Ma pogodne ciepłe oczy. Głos na tyle głęboki, że można w nim utonąć. Gdy śpiewa, brwi układają się pionowo, jak u Czesława Mozila. Swego czasu kapelusik był jego znakiem rozpoznawczym. Nikt nie przypuszczałby, że wychował się na muzyce Beastie Boys czy Run DMC. Nikt nie sądziłby, że ćwiczył breakdance i mierzył się z beatboksem. Jest trochę nie z tej epoki. Romantyczny. Może właśnie dlatego zauroczył Petera Gabriela. Nie wiecie, o kim mowa? Zatem z miłą chęcią przedstawię Wam Charliego Winstona.
Wszyscy wiedzą doskonale, że gdy w reklamie wystąpi znany aktor, reklama staje się tysiąc razy lepsza. Ewan McGregor zachwala auto. Antonio Banderas po posiłku sięga po gumę. Hugh Laurie, Matthew Fox i Gerard Butler gładką cerę zawdzięczają pewnemu kremowi. Eva Longoria sugeruje, że kocha koty i karmi je karmą określonej marki. Zaś Charlize Theron jest gwiazdą z klasą, dzięki konkretnemu zapachowi. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Produkt ze znaną twarzą sprzedaje się lepiej. Z jednej strony reklama może wieńczyć szczyt popularności. Z drugiej - może być małą produkcją, od której kariera dopiero się rozpocznie. I taki postawiłam sobie cel - odgrzebać zapomniane reklamówki wielkich dziś gwiazd z czasów, kiedy nikt nie znał ich nazwisk.
Internet. Wspaniałe źródło wiedzy. Baza, z której się czerpie garściami. Masz problem? Internet pomoże. Nie zawiedzie w potrzebie. Prawdziwy z niego przyjaciel. Ostatnio trafiłam na kilka bardzo pożądanych stron informacyjnych, które z pewnością przydają się w codziennym życiu. Ich zalety? Minimalizm wizualny oraz prosty, dosadny, nie pozostawiający miejsca na wątpliwości przekaz.
Wiosna w końcu przyszła. Promienie słońca sięgają po nasze twarze, wiatr przyjemnie rozwiewa włosy. Aura sprawia, że życie jest lepsze. Zaprawdę idealny czas przypadł Andrzejowi Jakimowskiemu na kinową prezentację jego najnowszego filmu - Imagine. Ponieważ film ten grzeje mocno zarówno serce, jak i duszę.
Gdybyście mieli się zastanowić nad drobnymi rzeczami, czynnościami, które nic nie znaczą dla ludzkości, lecz nadają życiu smak? Takimi, które wywołują bezwarunkowy uśmiech na twarzy?
Neil Pasricha wiódł całkiem zwyczajne życie. Nie urodził się w bogatej rodzinie, nie wygrał na loterii, nie uratował nikogo z płonącego wieżowca. Wychował się w Kanadzie wraz z siostrą. Jego mama pochodzi z Kenii, tata z Indii - przybyli do obcego kraju w poszukiwaniu lepszego życia. W Kanadzie chodził do szkoły, zawiązywał przyjaźnie, poszedł na studia, zdawał egzaminy, uczył się, zakochał w fajnej dziewczynie, ożenił się. Scenariusz życiowy wyciągnięty od przeciętnego Kowalskiego - nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, lecz szedł na przód. Wszystko zmieniło się pod wpływem kilku osobistych tragedii - złamanego serca oraz utraty bliskiego przyjaciela. Bez względu jak okrutnie by to nie zabrzmiało - te dwa wydarzenia też nie są niczym niezwykłym - zdarza się, ciągle, na całym świecie. Neil Pasricha spróbował odzyskać optymizm. I tutaj zaczyna się prawdziwa historia.
Lewis Trondheim jest autorem komiksów. Pewnego dnia podróżował z rodziną. Akurat szukali pięknej polanki, która nadawałaby się na piknik, kiedy natrafili na zaśmiecony zagajnik. Pierwsza myśl? Przeklęci turyści! Jednak po chwili pan Trondheim zauważył, że odpadki zupełnie nie przypominają znajomych mu rzeczy. Wśród nich leżała nadpalona książeczka - komiks z dziwnymi stworami, dziwnymi literami. Po chwili wszystko stało się jasne - nasz skrawek Ziemi odwiedzili przybysze z innej planety. Zostawili po sobie bałagan i komiks dla ichnich dzieci. I tak pierwsza pozycja z pozaziemskiej literatury została wydana po raz pierwszy u nas pod tytułem ALIEEN - Antologia Literatury Infantylnej Ekscentrycznej Ewidentnie Nieziemskiej.
Pamiętacie Boggle? Taką grę słowną. W zestawie było przezroczyste pudełeczko z 16 kostkami, na których nadrukowane były litery. Gracz potrząsał pudełeczkiem (robiąc przy tym niemiłosierny hałas), a kostki lądowały w swoich przegródkach w pudełeczku. Z wylosowanego układu liter trzeba było stworzyć jak najwięcej słów. Do zestawu dołączona była klepsydra, która odmierzała 3 minuty. Za trzyliterowe słowa otrzymywało się jeden punkt. Im więcej więcej liter w wyrazie, tym więcej punktów się zgarniało. Podobna gierka przeżywa swój renesans w obrębie Facebooka, ale również niezależnie od niego - Słowotok.