Japońskie gry indie są jedną wielką niewiadomą na zachodzie. Przez wiele lat nie wiedzieliśmy nic na temat tamtejszej sceny i wiele interesujących produkcji nam po prostu umknęło. Sytuacja jednak powoli ulega zmianie i dzięki Playism, możliwością Steam Greenlight, Kickstarterowi czy olbrzymiej popularności platform socjalnych jesteśmy w stanie nie tylko dowiedzieć się więcej o tego typu grach ale nawet w nie zagrać. Dlatego też postanowiłem sprawdzić jak tego typu gierki wypadają w praniu. Sięgnąłem po Touhou Genso Rondo: Bullet Ballet i poczułem się tak jakbym został przeniesiony do odległej krainy, gdzie Dreamcast stawiany jest jako wzór dla platform do gier wideo. Czy oznacza to, że ten tytulik od Nippon Ichi Software przypadł mi do gustu?
Wielokrotnie zastanawiałem się co miałbym zrobić w różnych krytycznych sytuacjach. Czy w razie ataku na ojczyznę pędziłbym do domu i łapał za broń by bronić swojej ziemi? Czy w przypadku inwazji żywych trupów byłbym w stanie przetrwać i zapewnić swej rodzinie bezpieczeństwo? Jak powinienem postępować w razie ataku Korei Północnej na Seul i czy wyszedłbym z takiej sytuacji z życiem? Teraz do tych scenariuszy dochodzi jeszcze wariant z atakiem gigantycznych, wygłodniałych stworów. Jeśli Attack on Titan Wings of Freedom potraktować jako symulator sytuacji tego typu, to mam przewalone.
Attack on Titan to jedna z tych rzeczy których popularność mnie kompletnie zaskakuje. Nie mam nic ani do mangi ani anime o walce ludzkości z tytanami. Po prostu nie potrafię powiedzieć dlaczego akurat ten tytuł stał się popularny. Może czegoś nie dostrzegam lub po prostu nie rozumiem jakiegoś ważnego elementu opowiadanej historii? Dlatego też postanowiłem sięgnąć po pełnometrażowy, japoński film Shingeki no Kyojin. Coś co miało przekonać mnie do jakości Attack on Titan sprawiło jednak, że musiałem dodać kolejną pozycję do mojej wielkiej księgi crapów.
Ludzie mówią, że przywitanie na świat nowego życia jest czymś magicznym. Nie maja oni chyba na myśli tego co dzieje się w Conception II: Children of the Seven Stars. Jasne, że dziwny stosunek pomiędzy duchami nastolatków, którego finałem jest wymiana „energii” w matrioszce jest czymś niezwykłym. Wydaje mi się jednak, że obraz czegoś takiego człowiek chce wymazać tak szybko jak niesławne two girls one cup. Czy taki stosunek należy mieć do całej produkcji, która na pierwszy rzut przypomina Personę 3/4?
Tokio nie jest najszczęśliwszym miejscem na ziemi. Z pozoru wydaje się, że to raj dla graczy i wymarzona kraina fanów anime. Kiedy jednak się tam trafi nie jest tak różowo. Ceny nie są na kieszeń przeciętnego polaka, masa tam dziwaków, zboczeńców i innych otaku. Nie wszystkie dziewczyny to słodziutkie modelki z fotek i ten straszny tłok towarzyszący nam na każdym kroku. Gdy to tego dodamy jeszcze częstotliwość z jaką to miejsce jest niszczone wychodzi nam, że zostanie w kraju może być bardziej opłacalne. Jak nie Godzilla czy inny stwór to demony i inne piekielne maszkary albo przedziwne zjawiska. Swoje trzy grosze w tej kwestii dorzuca Shin Megami Tensei: Devil Survivor.
Główny bohater zaczarowanego ołówka to był gość. Koleś mógł narysować i przywołać do życia wszystko co mu się podoba. Ja z taką mocą miałbym zapas żywności do końca życia i może jakąś małą wysepkę – kraj pod swoimi rządami. Niestety nie mogę zdobyć tej mocy więc muszę zadowolić się sianiem destrukcji i udawaniem potęgi w grach. Tym razem sprawdzimy jak mają się nasze zdolności językowe podczas niszczenia wszystkiego w Super Scribblenauts.
Ofensywa Final Fantasy wydaje się nie mieć końca. Juz za kilka tygodni będziemy mogli zagrać w tworzone od wieków Final Fantasy XV. Na horyzoncie także kolejne spin-offy tej serii, jakieś seriale anime i filmy promujące markę powstała na NESie. FF mania trwa także na telefonach komórkowych bo otrzymaliśmy kolejną grę z cyklu stworzoną pod przenośne urządzenia. Mobius Final Fantasy ma być przeniesieniem wrażeń z konsolowej gry nowej generacji na mały ekran. Czy jest to tylko hasło reklamowe czy też w końcu doczekaliśmy się Final Fantasy z prawdziwego zdarzenia?
Walka z heretykami w imię Imperatora nie może być łatwym zadaniem. Zwłaszcza gdy jesteśmy inkwizytorem i naszym zadaniem jest tępienie korupcji we własnych szeregach. Gregor Eisenhorn na pewno miałby sporo do powiedzenia na ten temat. Bohater niezwykle popularnego książkowego cyklu Eisenhorn doczekał się właśnie pierwszej gry ze swoim udziałem. Tylko czy Eisenhorn: Xenos dobrze oddaje jak to jest być inkwizytorem?
Cykl The Legend of Zelda należy do najlepszych gier jakie kiedykolwiek powstały. Każda nowa odsłona to świetna produkcja, która wciąga gracza w magiczny świat. Trudno nie być fanem tych gier. Tylko czemu ja w recenzji Oceanhorn: Monster of Uncharted Seas piszę o przygodach Linka?
Do premiery następcy 3DS możemy już spokojnie odliczać dni. Tradycyjnie w okresie gdy nieubłaganie zbliża się koniec żywota konsoli należy spodziewać się czegoś na pożegnanie z hukiem naszego do niedawna ukochanego sprzętu. Dlatego też postanowiłem spojrzeć na to jak wygląda jedna z ostatnich „większych” gier wydana na starszego brata Nintendo 3DS. Ghost Trick: Phantom Detective pokazuje, że odchodzący już system może dostać naprawdę fajne gierki.
PlayStation Vita to system, który ma pecha. Sony kompletnie zawaliło sprawę tej konsolki i świetna maszyna do grania została porzucona prawie przez wszystkich. Z tego powodu tylko mały odsetek graczy będzie mógł przetestować gry takie jak Oreshika: Tainted Bloodlines. Szkoda bo to naprawdę nietuzinkowy tytuł z segmentu JRPG. Tylko czy masa rozwiązań nie stosowanych w innych grach z automatu czynią jakąś produkcję czymś wartym ogrania?
Layers of Fear było całkiem znośnym horrorkiem. Gra miała swoje wady i można ją przyrównać do dziesiątek innych symulatorów chodzenia ale koniec końców pozostawiała po sobie pozytywne wrażenie. Mimo to byłem zdziwiony, że ekipa z Bloober Team chce wałkować dalej ten sam temat poprzez wydanie dodatku do Layers of Fear. DLC do straszaków nie wydawało mi się nigdy zbyt dobrym pomysłem. Czy sesja z Layers of Fear: Inheritance może zmienić moje zdanie na ten temat?
To trochę dziwne ale gdzieś głęboko w mojej podświadomości pizza kojarzy mi się z wojownikami ninja. Jest to oczywiście coś kompletnie nielogicznego i głupiego ale mój kontakt z Wojowniczymi Żółwiami Ninja sprawił, że taka bzdura jest głęboko zakorzeniona w mojej głowie. Wydaje się jednak że nie jestem jedyną osobą, która w jakiś sposób łączy ze sobą smakołyk z mistrzami skradania. Twórcy Ninja Pizza Girl muszą myśleć w podobny do mnie sposób. Czy oznacza to jednak, że otrzymamy grę godną wszystkich genialnych rzeczy wymienionych w tytule?
Wii to jedna z tych które znaczna część graczy sobie odpuściła. Po części wina to szmelcu jak zalał ten system. Pośród dziesiątek crapów da się jednak odnaleźć sporo wyśmienitych gier. Niestety o wielu z nich mało kto słyszał. Ucieszyłem się więc na wieść, że na PC ląduje jedna z moich ulubionych gier z Wii. Tylko czy po 8 latach od swojej oryginalnej premiery Litte King's Story ma jeszcze szansę kogokolwiek zainteresować?
Czasami przez przypadek można trafić na prawdziwy skarb. Któregoś dnia przechodząc jedną z bocznych uliczek mojego miasta znalazłem się w konsolowej dzielnicy. W witrynach bluzy z Mario i innymi postaciami, budynki przyozdobione grafikami z Street Figheter 4 a z banneru łypał na mnie naturalnej wielkości Old Snake. Prawdziwy raj dla gracza, któremu zabrakło kasy by dostać się do Japonii albo na targi E3.
Niestety z moją znajomością ulic Pekinu nigdy już tam nie wrócę. Jedyne co pozostanie mi jako wspomnienie to Z.H.P. Unlosing Ranger vs. Darkdeath Evilman – gra którą tego pięknego dnia dostałem od znajomego o typowo angielskim imieniu Landry. Ciekaw czy za jednym z głupszych tytułów z jakimi miałem okazję się spotkać kryje się coś więcej czy też twórcy postanowili po prostu zrobić psikus polskim harcerzom, którzy masowo nabędą wszystko z magicznymi trzema literkami?
Istnieje całkiem sporo gier stworzonych pod rozgrywkę muliplayerową. Wiele z nich to produkcje indie, które pojawiły się w ostatnich latach. Tytuły takie jak Towerfall czy Nidhogg starają się pochwycić oldschoolowego ducha kanapowego multiplayera. Teraz do tego grona dołącza Obliteracers. Tylko czy mieszanka Mario Kart i Micro Machines przeznaczona do rozgrywki wieloosobowej może odnieść sukces?
Cykl Mario Kart i Crash Team Racing należą do moich ulubionych gier wyścigowych. Dlatego też z chęcią sprawdzam wszelkie produkcje z gokartami w roli głównej. Czasem trafi się na perełki jak Sonic & All-Stars Racing Transformed ale w większości wypadków śmieszne ścigałki nie mają nawet startu do Mariana albo Crasha. Nie byłem więc pewny czy Obliteracers zaspokoi mój głód na tego typu produkcję czy będę musiał znowu podładować swojego padleta by pograć na WiiU.
Przed tegorocznym E3 rozmyślałem jak fajnie byłoby zobaczyć Marvel Ultimate Alliance 3. Dwie gry świetne gry wraz z poprzedzającym je X-Men Legends należą do moich ulubionych gier na bazie komiksu. Dlatego też byłem pozytywnie zaskoczony informacją o remasterze MUA na PS4 Xbox One i PC. Nie rozumiem tylko dlaczego Activision nienawidzi graczy?