Ostatnimi czasy chodzi za mną literatura młodzieżowa, nawet pod choinkę dostałam coś z tej bajki: „Upadające królestwa” Morgan Rhodes. Nie była to pozycja z mojej listy życzeń, ale niespodzianki też bywają miłe. Albo i niekoniecznie.
„Tancerze burzy” Jaya Kristoffa trafili do mnie z polecenia, bo nie wiem, czy sama sięgnęłabym młodzieżowy steampunk w japońskich realiach. Skoro podobno to niezła powieść, to może warto poszerzyć doświadczenia. O autorze w życiu nie słyszałam i w sumie nic dziwnego, bo „Tancerze burzy” to jego debiut. A czym zajmował się wcześniej, można dowiedzieć się z absolutnie genialnej notki biograficznej: http://www.jaykristoff.com/ - od razu moje nastawienie zmieniło się z neutralnego na pozytywne.