Buractwo Pitchforda czyli krótka opowieść o tym dlaczego po zapowiedzi Borderlands 2 wcale nie jest fajnie - UV - 4 sierpnia 2011

Buractwo Pitchforda, czyli krótka opowieść o tym, dlaczego po zapowiedzi Borderlands 2 wcale nie jest fajnie

Sezon ogórkowy w pełni, tradycyjnie nie dzieje się nic ciekawego. Do najbliższej dużej imprezy branżowej pozostały niespełna dwa tygodnie – wszyscy spodziewają się, że to właśnie na niemieckim gamescomie pokazane zostaną skrzętnie ukrywane dotąd gry, kto wie, może nawet pojawią się jakieś nieznane wcześniej, spektakularne hity? Firma 2K Games nie zamierza jednak czekać tak długo. Plan zakłada, że o ich kolejnym produkcie świat dowie się kilka lub kilkanaście dni wcześniej, dzięki czemu wiadomość nie utonie w zalewie targowych newsów – nowy tytuł musi być na ustach całej branży. Przygotowania posuwają się dobrze, zainteresowani odliczają czas pozostały do godziny zero, uderzenie ma nastąpić lada chwila. Nagle wszystko bierze w łeb. Któraś z wtajemniczonych w cały proces osób nieoczekiwanie puszcza farbę.

Jest%20ok%u0142adka%2C%20teraz%20trzeba%20czeka%u0107%20na%20artyku%u0142.
Jest okładka, teraz trzeba czekać na artykuł.

Miało być jak zwykle: piękna okładka w Game Informerze i kilkanaście stron informacji na wyłączność, jakich dotąd nie posiadł nikt inny. Po prostu kolejny exclusive, który wdepcze konkurencję w ziemię. Borderlands nie jest tak spektakularnym tytułem jak choćby Call of Duty, ale i tak mamy tu do czynienia z hiciorem – ponad cztery miliony sprzedanych egzemplarzy „jedynki” mówi samo za siebie. Niespodziankę psuje jednak brytyjski serwis Eurogamer – ten sam, który znany jest z przesadnie surowego traktowania drogich superprodukcji i wywyższania pod niebiosa gier niezależnych. Mimo że Wyspiarze nie dysponują żadnym potwierdzeniem od wydawcy, opublikowana wczoraj wiadomość nie brzmi jak typowa branżowa plotka. Eurogamer powołuje się na tajemniczego informatora i oznajmia, że firma 2K Games niebawem ogłosi drugą odsłonę cyklu Borderlands. Gra rzkeomo jest tworzona z myślą o trzech platformach sprzętowych (PC, Xbox 360 i PlayStation 3), a jej debiut rynkowy ma nastąpić w przyszłym roku. Identyczne informacje pojawiają się później w oficjalnym oświadczeniu prasowym. Niespodzianki nie było – Game Informer na otarcie łez ma swój artykuł. 

Mleko się rozlało, ale Randy Pitchford nie zamierza przejść nad tym do porządku dziennego. Jego komentarz na Twitterze jasno sugeruje, że jest wściekły. Szef firmy Gearbox Software dyskredytuje fakt, że to Eurogamer jako pierwszy potwierdził istnienie gry Borderlands 2 i określa sposób uzyskania tej informacji mianem tandetnego dziennikarstwa. Redaktorzy innych serwisów są oburzeni tą wypowiedzią i natychmiast ruszają w odsiecz Brytyjczykom. Racja jest po ich stronie, bo postawa Pitchforda faktycznie pozostawia dużo do życzenia. Eurogamer nie podpisywał z nikim umowy o zachowanie poufności, tak jak zrobił to Game Informer, nie złamał więc danego słowa i nie zawiódł deweloperów gry – pracownicy serwisu legalnie zdobyli informację i zaprezentowali ją światu, postępując tak, jak na profesjonalistów przystało. Jeśli nie tak, to jak ma wyglądać to prawdziwe dziennikarstwo? – pyta się na Zachodzie. 

Pitchford ma ostatnio ewidentny problem z mediami, co doskonale pokazała sytuacja, jaka miała miejsce po premierze gry Duke Nukem Forever. Szef Gearboxu nie potrafił zaakceptować, że recenzenci równają z ziemią ostatnie przygody Księcia, więc zaczął ich dyskredytować, twierdząc, że zajmujący się tym od lat fachowcy po prostu nie mają racji. W udowadnianiu tej tezy pomagają mu raporty o wynikach sprzedaży gry w Stanach Zjednoczonych, gdzie uratowany od niechybnej śmierci hit radzi sobie rewelacyjnie.

Afera z Borderlands 2 z całą pewnością nie zmieni jego nastawienia do mediów, wręcz przeciwnie, zaostrzy trwający konflikt. To dziwne, że tak doświadczony producent nie wie, że dziennikarze zawsze będą dzielić się atrakcyjnymi informacjami ze swoimi czytelnikami, nawet jeśli zdobędą je nieoficjalną (w rozumieniu Pitchforda nielegalną) drogą. Redaktorzy Eurogamera nie powinni mieć sobie nic do narzucenia – co najwyżej mogą się cieszyć, że udało im się uszczknąć coś z tortu przygotowanego dla jednego z najpopularniejszych magazynów na świecie.

Zachodnie media mają z kolei problem z Game Informerem. Wydawcy gier komputerowych chętnie ujawniają swoje produkcje właśnie za pośrednictwem tego czasopisma, bo każdego miesiąca trafia ono do kilku milionów Amerykanów. To zwykły marketingowy deal, gdzie obie strony zyskują coś ekstra – w przypadku magazynu będą to informacje, którymi wcześniej nie dysponuje nikt inny. Trudno oczekiwać, by konkurencja była z tego faktu zadowolona.

Jest też jednak druga strona medalu. Game Informer wydawany jest przez koncern GameStop Corporation – właściciela największej w Stanach sieci sklepów oferujących gry komputerowe – i to łatwej dostępności w ponad pięciu tysiącach punktów czasopismo zawdzięcza swoją ogromną popularność. Biorąc pod uwagę fakt, że periodyk trafia do tak licznej rzeszy odbiorców, nie powinno nikogo dziwić, że na jego łamach na okrągło zapowiadane są same hity. Konkurencja karmi się ochłapami, bo nie jest w stanie rywalizować z gigantem.

Osobiście cieszę się, że Borderlands 2 jest w produkcji i z chęcią sięgnę po tę grę, kiedy ujrzy światło dzienne. Nie zmieni się również mój stosunek do Aliens: Colonial Marines, zwłaszcza po tak przyjemnej prezentacji, jak ta, w której miałem okazję uczestniczyć niedawno na targach E3. Straciłem jednak szacunek do Randy’ego Pitchforda. Buractwo może wyjść z człowieka na każdej szerokości geograficznej i szef (do niedawna) bardzo lubianej przeze mnie firmy jest tego najlepszym przykładem.

Wynurzam się również na: Facebook // Google+ // Twitter

UV
4 sierpnia 2011 - 09:06