Aliens Colonial Marines jest tak słaby, jak ten mało odkrywczy tytuł wskazuje. Tendencyjny, sztampowy pełen bugów programowych i logicznych. Wywołuje u mnie odruch zwrotnowymiotny i błaga o pomszczenie. Niestety universum Obcego i Predatora od lat nie może wznieść się poniżej średniej, czego niestety bardzo żałuję. Tak bardzo, że w akcie desperacji postanowiłem odświeżyć sobie te dobre wspomnienia związane z serią, nie tylko za pomocą kanonicznych już dziś pierwszych filmów…
Końcówka roku nie zawsze była dla mnie czasem podsumowań, ale od pewnego czasu wyrobiłem sobie taką tradycję. Rok 2012 był dla mnie ważny w wielu aspektach, między innymi z powodu wielu interesujących premier i ciekawych wytycznych na przyszłość. Jak wiele się zmieniło? Czy rok 2012 był lepszy od poprzedniego? Odpowiedź na te i inne pytania już za chwilę, a pod lupę biorę nie tylko gry, ale i filmy oraz sprzęt. W przeciwieństwie do większości takich podsumowań pominę jednak pokaźną część blockbusterów.
Prometeusz zadebiutował w kinach latem tego roku i od razu podzielił widzów. Jedni wyszli po projekcji szczerze zawiedzeni lub wręcz zdenerwowani jakością finalnego produktu, inni byli całkiem zadowoleni (a mikroskopijna garstka uznała film za świetny). Prometeusz bez wątpienia nie jest filmem idealnym i sporo rzeczy można było zrobić lepiej (przede wszystkim od strony scenariuszowej). Ridley Scott początkowo chciał nakręcić prequel do serii o Obcym, ale w międzyczasie zboczył z tej ścieżki i postawił na coś mniej oczywistego, z delikatnymi nawiązaniami do Alienów. Aby tego dokonać potrzebne były zmiany w scenariuszu i pisanie kolejnych poprawek... Teraz jednak wszyscy chętni mogą się przekonać jak miał początkowo wyglądać Prometeusz.
[achtung! spojlery wielkości słonia]
Określenie red shirt wzięło się z koloru munduru noszonego przez najbardziej szeregowych członków załogi oryginalnego serialu Star Trek. Wkrótce zaczęło oznaczać bohatera lub postać wprowadzoną do fabuły tylko po to by wkrótce zginąć.
Nowa klawiatura to zawsze okazja, żeby coś napisać. Trzeba przecież przetestować sprzęt w warunkach bojowych. Tak się przypadkiem składa, że nawet jest o czym pisać, trzeba się tylko zdecydować. Po pierwsze palmę pierwszeństwa wśród gier które czasem odpalam straciło Diablo III, pojawił się Guild Wars 2. Po drugie zdarzyło nam się wczoraj obejrzeć film, który przy swojej premierze wzbudził wiele kontrowersji. Zgarnął wśród moich znajomych chyba tyle samo głosów na plus co na minus. Tymczasem u mnie... wychodzi na zero.
Prometeusz. Fajny film, co? Na łamach gameplay.pl pojawiły się już trzy teksty oceniające najnowszy film Ridleya Scotta... Ja nie zamierzam dokładać kolejnej recenzji. A przynajmniej nie wprost. Podobnie jak chłopaki, jestem Prometeuszem zawiedziony, choć na pewno daleko mi do ekstremalnej oceny eJaya (3,5/10) - jestem gdzieś obok Cayacka i Avera - było dobrze, ale gorzej, niż mi/Wam się wymarzyło. W tym tekście natomiast postaram się zebrać do kupy przeróżne teorie i domysły, żeby odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie: o co w tym filmie chodzi?
[uwaga - masakrycznie potworne spoilery!]
Ridley Scott od czasu Black Hawk Down wyraźnie nie może sprostać wymaganiom fanów. Legendarny reżyser w XXI wieku stał się ledwie wyrobnikiem kina rozrywkowego. Mając do dyspozycji ogromne budżety przekuwa je na wyłącznie poprawne, letnie hity. Kiedy jednak ruszył w podróż do swoich źródeł i zapowiedział nowy obraz w uniwersum Obcego rozpaliła się we mnie ogromna ciekawość, ale również wiele pytań. Czy Scott nie zapomniał jak się kręci dobre science-fiction? Czy temat Ksenomorfów nie został dostatecznie wyeksploatowany? Wątpliwości się mnożyły, ale wraz z pierwszym zwiastunem uwierzyłem, że Ridley wybrał się na 33-letni urlop i teraz wraca w pełnej glorii oraz chwały na tron. Nikt po tej zajawce nie mógł podejrzewać, że Prometeusz może się nie udać:
Problem w tym, że twórcom zajawki należy się specjalna nagroda. Dokonali rzeczy wielkiej, gdyż zamaskowali kapitalnymi urywkami, montażem oraz efektami dźwiękowymi większość głupot, którym najnowszy obraz Scotta jest wypełniony po brzegi. Daleki byłbym od ukrzyżowania twórcy Łowcy Androidów, większość wad tytułu wynika z niesamowicie dennego scenariusza. Scott usilnie próbował sklecić coś z sensem, ale efekt końcowy jest zupełnie odwrotny - Prometeusz to nietrzymająca się kupy przygodówka o eksplorowaniu pewnej jaskini na obcej planecie. Jeżeli liczycie na dreszcze, które odczuwała załoga Nostromo oraz żołnierze marines na LV-426 to wyjedziecie z sali kinowej kompletnie zawiedzeni.
Wielka przeszłość, wielki reżyser, wielkie oczekiwania i… Wielkie rozczarowanie? Może nie wielkie, ale pozostaje spory niedosyt. Prometeusz mógł i powinien być lepszy. O brzasku mogliście zapoznać się z recenzją Avera. W kilku miejscach się z nim zgodzę, a w kilku nie. Zapraszam, nie obawiajcie się o spoilery, ale wybaczcie w związku z tym możliwe ogólniki.
Lubię się zachwycać. Zdecydowanie wolę prawić komplementy niż krytykować. W obrębie tego bloga chwaliłam Olivera Sacksa, TEDa, Wilfreda, Mikołajka. Przyszedł czas, by zająć się teraz względnie pięknymi, względnie młodymi, bardzo zdolnymi, których oglądamy na dużym ekranie. Na pierwszy ogień idzie ten, którego już zaraz, już za chwileczkę zobaczę w kinie i zdecydowanie jest na szczycie listy moich ulubieńców. Panie, Panowie – zdecydowanie przystojny, zdecydowanie zdolny – Michael Fassbender.
„Czy Prometeusz jest w stanie zahipnotyzować widza i przenieść go do „swojej” rzeczywistości? Czy należy dawać wiarę współczesnym krytykom, którzy nie przyjęli go zbyt ciepło?” – takie pytania zadawałem sobie kilka dni temu. Dziś znam odpowiedź. Prometeusz to dobre kino, które z pewnością przypadnie do gustu fanom Obcego. Ale nie brak mu wad. Trudno nie odnieść wrażenia, że Ridley Scott wpadł w pułapkę nowoczesności. Zapraszam na recenzję BEZ SPOJLERÓW.