręży muskuły przed kapitalistycznymi sąsiadami, a hasło zjednoczenia północnej i południowej części półwyspu jest częścią oficjalnej doktryny. Wszystko pasuje więc do układanki. Być może na fabułę „Homefront” patrzę w pozytywnym świetle dlatego, że od jakiegoś czasu interesuję się tematem funkcjonowania i życia w Korei Północnej, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Być może wynika to z mojego zamiłowania do klimatów dystonii i cyberpunku, a wizja odciętego od świata militarnego państwa, w którym w dobie powszechnego i globalnego dostępu do informacji społeczeństwo bezwzględnie wierzy w to, co zaprezentuje im ministerstwo propagandy, jest na swój sposób kusząca do zgłębienia i zrozumienia.

W tryb dla pojedynczego gracza produkcji THQ nie miałem okazji zagrać, ale wierzę na słowo, że jest to prosta, oskryptowana, pełna patosu historyjka. Podobnie w wieloosobowym demie, nie odnalazłem za wiele elementów które mogły wskazywać na to, że twórcy dobrze wykorzystali ideę walki z siłami komunistycznej Korei. Najeźdźcy porozumiewają się między sobą w języku angielskim, z uwzględnieniem obcego akcentu, co w rezultacie brzmi raczej zabawnie, niż przekonywująco. Szkoda, że nikt nie pokusił się o opcję umieszczenia w grze zwrotów w języku koreańskim, tak jak w „Battlefield: Bad Company 2 Vietnam” twórcy z DICE postąpili z bojówkami Vietcongu. Ostatecznie podczas grania w demo „Homefront” miałem wrażenie, że mam do czynienia z którąś z wczesnych produkcji City Interactive – niskobudżetową próbą powtórzenia sukcesu branżowych gigantów, mającą zapełnić rynkową lukę. Patrząc na dobre wyniki sprzedaży gry mam wrażenie, że faktycznie tak było.

Na koniec pozwolę sobie zwrócić uwagę na dwa elementy, które wydały mi się dość atrakcyjne. Pierwszy to muzyka, która wprawdzie nie wybija się ponad przeciętną lecz spełnia swoją rolę, czyli dźwiękowego dopełnienia tego, co dzieje się na ekranie. Kolejnym motywem, który zaliczam na plus jest zbieranie podczas meczy punktów. Otrzymujemy je za wykonywanie określonych zadań i niszczenia jednostek drużyny przeciwnej. Podczas respawnu możemy za nie kupować dostęp do coraz potężniejszych pojazdów, mających odpowiednio wzrastające ceny. Niestety model jazdy i sama przyjemność z korzystania z nich stoi o klasę niżej w porównaniu do „Battlefielda”.  Ostatecznie muszę przyznać, że w „Homefront” umieszczono sporo elementów z założenia sugerujących, że tytuł będzie dobry. Problemem jest ich wykonanie, pozostawiające wiele do życzenia. Jeśli nie macie innych ciekawszych zajęć, możecie spróbować swoich sił w sieciowej wersji demonstracyjnej gry – być może rozgrywka Wam się spodoba. Jeśli jednak macie dostęp do którejś z nowych części „Call of Duty” lub „Battlefielda”, produkcję THQ powinniście sobie raczej darować.

Antares
2 lipca 2011 - 23:57