Otaczająca rzeczywistość daje nam wystarczająco wiele inspiracji, by na jej podstawie tworzyć zapierające dech w piersiach, grające na emocjach i zostające z czytelnikiem na długo historie. Przeszłość jest bogata w niezwykłe przypadki heroizmu, ale i makabryczne zbrodnie i niewyjaśnione po dziś dzień zagadki. To doskonały materiał dla pisarza. Niektórzy z nich, jak James Ellroy, decydują się jednak nie tyle bazować na faktach, co kreatywnie je wykorzystać, mieszając fikcję z prawdą. Na tym opiera się styl autora, metahistoryczny, który dumnie reprezentuje Czarna Dalia. Tytuł, o którym prawdopodobnie mieliście już okazję usłyszeć.
Potężny, brutalny, owładnięty żądzą zemsty – Broly to idealny przeciwnik dla grupy herosów z uniwersum Dragon Ball Z. Nie dziwi więc specjalnie, że po swoim debiucie w kinówce z 1993 roku, powrócił. W poprzednim odcinku cyklu ponarzekałem na zmarnowany potencjał jego drugiego występu. Teraz biorę się za trzeci, wydany parę miesięcy później, w 1994 roku. Oto moja analiza Dragon Ball Z: Bio-Broly w tradycyjnej formie 10 tweetów.
Uwaga, spoilery duże i brzydkie, jak zmutowany Broly.