Growe Igrzyska śmierci - nowe życie H1Z1 - Piras - 6 kwietnia 2015

Growe Igrzyska śmierci - nowe życie H1Z1

 Od debiutu H1Z1 w systemie Early Access minęło już wystarczająco sporo czasu, by produkcja ta mogła się znudzić. Faktycznie, po miesiącu obfitej rozgrywki nie miałem już szczególnej motywacji by poświęcać swój czas na ten tytuł. Jak to więc możliwe, że obecnie zastępuje wiele innych czynności rozgrywką w ową produkcję i nie mogę się od niej oderwać? Wszystko za sprawą pewnego trybu rozgrywki.

Żywotność sieciowych survivalów typu open-world w rzeczywistości nie wynika z ich jakości technicznych czy rozgrywkowych. To, jak długo tego typu produkcja będzie atrakcyjna i ciekawa, zależy w największym stopniu od wdrażanych przez twórców nowości uatrakcyjniających czas spędzony przy grze. Oczywiście ogromny wpływ na aktywność ma społeczność – czy to grupka znajomych zachęcająca do wspólnej gry, czy losowe zdarzenia z nieznanymi graczami opatrzone ciekawą i często zabawną wymianą zdań – wszystko to niesamowicie nakręca. Chciałbym skupić się jednak nad tym pierwszym zjawiskiem, bowiem jest ono podstawą, ogrodem rozkoszy dla wspomnianej przed powyżej społeczności.

A piszę o tym ze względu na fakt, że H1Z1 jest pierwszą wśród podobnych do siebie produkcji, której udaje się nieustannie motywować mnie do grania. Pomijając fakt dość regularnych aktualizacji wprowadzających dodatkowy content i regulujących jednocześnie ten uprzednio wdrożony, skupię się dziś na pewnym trybie rozgrywki. Battle Royale. Oczywiście dla fanów Army to nic nowego, ot jeden z modów. Ja jednak mimo stosunkowo krótkiej przygody z DayZ, tamtejszej interpretacji Battle Royale nie doświadczyłem i moja wiedza na jej temat opiera się jedynie na materiałach wideo, dlatego też będę stronił od porównań. Skupię się na przedstawieniu czym jest – słusznie nazywany Igrzyskami śmierci – nowy tryb rozgrywki w H1Z1.

W produkcji studia Daybreak Game Company wspomniany tryb dostępny jest już co prawda od kilku miesięcy, jednakże dopiero od niedawna dołączenie do niego nie graniczy z cudem. Twórcy bowiem dostrzegli masę pozytywnych reakcji graczy i nieustannie rozwijają ten styl rozgrywki. Dodano dużo serwerów co przyczyniło się do tego, że wejść –pomijając godziny szczytu- możemy właściwie od razu. Z tego właśnie powodu Battle Royale stało się dla mnie pewnego rodzaju grą w grze. H1Z1 wyewoluowało do prymitywnych Igrzysk Śmierci i gołym okiem widać, że ten właśnie tryb stanowi podstawę rozwoju w oczach twórców.

Impreza zaczyna się już w poczekalni. Zanim blisko 130 osób otworzy swoje spadochrony i upatrzy sobie dogodne miejsce do lądowania, zostają umieszczeni w dużej, ogrodzonej ogromnymi murami, kwadratowej platformie. Ma ona służyć skupieniu dołączonych do BR graczy przed oficjalnym startem. Jaki jest tego efekt? Wyobraźcie sobie ponad setkę graczy napalonych na rywalizację, posiadających przed sobą mikrofon i niecałą minutę wolnego czasu. No modlić, to się nie modlą.

W odróżnieniu od oryginalnej idei filmowych Igrzysk, nie mamy tutaj 24 graczy, którzy zaczynają w specjalnych kapsułach ustawionych wokół Rogu obfitości. Gdy odliczanie dobiegnie końca zrzucani jesteśmy w losowym miejscu na mapie i w wyniku kontroli spadochronu możemy skierować się w konkretny obszar. Nie ma na to reguły, czasami możemy zostać wyrzuceni nad gęstym lasem, ale można na tyle zmienić kierunek, by trafić jakąś chatkę wypełnioną bronią i amunicją. Nie ma tutaj innych przedmiotów, niż te służące konfrontacjom i wymianom ognia. Znajdziemy więc jedynie broń, apteczki i elementy ubioru – kaski, koszulki, plecaki itp. To w zupełności wystarczy, bowiem w Battle Royale zrezygnowano z pasków nawodnienia, głodu i staminy. Dzięki temu możemy skupić się na eliminacji potencjalnych wrogów.

(nie) jest kolorowo...

Świetną sprawą są sojusze, ale zależą one wyłącznie od dobrej woli nas samych bądź przeciwnika. Nie można być jednak bezmyślnym, bo mając na plecach karabin, propozycja współpracy z losowo napotkanym, równie dobrze wyposażonym graczem nie skończy się najlepiej – nawet 2 minuty po rozpoczęciu. Najczęściej zdarza się spotkać przyjaciela w biedzie. To już w zasadzie taka reguła, bowiem najczęściej zawiera się przymierze gdy wyląduje się obok siebie, albo wtedy, gdy widzimy zupełnie pozbawionego uzbrojenia bambi. Efekt tego sojuszu jest zależny. Czasami polega tylko na zebraniu łupu, uzbrojeniu się i rozejściu w przeciwne kierunki, a innym razem to długa, wspólna przygoda.

Gdy drwal idąc się napoić trafia na karabin z dwoma magazynkami wiedz, że coś się dzieje.

Sielanka nie trwa jednak długo, bo po kilkunastu minutach na mapie zaznaczony jest obszar bezpieczeństwa. Okrągły, zielony okrąg wskazuje miejsce(na początku bardzo obszerne) wolne od stopniowo ulatniającego się gazu. Z czasem okrąg ten zawęża się do takich rozmiarów, że każdy ma się na celowniku. Ta presja czasu wywołuje świetne zjawisko masowej gonitwy za bezpieczeństwem. W momencie gdy zostanie wyznaczony safe-zone, a zielony gaz widać już na horyzoncie, wszyscy gracze plądrują ostatnie lokacje w poszukiwaniu apteczek i amunicji, po czym szybko gnają w ustalonym kierunku. W bardziej oddalonych gospodarstwach czy hurtowniach, czy nawet przedmieściach, można znaleźć auta. Nie ma ich wiele, nie są też zatrważająco wytrzymałe, ale czasami to jedyna deska ratunku.

Po drodze zdarzają się fantastyczne sytuacje, jak chociażby zrzut zaopatrzenia. Co pewien czas przelatuje samolot zrzucający małe co nieco. Ciężko jest powiedzieć czy wspomniany zrzut wpisany jest w algorytm każdego meczu Battle Royale, czy może zawsze znajdzie się gracz wzywający tę formę pomocy materialnej, niemniej jednak właśnie ta, powoli spadająca paczka jest świetnym motywem uatrakcyjniającym rozgrywkę. Tutaj nie chodzi nawet o samą zawartość, a raczej charakterystyczny i ciekawy punkt skupiający zainteresowanych graczy. Gdy biegnie się 20 minut przez las trudno nie zainteresować się takim zjawiskiem, a często tę samą myśl ma kilka innych osób, co stwarza komfortową okazję do wymiany ognia.

Specyficzny dźwięk silników samolotu niesie za sobą coś jeszcze. Mowa o bombardowaniu. Nie ma ono zbyt dużego promienia rażenia, ale nie polecam przyjmować tego typu niespodzianek na klatę. Raz mi się przydarzyło podczas wymiany ognia z przeciwnikiem i co prawda nie zginąłem, ale dźwiękowy gwałt na moich uszach, wizualny szok i pozostałe dziesięć punktów życia nie przyczyniły się do pozytywnego przyjęcia tego typu form urozmaicenia zmagań. Samo zjawisko jednak szalenie imponuje i wygląda epicko. Sami spójrzcie:

Choć próbowałem już dziesiątki razy, jeszcze nie udało mi się wygrać rywalizacji. Może wynika to ze stylu gry, bo nie w potrafię zaliczyć jedynie szybkiej wizyty w mieście i spędzić reszty czasu wśród drzew i ściółki. Kilka dni temu byłem drugi. Wszystko trwało niecałe 1,5h i kończąc me zmagania czułem się psychicznie wyczerpany. Wymaga to bowiem dużego zaangażowania i właściwie nie ma też czasu by pójść po picie czy załatwić potrzebę fizjologiczną. Z początku jest dość spokojnie, jednak z upływem czasu czuje się coraz to większe zaangażowanie, aż w pewnym momencie ciężko jest się wyrwać z tego transu.

Nagroda za drugą pozycję. Wolałbym nic nie dostać i zabić tego gnoja za ścianą :)

Nie twierdzę, że istniejący w H1Z1 tryb Battle Royale to coś nad wyraz innowacyjnego, nie twierdzę też, że jest on sam w sobie lepszy niż ten z Army. Bez wątpienia jest to jednak ciekawe zjawisko, bo mam wrażenie, że podstawowy tryb gry zarówno dla graczy, jak i twórców został gdzieś zrzucony na drugi tor. Oczywiście to nie jest tak, że skupiono się wyłącznie na BR, bo podstawa nieustannie się rozwija, ale jako gracz, absolutnie szczerze wolałbym, by to właśnie nowy tryb był dla twórców priorytetem. To dość dziwne, bo kupując produkcję w Early Access nie miałem zielonego pojęcia o Battle Royale, a dziś nie potrafię odpalić H1Z1 w innym celu. Fenomen polega na tym, że podstawa gry stanowi swoistą piaskownice, w której sami kreujemy pomysły na zabawę, ale gdy one się skończą, zaczyna się monotonia. Natomiast to ciekawe rozszerzenie jest sprecyzowane, rządzą nimi jasne zasady, a przy tym zmuszeni jesteśmy do nieustannej rywalizacji, która wszystko nakręca. Oczywiście zachęcam do kupna H1Z1 choćby właśnie ze względu na Battle Royale. Ja nie byłem pewny, czy dobrze zrobiłem(będąc przeciwnikiem wczesnego dostępu) kupując grę bez gwarancji jej sfinalizowania i mając na uwadze fakt, że kiedyś będzie darmowa. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że były to bardzo dobrze wydane pieniądze. Na atrakcyjność nowego pomysłu na rozgrywkę wpływa również strona techniczna gry. Wizualnie prezentuje się świetnie, przy czym jest jeszcze lepiej zoptymalizowana. Tyczy się to również samej fizyki, animacji i ścieżki dźwiękowej. Produkcja ta stoi na bardzo stabilnym gruncie.

To my jedziemy dalej

Ciężko powiedzieć jak długo to potrwa, bowiem było już zamieszanie związane z chęcią wprowadzenia przez twórców miesięcznego abonamentu na Battle Royale. Odwołano się jednak od tej decyzji ze względu na fakt, że gra oficjalnie jeszcze nie zadebiutowała. Gdy się to stanie, może być różnie, dlatego spragnionych survivalowych wrażeń zachęcam już teraz.

W razie jakiś komentarzy zapraszam do dyskusji i pytań tu, lub na fejsiku.

Piras
6 kwietnia 2015 - 18:28