O co chodzi w Prometeuszu? - fsm - 23 lipca 2012

O co chodzi w Prometeuszu?

Prometeusz. Fajny film, co? Na łamach gameplay.pl pojawiły się już trzy teksty oceniające najnowszy film Ridleya Scotta... Ja nie zamierzam dokładać kolejnej recenzji. A przynajmniej nie wprost. Podobnie jak chłopaki, jestem Prometeuszem zawiedziony, choć na pewno daleko mi do ekstremalnej oceny eJaya (3,5/10) - jestem gdzieś obok Cayacka i Avera - było dobrze, ale gorzej, niż mi/Wam się wymarzyło. W tym tekście natomiast postaram się zebrać do kupy przeróżne teorie i domysły, żeby odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie: o co w tym filmie chodzi?

[uwaga - masakrycznie potworne spoilery!]

Prometeusz to ofiara zbyt dobrych zwiastunów i niezwykle mocno rozbudzonych oczekiwań napędzanych nazwiskiem reżysera, marką Alien, klimatem kreacji Gigera i ponad trzema dekadami, które minęły od premiery świetnego horroru s-f o ósmym pasażerze Nostromo. Film Scotta to techniczny i wizualny geniusz połączony z fabularnym bałaganem, który miejscami mocno ugina się pod ciężarem religijno-mitologiczno-kosmicznej symboliki.

Prometeusz zaczyna się od sceny zapłodnienia planety przez jednego z Inżynierów (Przy okazji: trochę szkoda, że to właśnie oni są Space Jockeyami... Chyba wszyscy oczekiwali czegoś innego), który wypija nieco czarnej, najwyraźniej żyjącej substancji. Wszystko jest niezwykle efektowne wizualnie i przy okazji dosyć okrutne. Czy naprawdę niezwykle inteligentna rasa nie mogła znaleźć innego sposobu na dostarczenie materiału niezbędnego do powstania życia niż rozpado-połamanie jednego ze swoich? Gdzieś przeczytałem, że może to była kara dla tego konkretnego osobnika. Ale  jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by dawcy życia wybrali jakiegoś skazańca lub wyrzutka do przeprowadzenia tak ważnej czynności. Oh, well. Przejdźmy dalej i zostawmy otwarcie takim, jakie jest - przepięknym i raczej dziwnym.

Rasa Inżynierów zapładnia planety i potem je odwiedza, kontrolując rozwój życia. W przypadku Ziemi stało się to potężny X lat temu, a każde odwiedziny na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu tysięcy lat zostają zapisane przez ludzi w formie malowideł i innych naściennych cudów. Zaproszenie do gwiazd umieszczone w różnych miejscach trzeba pewnie tłumaczyć faktem, że twórcy w końcu chcieli zobaczyć dzieci gdzieś u siebie w dzielnicy. Wszyscy jednak wiemy, że coś się zmieniło. Zaproszenie okazało się wyrokiem śmierci, a Inżynierowie generalnie byli na ludzkość mocno wkurzeni. Dlaczego? Ten fakt jest delikatnie zasugerowany w filmie, choć sam Scott w jednym z wywiadów dokładnie wyjaśnia o co chodzi i jak to pierwotnie było opisane. Chodzi o moment, gdy załoga stwierdza, że zdekapitowany albinos-kulturysta nie żyje od ok. 2000 lat. Akcja filmu została umieszczona w 2093 roku - co stało się mniej więcej 2 millenia wcześniej, co mogło, za przeproszeniem, podkurwić Space Jockeyów? Taaaaest! Ukrzyżowanie Chrystusa. Inżynierowie podglądali nas i coraz częściej dawaliśmy im do zrozumienia, że jesteśmy rasą brutalną i skorą do zabijania. Pomyśleli więc: wyślemy na Ziemię naszego (kolejnego?) ambasadora, niech zaprowadzi porządek. O, wiecie co? Został zabity. No cóż, ludzkość zatem nie zasługuje, aby żyć. Zaczęto przygotowania, zbudowano militarną instalację na LV-223 (która wcześniej pewnie miała być czymś w rodzaju placu powitalnego - wszak lepiej zaprosić obcą rasę w jakieś bezpieczne, odludne miejsce, a nie na próg domu) i postanowiono zrównać Ziemię z ziemią (ha). ALE! W jakiś czas po wybudowaniu i ustawieniu wszystkiego, stało się straszliwe coś, co przeraziło Inżynierów i zmusiło do panicznej ucieczki (wszak część z nich ucieka w kierunku pieczary z głową i dzbanami, zamiast do wyjścia), a w efekcie zabiło. Co? Czyżby broń biologiczna odwróciła się przeciwko nim? Jakaś forma niszczącego wszystko organizmu, który wziął się najpewniej z czarnej mazi, zlikwidowała dzielną załogę (poza jednym, który zamknął się w kokpicie i zasnął). A dlaczego ostatniemu żyjącemu Inżynierowi włączył się tryb berserkera, gdy odwiedził go Weyland? Pewnie miał głęboko zakorzenioną nienawiść do nas, jako rasy, która nie podołała i gdy ujrzał chcącego przedłużyć swoje życie starca porozumiewającego się z nim przy pomocy swojej kreacji - robota - wkurzenie sięgnęło zenitu (a przy okazji jeden z żołnierzy trzasnął Shaw karabinem w brzuch - agresywne zachowanie jak na dłoni). Nieco naciągane, ale jakoś tam współgra z powyższą teorią.

Brakuje [maź] + [dżdżownica] = [kosmiczna kobra]

No dobra, wspomniałem o czarnej mazi... To magiczna substancja, która robi w danym momencie to, co jest wygodne dla scenarzysty. Natrafiłem na takie wyjaśnienie: we wstępie czarna maź ma postać życiodajnej substancji, a jej wersja na LV-223 to militarna, agresywna jej odmiana. Substancja wchodząc w reakcję z różnymi istotami daje rożne efekty (grafika powyżej pokazuje prostą kosmiczną matematykę powstawania różnych gatunków). Tu w zasadzie nie ma się do czego przyczepić, poza „dlaczego akurat to powstaje z tego, a nie tamto”. Taki wymysł? Pewna naciągana teoria głosi, że czarna maź reaguje na mentalny stan najbliższej żywej istoty. We wstępie Inżynier poświęcił się, by dać życie - maź była dobra. Zabijający kosmicznych Jezusów ludzie przylatują na ksieżyc - maź czerpie z ich egoizmu, strachu, brutalności i tworzy potwory (a na Davida nie reagowała, bo ten jest sztucznym tworem). A przy okazji leczy bezpłodność, ale tutaj wyjaśnienia brak (poza nawiązaniem do Biblii, gdzie bezpłodna kobieta imieniem Elizabeth zostaje zapłodniona przez Boga, i przewijającego się przez cały film mitu o Prometeuszu //to ten przystojniak poniżej// - dawca życia zostaje ukarany/naznaczony przez otwarcie podbrzusza etc.).

Pozostaje jeszcze kwestia tego, kto stworzył Inżynierów. Zakładam, że takie „ktosie” istnieją i być może ich dzieci przygotowywały się do wojny właśnie z nimi? Coś, gdzieś, jakoś spowodowało zaburzenie standardowej misji „lecimy na planetę, jeden z nas się poświęca by stworzyć życie, lecimy dalej” i panowie postanowili wyprodukować straszliwą broń biologiczną, która zgładzi ich rodziców (a potem przy okazji zamierzali wykorzystać ją przeciwko nam). Motyw niszczenia twórców przewija się przez cały czas (David „niszczy” człowieka-Hollowaya, Vickers chce śmierci ojca etc.). Totalnie szalona teoria mówi, że Inżynierowie walczą nie ze swoimi rodzicami, a z Predatorami. W końcu Aliens vs Predator, hm? :)

Do tego jednego wielkiego zderzenia mitologii, Chrześcijaństwa i kosmosu dołóżmy fakt, że akcja filmu dzieje się przecież w trakcie świąt Bożego Narodzenia. Nie pamiętam już, czy rzeczywiście był grudzień, czy Janek chciał tylko zasymulować upływ czasu, ale ta scena na pewno nie pojawiła się tam tak od czapy.

Powyższe teorie i wyjaśnienia sprawiają, że film automatycznie staje się ciekawszy (w moim odczuciu), ale oczywiście nie mogą zatuszować scenariuszowych głupotek maści wszelakiej. Choć część - typu odnalezienie odpowiedniego miejsca po kilku chwilach w atmosferze - uznaję za klasyczne zagranie, bez którego film by nie istniał (a umieszczenie planszy „minął tydzień szukania czegokolwiek na powierzchni” byłoby jeszcze głupsze).

Hełmy zdjęli, bo by nie było widać ich twarzy... DUH!
  • Skoro wyprawa jest niepewna i niebezpieczna, dlaczego w zespole nie było większej ilości androidów, których nic się nie ima?
  • Czy miotacz ognia to naprawdę najlepsza broń do zabijania wrednych zmutowanych ludzi? Jasne - Prometeusz, ogień, nawiązanie do Aliena... Znowu zbytnia brutalność i efektowność, która nie ma wielkiego sensu.
  • Dlaczego trzeba było wspomnieć, że mega-droga maszyna do operacji jest przeznaczona tylko dla mężczyzn? Wiem, że to była maszyna Weylanda, ale nic by się nie stało, gdyby była „dwupłciowa”, zaś ja zaliczyłbym o jedno skrzywienie mniej.
  • Poprzedzone opuszczeniem mostka przez kapitana i Charlize zagubienie się w podziemiach było durne i nie służyło niczemu, poza lekką dawką horroru i absolutnie idiotyczną sceną z „zombiakiem”,  który najwyraźniej podszedł pod drzwi statku i usiadł, zakładając sobie nogi na ramiona.
  • Dlaczego twórcy tak dokładnie dali do zrozumienia, że nasze DNA i DNA albinosów jest takie samo? Czy w takim razie nie powinniśmy wyglądać identycznie? Jasne - środowisko na Ziemi pewnie wpłynęło na nasz wzrost, wagę, wygląd, ale lepiej byłoby stwierdzić, że DNA jest podobne w 99% (czy ile tam procent poniżej 100 wystarczy, byśmy się różnili aż tak mocno wyglądem), dzięki czemu może mogłyby powstać mutacje tworzące wszystkie inne gatunki na Ziemi.
  • Dlaczego Shaw nie powiedziała nikomu o operacji (samą operację i jej powodzenie składam na barki zaawansowanej medycyny z przyszłości, niech będzie)? Skąd David wiedział, że Inżynier idzie po Shaw, zamiast kontynuować misję w innym statku? (Ok, zemsta i chęć zabicia ostatniej żywej przedstawicielki naszego gatunku jest jakąś tam motywacją, ale jednak coś tu nie gra.) Co Shaw będzie jeść podczas nie-wiadomo-jak-długiego lotu na macierzystą planetę Inżynierów? Gdzie się podziała połowa załogi Prometeusza? Dlaczego Vickers nagle zatraciła umiejętność poruszania się w bok? Itd, itp.

Prometeusz to ciekawy film, który ma dużo więcej sensu, niż się wydaje (i wyjaśnia skąd ludzkość posiadła umiejętność gry na flecie - dzięki eJay za zwrócenie uwagi :P). Szkoda tylko, że sporo spraw wymaga kopania w sieci albo uznawania domysłów za fakty. Jeśli w  kinie zastanawiamy się nad sensem pewnych rozwiązań to, niezależnie od dzikich pokładów symbolizmu, coś jest nie tak. Ridley Scott zostawił sobie wielką dziurę do wypełnienia sequelem, który pewnie powstanie. Ja na niego do kina chętnie pójdę licząc na ciekawą konkluzję, wyjaśnienie sprawy i bardziej przemyślaną konstrukcję całej historii. Robienie pewnych rzeczy tylko dlatego, bo film „musi” być trochę horrorem albo „bo tak” jest słabe i życzę sobie, by sir Ridley bardziej zbliżył się do swego dzieła z 1979 roku (zachowuję też nieco optymizmu w oczekiwaniu na dłuższą wersję filmu na DVD/BR).

No i tak na dobrą sprawę nie odpowiedziałem na pytanie z tytułu. Spróbuję zatem. Chodzi wiarę, o konieczność poświęcenia życia, by stworzyć nowe (a nie o kurczowe utrzymywanie się przy życiu kosztem innych), chodzi o kosmiczne stwory, ładne obrazki i o kasę.

PS Red Letter Media jak zwykle zadaje ważne pytania w temacie :)

[źródło: Internet, ale przede wszystkim ten tekst]

fsm
23 lipca 2012 - 11:22