Strach po lesie chodzić - wrażenia z alfy The Forest - DrSlaughter - 6 października 2014

Strach po lesie chodzić - wrażenia z alfy The Forest

Samolot, którym lecimy, rozbija się na nieznanej wyspie. Tylko nam udało się przeżyć katastrofę, a teraz czeka nas długa i ciężka walka o przetrwanie. Dni miną nam na szukaniu pożywienia, zbieraniu zapasów, oraz budowaniu odpowiedniego schronienia. Jednak gdy ostatnie promienie słońca znikną za horyzontem, nie dane nam będzie odpocząć po ciężkim dniu. Las, w którym staramy się przeżyć, pokaże w mroku swoje drugie, straszliwe oblicze, gdy z ciemności zaczną wyłaniać się jego pierwotni mieszkańcy i przyprowadzą ze sobą niewyobrażalne dla ludzkiego umysłu okropieństwa. The Forest intryguje odkąd tylko został zapowiedziany. Chociaż gry o przetrwaniu zaczynaja się ostatnio przejadać, to połączenie z survival-horrorem może dać nam długo oczekiwany powiew świeżości. Mimo że gra jeszcze oficjalnie nie wyszła, od kilku miesięcy dostępne są na Steamie kolejne aktualizacje wersji alfa, tak więc przekonajmy się jak twórcy radzą sobie z tkwiącym w The Forest potencjałem.

Tekst pisany na podstawie wersji alfa 0.07, opisuje przede wszystkim pierwsze wrażenia i ma na celu ocenić w jakim stanie obecnie znajduje się gra.

Mam nadzieję, że wstęp wystarczająco rozjaśnił na czym polega ta gra. To dość typowy sandboks skupiony na przetrwaniu w dziczy, wzbogacony jednak o elementy horroru i tower defense. Gra rozpoczyna się sceną katastrofy samolotu, którym leci nasz bohater oraz jego kilkuletni syn. Gdy budzimy się po twardym lądowaniu, naszym oczom ukazuje się jeden z tubylców, porywający dziecko naszej postaci. Przetrwanie nie jest więc jedynym naszym celem, a otoczenie się solidną palisadą i zadekowanie w przytulnej kryjówce nie rozwiąże sprawy. Zmuszeni będziemy eksplorować las, oraz znajdujące się w nim jaskinie, w których aż roi się od kanibali i nie tylko. Wszystko po to, aby uratować porwane dziecko i ewentualnych ocalałych z katastrofy samolotu.

Jednak powyższe to wciąż tak naprawdę chłodne założenia gry na papierze, jak więc wygląda rozgrywka w akcji? Zaczynamy we wraku samolotu (który rozbija się w losowym miejscu na wyspie), gdzie znajdziemy dość obfite zapasy pożywienia, w sam raz na dobry początek. Przy swoim pierwszym podejściu uznałem, że skoro w okolicy mam wszystkiego pod dostatkiem, to nie ma powodu stąd odchodzić i zacząłem zakładać swoją siedzibę. Podczas budowania szałasu, zauważyłem że coś się rusza między drzewami - tubylcy. Musieli mnie obserwować przez dobre kilka minut, a gdy ich zauważyłem, rozdzielili się i zaczęli zachodzić mnie z kilku stron. Doskonale poruszali się wśród drzew, a także po nich. Nie miałem szans, to było niczym kubeł zimnej wody dla początkującego gracza.

Chociaż najbardziej aktywni są w nocy, kanibale nie stronią od dziennych spacerów - musimy w każdej chwili mieć się na baczności.

Wnioski nasuwają się same: po katastrofie samolotu musimy zebrać to, co uda nam się znaleźć i jak najszybciej się stamtąd wynosić, zanim wrócą kanibale – a wróci ich mnóstwo. Znalezienia odpowiedniego miejsca na naszą siedzibę okazuje się jednak nie lada wyzwaniem. Najważniejszy jest oczywiście dostęp do drewna, ale otoczenie się ze wszystkich stron drzewami i zaroślami to nienajlepszy pomysł. Dodatkowo, gdzie nie pójdziemy, często trafiamy na patrole naszych adwersarzy. Idealnej kryjówki nie ma, trzeba więc było iść na kompromis. Znalazłem niezłe miejsce na skraju lasu, które było jednocześnie obfite w zwierzynę i surowce, oraz dogodne pod względem strategicznym. Znajduje się ono jednak bardzo blisko jeziora regularnie odwiedzanego przez dzikusów – coś za coś.

Po zabezpieczeniu swej bazy wypadowej mogłem na chwilę zwolnić i poświęcić chwilę przyrodzie. Las potrafi nas graficznie zachwycić – to zdecydowanie najładniejsza gra indie w jaką obecnie można zagrać. Oczywiście wciąż widać, że mamy do czynienia z alfą – przedmioty regularnie się przenikają, woda w wielu miejscach nie działa tak jak powinna i spora część wyspy wciąż pozostaje niedokończona – ale twórcy naprawdę przyłożyli się do swojej roboty. Puszcza aż tętni życiem, gdzie nie pójdziemy pełno jest ptaków i kilka rodzajów zwierząt, na które możemy polować (w obecnej wersji nie ma jednak na to wielkiej potrzeby, bo gdy tylko rozpalimy ognisko, okoliczne zwierzęta zaczną w nie regularnie włazić i padać martwe pod naszymi stopami). Pod względem flory także mamy już całkiem niezłą różnorodność, musimy też zwracać uwagę na to co jemy, bo istnieje tutaj podział na owoce jadalne i trujące.

Najważniejszy w systemie przetrwania jest oczywiście crafting. W The Forest dostaniemy do naszej dyspozycji podręczny poradnik przetrwania, który nie tylko wyjaśni nam podstawy gry, ale też umożliwi budowanie wszystkich struktur niezbędnych do przeżycia. Jest to nie tylko rozwiązanie wygodne, ale też wspomagające immersję, co jest w końcu kluczowe dla takiej gry. Nie wszystkie budynki i przedmioty są oczywiście dostępne w tak wczesnej wersji, ale już teraz możemy się pokusić o zbudowanie kilku rodzajów szałasów i chat, w tym domek na drzewie lub nawet na wodzie. Poza schronieniami możemy także tworzyć niemniej ważne palisady, pułapki, składziki na surowce i tak dalej, oraz łączyć ze sobą przedmioty w ekwipunku, aby uzyskać narzędzia i broń. Natomiast kończyny martwych przeciwników możemy układać w zwłowieszcze konstrukcje, które – podpalone – odstraszą w pewnym stopniu naszych wrogów.

W żadnej grze nie ma tylu powyrywanych kończyn co w The Forest

Muszę przyznać, że o ile w grach tego typu na ogół nie czerpię wiele przyjemności z budowania, tak w tym przypadku bawiłem się naprawdę nieźle. Być może ma to coś wspólnego ze świadomością, że to co zbudujemy, może zadecydować o naszym życiu lub śmierci. Bo w końcu nie możemy zapomnieć o co tak naprawdę chodzi w tej grze. Biegu czasu nie da się zatrzymać, przez cały czas towarzyszy nam też wrażenie, że jesteśmy obserwowani. I gdy w końcu nastanie noc, musimy być przygotowani do obrony tego, co zbudowaliśmy za dnia. Ze swoich jaskiń wychodzą prymitywni tubylcy i jest wystarczająco jasne, że nie mają dobrych zamiarów.

Dochodzimy teraz do elementu najmniej obecnie dopracowanego, czyli walki. Nie jest ona jakoś tragicznie popsuta, całkowicie możliwym jest porządne złojenie naszych przeciwników. Na razie jednak uderzenie od tubylców może nas odrzucić kilkadziesiąt metrów w tył, więc czasami trudno zachować powagę podczas starć na śmierć i życie. Zadajemy także dość powolne ciosy, czasami trudno wyczuć zasięg naszej broni, a skuteczność koktajli mołotowa jest kompletnie zerowa, jeśli nie trafimy nimi bezpośrednio w przeciwnika. Natomiast, jeśli chodzi o pułapki, działają one z różną skutecznością – te które zastawiłem nie okazały się zbyt pomocne, być może to kwestia złego umiejscowienia. Nie mamy także zbyt wielu możliwości w tworzeniu broni, na razie jest to kamienny toporek, łuk i wspomniane koktajle mołotowa. Dodatkowo możemy znaleźć na terenie wyspy kilka rodzajów siekier i pistolet sygnałowy.

System budowy pozwala na całkiem swobodne konstruowanie wymarzonej fortecy, która w nocy zostanie wystawiona na próbę.

Pierwsze trzy noce przeżyłem we względnym spokoju, nie odwiedziło mnie więcej niż dwóch dzikusów naraz i pomimo wspomnianych problemów z systemem walki – pokazałem im gdzie raki zimują. Czułem się wtedy naprawdę dobrze, zbudowałem porządne umocnienia i udało mi się skutecznie obronić to, co moje. Warto zwrócić uwagę na naprawdę świetną animację tubylców. Poruszają się szybko i zwinnie, a nieco przesadzone efekty rozmycia dodają im dynamizmu i lekko demonicznego wizerunku (oczywiście tylko kiedy nie blokują się na co drugiej przeszkodzie w komiczny sposób). Bliskie spotkanie dowodzi jednak, że to zwykli ludzie, którzy krwawią tak samo jak my. Ba, będą nawet uciekać i próbować ratować swoich rannych towarzyszy, kiedy poczują utratę swej przewagi.

Przedwczesne jednak były moje myśli o tryumfie i przekonanie o wyższości nad przeciwnikiem. Przepełniony brawurą po poprzednich zwycięstwach o wiele śmielej przystępowałem do następnych starć i jakież było moje zdziwienie, gdy kolejnej nocy mój wróg zabrał ze sobą o wiele liczniejszą kompanię. Było wśród nich kilku wojowników wytrzymalszych od przeciętnego zjadacza turystów, a przewodził im wódz ozdobiony trofeami z ludzkich kończyn , oświetlający sobie drogę znalezioną w jakimś wraku wielką latarką. Chociaż walczyłem najlepiej jak mogłem, z powodu miażdżącej przewagi liczebnej zostałem szybko obezwładniony. Jednak nie oznacza to dla gracza końca gry... ale nie będę wszystkiego zdradzał, odkrywanie sekretów wyspy jest w końcu częścią zabawy.

Tak w każdym razie wygląda na chwilę obecną The Forest. Przyznam, że chociaż od chwili zapowiedzi tego tytułu jestem nim niezwykle podjarany, to nie spodziewałem się, że będę tak dobrze się bawił –  nie przy wersji early access.  Jest to jednak możliwe, bo gra dopracowana jest już o wiele bardziej niż pierwsza wersja, wydana w maju tego roku, w której nie dało się nawet zapisać gry. Wciąż jednak należy się liczyć z masą błędów – zwłaszcza podczas walki i zwiedzania jaskiń. No i cała zawartość gry nie jest jeszcze udostępniona. Twórcy mogli się trochę wstrzymać z wypuszczeniem wersji alfa. Podejrzewam, że poświęcili większość pracy grafice, a dopiero potem zajęli się tworzeniem działającej mechaniki – widać to strasznie. W obecnym stanie można się pokusić o kupno, jeśli będzie w promocji lub w bundlu, a niecierpliwym zalecam, żeby poczekali na chociaż kilka nowych aktualizacji. Tak czy inaczej, The Forest już teraz jest przyjemnym doświadczeniem dla fanów zarówno przetrwania, jak i horroru.

DrSlaughter
6 października 2014 - 19:26