The Turing Test - recenzja gry która chce być Portalem - fsm - 27 stycznia 2017

The Turing Test - recenzja gry, która chce być Portalem

fsm ocenia: The Turing Test
70

Wielu z nas tęskni na Portalem. Pierwsza część była małym objawieniem, a kontynuacja obudowała doskonały pomysł większą dawką pierwszorzędnej przygody. Trójki jak nie było, tak nie ma. Mamy za to różnego rodzaju naśladowców i produkcje "inspired by". The Turing Test należy do tej kategorii i jest pozycją, na którą warto zwrócić uwagę z kilku powodów.

Dzieło Bulkhead Interactive to dosyć krótka gra, krótka będzie też jego recenzja. Wcielamy się w Evę Turing i właśnie zostaliśmy przedwcześnie wybudzeni z kriogenicznego snu. Znajdujemy się na pokładzie stacji unoszącej się na orbicie Europy, najbardziej obiecującego księżyca planety Jowisz. Gdzieś pod nami jest zakopana w lodzie baza, w której czteroosobowy personel robi różne strasznie naukowe rzeczy, ale kontakt z nimi się urwał. Trzeba więc założyć skafander, wsiąść do lądownika i słuchać przyjemnego głosu TOM-a, sztucznej inteligencji opiekującej się zarówno stacją, jak i bazą.

The Turing Test opiera się na dwóch nogach. Pierwsza to sama rozgrywka. Portalowska estetyka jasnych, minimalistycznych pomieszczeń testowych (których w grze jest w sumie 78) jest areną do rozwiązywania zagadek logicznych, które nigdy nie stają się na tyle trudne, by sfrustrować. Druga to fabuła i powiązane z nią konwersacje, jakie Eva przeprowadza z TOM-em. Nie ukrywam, że głównym powodem się gnięcia po The Turing Test były informacje o ciekawie przedstawionej historii i niezłym zwrocie akcji, który zmienia sposób postrzegania całej gry. I miło jest mi donieść, że oczekiwania zostały zaspokojone. To właśnie scenariusz gry, świetne dialogi (ach, ten miękki, elegancki, brytyjski głos...) i powolne odkrywanie wszystkich kart sprawiły, że o TTT będę pamiętał.

Gameplay to wielokrotnie przefiltrowany Portal, aczkolwiek bez tego pierwiastka geniuszu. Eva posiada... eee, nazwijmy to "manipulator energetyczny", dzięki któremu może przenosić do 3 kul energii zasilających różne urządzenia. Dodatkowo na planszach natykamy się na energetyczne sześciany do własnoręcznego przenoszenia i strumienie, które trzeba w odpowiedni sposób blokować. Cała zabawa sprowadza się do "dojdź do wyjścia", a po drodze musimy tak operować ograniczoną ilością kul, by wszystkie drzwi, mosty i grawitacyjne podnośniki zadziałały w pożądany sposób. W toku gry wprowadzane są nowe mechanizmy, dzięki czemu nie czujemy znużenia. Inna sprawa, że wszystko kończy się po nieco ponad 5 godzinach, więc nie ma mowy o żadnym długim dystansie.

The Turing Test działa na Unreal Engine 4 i choć ogólna jakość nie powala, to bardzo ładne efekty świetlne wyrównują poziom. Głosy aktorów są super, delikatna oprawa muzyczna daje radę, a całość robi bardzo solidne wrażenie. Niestety - Portal był pierwszy, a TTT w żadnym momencie nie przekracza niewidzialnej granicy dzielącej gry dobre od świetnych. Ale jeśli traficie na obniżkę ceny, brać śmiało!

fsm
27 stycznia 2017 - 15:26