Książka pożyczona z biblioteki zupełnym przypadkiem. Wpadłam tam z obłędem w oczach, śpiesząc się nieziemsko, oddałam książki i wybrałam następne – na zasadzie „O! Coś nowego! O! Nie jest to n-ty tom cyklu! Biorę!”. I tak oto w moich rękach znalazł się „Dziewiąty mag” A. R. Reystone.
„Joyland” na początek zaskoczył mnie objętością. Nie wiem czemu spodziewałam się czegoś o objętości równie wielkiej jak „Dallas ‘63” czy „Pod kopułą”– a przecież King ma na koncie niejedną znaczniej szczuplejszą powieść – a tu dostałam tylko trochę ponad 300 stron. Nic to, staram się nie oceniać książek po okładkach ani rozmiarach (chociaż muszę przyznać, że solidna cegła już na dzień dobry budzi moje ciepłe uczucia).