Relacja z Warsaw Games Week – wielki powrót gier do stolicy - Brucevsky - 24 października 2015

Relacja z Warsaw Games Week – wielki powrót gier do stolicy

Oficjalnie, cytując za stroną internetową, Warsaw Games Week to targi gier komputerowych i wideo, na których najwięksi przedstawiciele branży prezentują nowe produkcje, tytuły przedpremierowe, budują wokół siebie społeczności i chwalą się nowinkami technologicznymi. Z punktu widzenia pasjonata można to opisać krócej i prościej – to święto graczy.

Znowu w Warszawie

Znowu? Właśnie tak, mieszkańcom stolicy długo przyszło czekać na powrót imprezy tego formatu. Sam wymieniłem już kilka kalendarzy, czekając aż w Hali Expo XXI znowu zawitają najnowsze gry i tłumy fanów wirtualnej rozrywki. W końcu nadszedł ten moment. Dziesięć lat po ostatnim PlayStation Experience znowu pojawiły się tam konsole i komputery. Tym razem jednak nie tylko jednego producenta, a wszystkich znaczących reprezentantów branży. Moc atrakcji, setki stanowisk i najnowsze tytuły do ogrania. Pierwsze wrażenie WGW robi bardzo dobre.

Zielona i niebieska moc

Nie sposób już po pierwszym szybkim przejściu po hali nie zauważyć, że mamy do czynienia z korespondencyjną rywalizacją dwóch „mocy” – zielonej Xboxa i niebieskiej PlayStation. Umieszczone w odpowiednim dystansie do siebie, w różnych pomieszczeniach, strefy dwóch konsolowych gigantów, wypełnione po brzegi stanowiskami z konsolami, scenami i atrakcjami, próbują wciągnąć w swój świat. A gdzieś pomiędzy tym dwoma ścierającymi się mocarzami są Nintendo i PC, równie solidne przygotowane i dbające o swoich fanów.  Silnie reprezentowana strefa dla graczy PC-towych nie może dziwić, wszak w Polsce stanowią oni najliczniejszą grupę, ale już tak dobrej formy Nintendo chyba niewielu się spodziewało. Strefa z Mario i spółką może zachęcić wielu graczy to zainteresowania się Wii U czy 3DS-em.

Pokazy, konkursy i atrakcje

Za przygotowanie Warsaw Games Week odpowiadają osoby dobrze zorientowane w temacie, o czym świadczy wypchany po brzegi atrakcjami program imprezy. Wiadomo, że daniem głównym są tutaj gry i w pierwszej kolejności większość odwiedzających rzuca się do stanowisk, by sprawdzić w akcji Halo 5, nową odsłonę Assassin’s Creed, Star Wars: Battlefront, Forzę, kolekcję Uncharted, Bloodborne’a czy Anno 2205. Gdy jednak wolnych miejsc na moment zabraknie lub zaczniesz szukać innych rozrywek to możesz być spokojnym, bo na WGW jest co robić.

The Division akurat nie porwało, ale sam pomysł z pokazami bardzo dobry.

Silnym punktem są na pewno pokazy w maleńkich kinowych salkach, w których można w nieco (ale tylko nieco) większym spokoju poznać nadchodzące hity w rodzaju, Deux Ex: Rozłam Ludzkości czy Horizon: Zero Dawn. Sony tutaj bardzo się postarało, bo o grze opowiadają goście z Guerrilla Games, prezentując tytuł w akcji. Spragnieni rywalizacji mają szansę poszukać wrażeń w licznych konkursach z nagrodami lub wziąć udział w małych turniejach. O gadżety można walczyć w tańcu z Just Dance, sprawdzianach wiedzy o grach czy po prostu starciach na wirtualnej arenie, na przykład w Mario Kart.

Dodać do tego trzeba koniecznie wizyty youtubowych celebrytów, z Rojo czy Rezigiuszem na czele, których obecność na pewno ucieszy setki tysięcy ich subskrybentów. Nie sposób nie wspomnieć też o cosplayerach. Niektórzy mają tak genialnie, dokładnie odzworowane kostiumy, że nie sposób nie przystanąć na moment, by poszukać szczęki z podłogi. Wielki szacunek dla nich za wkład pracy włożony w przygotowanie swoich strojów, a także cierpliwość do pozowania. Ale przejdźmy w końcu do mięska, bo to przecież święto gier i o nich trzeba sporo powiedzieć.

Next-generation gaming okiem retro-gamera

Jeśli regularnie zaglądacie na Gralingrad to dobrze wiecie, że z ogrywaniem najnowszych tytułów jestem dość mocno w plecy. Wystarczy wspomnieć, że ostatnio sprawdziłem Blackguards na PC-ta, Haunting Ground na PlayStation 2 czy Half-Minute Hero na PSP. Najnowszym tytułem, który miałem okazję ukończyć w tym roku było Darksiders, co mówi wiele. Na WGW jechałem więc jako retro-gamer przygotowany na wypalenie gałek ocznych przez nowoczesne, genialne, obłędnie wyglądające tytuły. Kilka takich się trafiło.

Rise of Tomb Raider wygląda cudownie. To było jak spotkanie z panną Croft w saunie w samych ręcznikach. Animacja Lary jest tak perfekcyjna, że nie raz łapałem się podczas gry na kiwaniu z niedowierzaniem głową. Ta woda, te poprawianie warkocza, te skoki i wspinaczki. Korzystając z braku znajomości ostatnich tytułów z serii miałem okazję dobrze sprawdzić też sceny śmierci pani archeolog, które robią mocne wrażenie, podobne do tego, które robiły zgony bohatera Another World na graczach przed wieloma laty.

Idealnie w założenia „gry next-genowej” wpisuje się też Deux Ex: Rozłam Ludzkości. W ramach pokazu nie tylko zobaczyłem znakomicie zaprojektowane interakcje postaci, ale też świetnie zrobiony świat, soczyście wyglądające potyczki i przemyślany system skradankowy. Miałem okazję bezpośrednio skonfrontować przygodę Adama Jensena z równie dobrze zapowiadającym  się na papierze The Division i Deux Ex wygrał tutaj w cuglach. Produkcja firmowana nazwiskiem Toma Clancy’ego nie porwała w swoim pokazje, choć zaintrygowało mnie kilka podobieństw do stareńkiego Freedom Fighters.

Kapelusz z głów też przed Rocksteady za ostatniego Batmana. Na osobie zagrywającej się w starocie Arkham Knight robi kolosalne wrażenie i jest po prostu niesamowity. Najlepiej świadczy o tym fakt, że przez pierwsze dziesięć minut biegałem, skakałem i szybowałem po Gotham City, czerpiąc z tego nieziemską frajdę. A potem dobił mnie mistrzowski system walki.

W końcu miałem szansę dorwać się na chwilę do nowej wersji Ratchet & Clank i Bloodborne'a. Oba tytuły na trailerach i gameplayach robiły na mnie spore wrażenie i zdołały to utrzymać przy bezpośrednim kontakcie. Rewelacyjna grafika, płynność animacji, klimat w przypadku Bloodborne i humor przy grze z sympatycznym duetem to wszystko sprawia, że nie sposób się nimi nie zachwycać. Obowiązkowe pozycje dla każdego posiadacza PS4.

Solidnie wypadło też Halo 5 w strefie Xbox, jeśli ktoś lubi klimaty tej serii to będzie na pewno zadowolony. Dla mnie to było pierwsze spotkanie z nią od czasów ODST i szybko na nowo się wkręciłem, a chyba o to tak naprawdę chodzi. Muszę też pochwalić strefę Nintendo, w której miałem okazję ograć przez chwilę nowe Pokemony, sprawdzić Mario Makera, spróbować odnaleźć się w Xenoblade Chronicles czy rozegrać kilka meczów w Mario Tennis. Kolorowo, sympatycznie, na wysokim poziomie – jak to w przypadku flagowych tytułów z konsol Nintendo bywa.

Nieco gorsze pierwsze wrażenie zrobiło Just Cause 3, które wyglądało tylko dobrze, ale przynajmniej potrafiło zmieść rozmachem. Ale trzeba oddać tej produkcji, że wybuchy i efekty związane z robieniem demolki ma na najwyższym poziomie. Wreszcie zrozumiałem też, skąd te wszystkie narzekania na ostatnie odsłony Assassin’s Creed. W ciągu dziesięciu minut gry zdołałem już polewitować nad schodami, popatrzeć na poruszających się po mieście bez ruszania nogami NPC-ów i przeniknąć przed kilka obiektów. Ale przynajmniej atmosfera i postać głównej bohaterki Syndicatesą świetnie.

Cichy hit, oaza spokoju na WGW.

No i na koniec osobna wzmianka o Anno 2205. Długo krążyłem po strefach nim w końcu zdecydowałem się przysiąść na moment do kolejnej odsłony serii strategii. Dziesięć minut sprawiło, że ta produkcja wskoczyła niemal na szczyt mojej listy obowiązkowych zakupów.  Przy żadnej innej grze na WGW tak się nie zrelaksujecie. Genialne.

Pozytywne zaskoczenia i łyżka dziegciu

Warsaw Games Week ma sporo rzeczy, które wypadałoby wyróżnić, ale skupię się na najważniejszych. Brawa dla Nintendo, które nie dało się stłamsić konkurentom z rynku i stworzyło naprawdę dobrą strefę. Mam nadzieję, że gracze to docenią i poświęcą chwilę na poznanie atutów Wii U i 3DS-a. Miłą niespodzianką była obecność twórców z Guerrilla Games na pokazie Horizon: Zero Dawn i możliwość zobaczenia gry w akcji, a nie tylko na renderowanych filmikach. Nie miałem okazji sprawdzić PlayStation VR, bo kolejki są gigantyczne, ale plus dla Sony, że przywiezienie tego gadżetu. Sporo stanowisk do zabawy w multi też ucieszy graczy. Sam miałem okazję porywalizować w Street Fighter V i Mario Tennis oraz pograć w kooperacji w Star Wars: Battlefront (jest split-screen, nie do wiary!), Destiny i Battleborn.  A jest jeszcze od groma stanowisk z PES-em, FIFA i NBA, więc i tam można oddać się rywalizacji i zawrzeć nowe znajomości.

Żeby jednak nie było zbyt różowo, jest też łyżka dziegciu. Nieobecność Fallouta 4 i Dark Souls 3 przyjąłem z niesmakiem i omal nie zostałem przez to przyjęty do ławy oburzonych. Są plakaty, są postacie z tych gier, a nie ma samych produkcji. Wielu będzie pewnie z tego powodu zawiedzionych. Ponarzekać też muszę na słuchawki, które są udostępnione przy wielu stanowiskach i niektórych pokazach. Trzeszczące, słabe, niemal w ogóle nie wyciszające dźwięków z zewnątrz utrudniają delektowanie się hitami z konsol i PC-tów.  

No i jeszcze coś nie dotyczącego bezpośrednio organizacji WGW, ale samych gier. O co chodzi z tymi długimi loadingami? Niekiedy trwa to niemal minutę, nim coś się załaduje, a takie akcje przecież na konsolach poprzedniej generacji charakteryzowały tylo słabe i niedopracowane tytuły. Tutaj hity męczy ta bolączka.

Piątek był spokojny, można było wszystko ograć. Czy w niedzielę będzie tak samo? Dodatkowa relacja na początku tygodnia w Gralingradzie.

Pograj, porozmawiaj, poznaj

W tym momencie zaczyna się dopiero drugi dzień imprezy, a jest jeszcze przecież cała niedziela. Warto zajrzeć na Warsaw Games Week, by nie tylko poznać najnowsze tytuły, ograć pomięte w natłoku premier hity, ale też zawrzeć kilka ciekawych znajomości i spotkać innych pasjonatów wirtualnej rozrywki. Warszawa znów ma swoje święto graczy, warto wziąć w nim udział.  Kończcie czytać i lećcie do Expo XXI.

Brucevsky
24 października 2015 - 10:55