Z Good Game Expo można było, jak się uprzeć, wyjść niezadowolonym. Wystarczyło źle się nastawić przed przekroczeniem progu gigantycznej hali wystawowej, by po kilku godzinach zwiedzania poczuć się zawiedzionym. Bo to nie są typowe targi gier, na które przyjeżdża się, by ograć najnowsze produkcje, obejrzeć projekcje dopiero zapowiedzianych tytułów i zapoznać się z technologicznymi nowinkami. Good Game Expo to coś bardziej w stylu święta graczy, w trakcie którego mogą oni przyjemnie spędzić wolny czas.
Jeśli uznać, że w zeszłym roku pierwsza edycja Warsaw Games Week była wielkim powrotem gier do stolicy, to tegoroczną imprezę wypada uznać za urządzaną z przytupem domówkę, na której gościć mogą wszyscy pasjonaci wirtualnej rozrywki. Ewentualnie, przyjmując nomenklaturę filmową, za zrobiony z rozmachem sequel, w którym wszystko jest lepsze, większe, piękniejsze i efektowniejsze.
Mają rozmach… organizatorzy. W ciągu jednego przedłużonego weekendu, od 1 do 4 czerwca, w kilku halach Ptak Warsaw Expo w Nadarzynie odbywają się dwie (a trzy, jeśli liczyć Edu Expo) ciekawe imprezy dla graczy, maniaków seriali, filmów, książek, mangi i anime oraz komiksów. Ogromna powierzchnia wystawiennicza wypełniona atrakcjami dla odwiedzających.
Oficjalnie, cytując za stroną internetową, Warsaw Games Week to targi gier komputerowych i wideo, na których najwięksi przedstawiciele branży prezentują nowe produkcje, tytuły przedpremierowe, budują wokół siebie społeczności i chwalą się nowinkami technologicznymi. Z punktu widzenia pasjonata można to opisać krócej i prościej – to święto graczy.
Kilka tygodni temu okazało się, że Hideo Kojima osobiście dba o to, by bohaterki Metal Gear Solid: The Phantom Pain były seksowne i potrafiły zaskarbić sobie sympatię graczy. Snake kolejny raz spotka więc na swojej drodze świadome swoich fizycznych atutów, potrafiące kokietować, a i też nie zawsze subtelnie podkreślające swoje walory kobiety. Nie będzie to jednak pierwszy przypadek, gdy w serii zagoszczą wyjątkowe przedstawicielki płci pięknej. Dla wielu cosplayerek będzie to kolejna okazja, by wcielić się w ciekawe postacie. Warto jednak wcześniej przypomnieć sobie inne znane bohaterki serii i zerknąć na próbujące je odwzorować dziewczyny z różnych części świata.
Pod koniec XX wieku Colin McRae wprowadził mnie w nieznany świat rajdów samochodów, zapraszając do wspólnego pokonywania OS-ów w grze Colin McRae Rally na pierwsze PlayStation. To było wówczas niesamowite doświadczenie. Kilkanaście lat później zasiadłem do lektury autobiografii tragicznie zmarłego kierowcy, by poznać jego przemyślenia o zmaganiach za kółkiem i przy okazji nadrobić ogromne zaległości o historii Rajdowych Mistrzostw Świata. Jak wypada książka? Zapraszam do recenzji.
Mówi się, że gole są solą futbolu. Wystarczy, że piłka przekroczy linię bramkową, by wypełniony po brzegi stadion ożył, a setki tysięcy kibiców przed telewizorami wpadły w szał radości lub czarną rozpacz. Bramki są nieodłącznym elementem kochanej przez miliony dyscypliny, ale równie mocno potrafią zapisywać się w pamięci towarzyszące im „cieszynki”. I właśnie tym rozmaitym sposobom świętowania zdobytej bramki przez piłkarzy poświęcony będzie ten wpis.
Zręcznościowe wyścigi są naprawdę sobą, gdy szybko się nudzą przy mocniejszym ogrywaniu? Można odnieść takie wrażenie, gdy spędzi się kilkanaście godzin z Burnout: Dominator na PSP. To świetny tytuł w trudne dni, gdy wokół piętrzą się problemy, a człowiek szuka nawet najprostszych metod na relaks. W dziele EA łatwo taką chwilę oddechu znaleźć, choć na małym ekraniku handhelda dzieje się bardzo dużo. Problem w tym, że gra nie nadaje się na dłuższe posiedzenia.
Po pierwszych kilkudziesięciu minutach na twarzy gracza bawiącego się Dominatorem maluje się tylko zachwyt. Możliwość przejechania całego okrążenia na turbo, z zawrotną prędkością, pompuje adrenalinę i sprawia, że nie sposób się nie uśmiechnąć. Powrót do opcji nieskończonego ładowania paska „boost”, dzięki ryzykownej jeździe, jest strzałem w dziesiątkę, a przy okazji otwiera twórcom furtkę na podniesienie poziomu trudności. W końcu, aby być najlepszym trzeba opanować taką jazdę na granicy do perfekcji.
Sześć miesięcy spędzonych w świecie Red Dead Redemption 2. Szmat czasu w przypadku gry single-playerowej. Przez pierwszą połowę 2019 roku regularnie każdego wieczora odwiedzałem gang Dutcha van der Lindego, obserwując, z perspektywy Arthura Morgana, jego mozolną walkę o przetrwanie. Ten czas wypełniony był wieloma zapierającymi dech w piersiach scenami i zapadającymi w pamięć chwilami. Zapraszam na mój subiektywny ranking najlepszych momentów z RDR2.
UWAGA, spoilery wielkie jak całe Stany.
Przeważająca większość dawnych hitów broni się grywalnością. To dopracowane mechaniki, przemyślane systemy i dopieszczone detale decydowały o sukcesie wielu gier z minionych dekad i sprawiają, że potrafimy się przy nich nadal dobrze bawić, pomimo upływu lat i ogromnych postępów zrobionych przez całą branżę. W tym świecie, w którym Tetris jest nieśmiertelny, a arcade'owe hity o prostych założeniach niezmiennie miodne, wyróżniają się gry, które przed upływem czasu zdecydowały się bronić inaczej. Jak seria Soul Reaver ze swoją sztuką opowiadania historii.
Wydana w 2013 roku Brothers: A Tale of Two Sons to gra przygodowa, którą zapamiętać można z wielu względów. Czym ta niepozorna produkcja indie sygnowana nazwiskami ludzi o naprawdę dużym talencie przyciąga uwagę i zapisuje się w pamięci? Oto moje przemyślenia, ale też ciekawostki na temat gry, przedstawione w wygodnej formie – w piętnastu tweetach.
To ciekawy zbieg okoliczności. Lata temu z trudem przebrnąłem przez pierwszy sezon Zakazanego Imperium (Boardwalk Empire), by potem totalnie wkręcić się w kolejne serie i w ostatecznym rozrachunku błyskawicznie wchłonąć całą historię Nucky’ego Thompsona. Teraz podobne doświadczenia mam z Agentami T.A.R.C.Z.Y. (Agents of Shield), którzy po przeciętnym początku zdecydowanie nabrali rozmachu.
Armia Annihilusa niszczy wszystko na swojej drodze i pochłania miliony istnień. Śledząc kolejne etapy wojny i poznając jej początki w komiksach o Thanosie, Draxie, Novie, Silver Surferze, Super-Skrullu oraz w efektownym prologu, byłem świadkiem wielu niezwykłych zdarzeń. Przyszła pora na danie główne, składające się z sześciu publikacji Annihilation oraz poprzedzającą je czteroczęściową opowieść o Ronanie.
UWAGA, spojlery!
Tryb kariery w FIFA12 potrafi wciągnąć i zaoferować niesamowitą zabawę. Postanowiłem połączyć swoje pasje i relacjonować Wam na bieżąco swoje postępy w grze. Przy okazji jest szansa, aby podyskutować o piłce i produkcji EA Sports.
42 piłkarzy w składzie. Prawie cztery jedenastki, które mogłyby wybiec na boisko. Tak gigantycznej i przerośniętej kadry nie miałem w żadnej ze swoich karier w poprzednich grach piłkarskich. Nie wpadłem jednak w szał zakupów, ale byłem zbyt łagodny wobec wychowanków. To sprawiło, że dzisiaj właśnie oni stanowią prawie połowę mojej kadry.
Z każdym kolejnym rokiem na półkach pojawia się coraz więcej książek pisanych przez piłkarzy lub opowiadających o piłkarzach. Coraz częściej swojej publikacji doczekują się zawodnicy solidni, a nawet i przeciętni. Często więc i ich „biografie” są zwyczajnie słabe i nudne. Po przesłodzonej biografii Lionela Messiego trafiła do mnie historia Petera Croucha, którą spisał Ian Cruise.