Good-Bye to All That, czyli Valiant Hearts
Oda do serii Total War, czyli wojna, dziecięce marzenia, złowrogie piękno, kłamstwa i zapomniana historia pewnego pasterza
Oda do Metal Slug, czyli Obcy, III Rzesza, teorie spiskowe i osobista historia
Silent Hill 2, czyli przebaczenie.
Spec Ops: The Line, czyli moja prywatna gra roku.
Mechaniczna iskra ciepła, czyli Machinarium
Nie zdarza mi się często pisać o MMA na tym blogu, ponieważ na gameplay.pl nie ma chyba zbyt wielu fanów tego sportu niestety, ale wydarzyła się całkiem ciekawa rzecz na polskim rynku mieszanych sztuk walki. Zatem co się wydarzyło? Powstała nowa organizacja, która nazywa się Professional MMA Challenge, ale zanim opowiem o niej coś więcej, to trzeba dokonać małej rekapitulacji.
Chyba będę musiał się powtórzyć. Lata 90. nie były dla mnie wielką niewiadomą po systemie totalitarnym, czasem transformacji ustrojowej czy okazją do zarobienia wielkiej fortuny na raczkującym kapitalizmie bez kapitału. Pamiętam kiedy po raz pierwszy zobaczyłem „Pegazusa”. Była to miłość od pierwszego spojrzenia, ale ciężko było do niej przekonać rodzinę, więc razem z moim przyjacielem B. postanowiliśmy zbierać bezpańskie jabłka z jabłoni posadzonych na miedzach, aby zakupić konsole do gier. Często wędrowaliśmy w odległe miejsca nosząc ze sobą drewniane paczki. Opuszczone, wymarłe domy w górach, z wolna zapadające się w ziemie, miały zazwyczaj przy sobie zapuszczone ogrody, których nikt już nie doglądał. Jabłonie bywały karłowate, nikt ich nie przycinał, pnie nie lśniły się białą barwą, nikt nie przywiązywał konopnym sznurkiem płaskich kamieni do czubków gałęzi, tylko obrazy świętych spoglądały na bujne korony drzew zza wybitych okien. Jeszcze wtedy nie czuliśmy przygnębienia wiszącego w powietrzu, ale to także miało się zmienić. Jabłka smakowały jak jesień, ich skóra była upstrzona rdzawymi piegami, plamki słonecznego światła sypały się przez żółte liście złotą gonitwą na nieskoszoną trawę, ale panów z starego żuka z logiem Tymbarku nie bardzo to obchodziło. Wymieniali nasze paczki i wypłacali nam nasze grosze. Po kilku tygodniach uzbieraliśmy pieniądze na naszego „Pegazusa”. Kupiliśmy nasz obiekt marzeń na odpuście. Stanowiska były kolorowe, przypominały bazary z Dalekiego Wschodu pełne przypraw, fig i granatów. Co prawda na odpuście można było kupić petardy, plastikowe strzelby Winchester, kiszone ogórki z drewnianej beczki i odpustowe cukierki, więc fantazja może mnie ponosi. Co ta historia ma wspólnego z wybitną serią AVGN? Wraz z konsolą otrzymaliśmy kilka gier. W naszym zbiorze znalazły się m. in. Friday the 13th, Silver Surfer Top Gun, Teenage Mutant Ninja Turtles, The Bugs Bunny Birthday Blowout oraz dla odmiany Mario, Contra i jakaś kompilacja pokroju 256 games in one. Tak rozpoczęła się moja przygoda z NES-em. Przygoda pełna przyjemności, frustracji i zdziwienia, otoczona poświatą nostalgii. It’s All coming back to me now.
Zauważyłem, że wielu autorów na gameplay.pl lubi anime. Jestem ciekaw czy przekłada się to również na zainteresowanie mangą. Ostatnio triumfy święci Attack on Titan, ale do mnie jakoś nigdy nie przemawiały popularne tytuły pokroju Naruto, One Piece, Bleach itd. . Jestem fanem gigantycznej epopei Kentaro Miury, którą chyba wszyscy znają, a nazywa się ona „Berserk”. Jednak „Berserk” jest wszystkim fanom mangi znany, więc nie ma sensu pisać o przygodach Gutsa. Zostawię tutaj tylko cytat z tweetera Kamila Krupińskiego "Can someone help me find a behelith so i can sacrifice my loved ones to have the next chapter of Berserk?". Miura się rozleniwił albo zapedził w fabularny kozi róg. O czym zatem chciałem napisać?
Tytuł tego tekstu pozostawia wiele do życzenia i brzmi jak numeracja filmów z lat 80., ale ciężko o oryginalność po graniu w tak wspaniałą grę jaką jest Rayman Legends. Co mam zrobić w swoim życiu, aby wzbić się na taki poziom kreatywnego i szalonego geniuszu? Co mam napisać, aby streścić audiowizualne piękno tego kreskówkowego świata? Zakochałem się w Rayman Origins zaledwie po kilku minutach grania. Czekałem na kontynuacje, ale nie potrafiłem sobie wyobrazić nowych przygód Raymana i spółki, ponieważ Origins, jak dla mnie, jest szczytowym osiągnięciem w platformówkach. Całe szczęści losy pociesznych bohaterów są we właściwych rękach. Nie sądziłem również, że ciąg dalszy nastąpi tak szybko. Nie sądziłem również, że ponownie zostanę uleczony z cynizmu i nihilizmu dekoktem stworzonym z pozytywnej energii, rozbrajającej rubaszności i szalonej wyobraźni.
Moje narzekanie na media w Polsce i na świecie nie będą niczym odkrywczym. Większość ludzi zdaję sobie sprawę z głębokiego uwikłania mediów z polityką i społecznym statusem quo „wielkich” ruchów myślowych; religia, nacjonalizm, korporacjonizm itd. . „Czołowe” media zawsze przedstawiają kluczowe wydarzenia w binarnych opozycjach, aby grać na najniższych instynktach i emocjach swoich odbiorców, to wszystko wspaniale podtrzymuje, powtórzymy, status quo oparty na wypranym schemacie lewicy czy prawicy, który nie ma żadnego pokrycia z rzeczywistością. Oczywiście można mi zarzucić, że mam poprzewracane na poddaszu i jest tam za dużo teorii spiskowych (nie, naprawdę nie), ale nie można nie zauważyć czegoś zupełnie innego. Produkt, który oferują główne media jest żałosny; chyba nikt nie będzie oponował. Wszechobecne reklamy, obrażające inteligencje programy, tępi prowadzący, nieustanne rozmowy o niczym, bezczelne kopiowanie artykułów z głównych źródeł (np. z Reuters), pozorowanie wielkich wydarzeń i przemilczanie innych. W pewnym sensie media nie są już oparte na kłamstwie, ponieważ Internet nie daję już tej możliwości, ale właśnie na przemilczeniu i pomijaniu. Boli także to, że prawdziwi dziennikarze to gatunek wymierający. Z tego mroku wyłania się jednak światło w postaci „Nowych Mediów” nierozerwalnie złączonych z dzikim duchem Internetu. Pisałem już o podcastach, które w Stanach Zjednoczonych odgrywają coraz większą role. Czemu nie opisać działalności pewnego magazynu, który przebył ciekawą podróż, a nazywa się VICE.