„Kiedy Navy Seals kręcą kolejny film o sobie, my walczymy z wrogiem” - mawiają (ponoć) złośliwie operatorzy z Delta Force. Coś w tym jest, bo słynny oddział nazywający się obecnie ACE, czasy telewizyjnej sławy dzięki serii z Chuckiem Norrisem ma już za sobą. Navy Seals z kolei pojawiają się częściej na ekranach, niż komiksowi superbohaterowie. Po Łzach Słońca, Akcie Odwagi, Wrogu Numer Jeden, Kapitanie Phillipsie, Ocalonym i Snajperze, przyszedł czas na serial telewizyjny SIX. Nazwa odnosi się do słynnego pododdziału antyterrorystycznego Sealsów - Seal Team Six - oficjalnie zwanego DEVGRU i będącego w marynarce odpowiednikiem właśnie Delta Force.
Choć wszelkie akcje i tajniki ich pracy są zwykle utrzymywane w skrzętnej tajemnicy, to wydarzenia pokroju ataku na posiadłość Bin Ladena siłą rzeczy nie da się ukryć. Seal Team Six zyskało medialną sławę, podgrzewaną jeszcze przez kolejne filmy kinowe i książki. Serial SIX chce chyba trochę na tej popularności skorzystać - szkoda jednak, że robi to w trochę słabym stylu.
Obecnie możemy oglądać go w naszym kraju na platformie HBO, ale niestety producent słynnej Kompanii Braci czy innych świetnych serii, z tym obrazem nie miał nic wspólnego. SIX powstało na zlecenie kanału History i w USA właśnie tam jest nadawane. To zdecydowanie niskobudżetowa produkcja, której ograniczenia widoczne są praktycznie w każdym kadrze. Strzelanina w mieście rozgrywa się w studiu, wojskową bazę i lotnisko udają jakieś cywilne świetlice i obiekty, a helikoptery są jedynie zbitkiem pikseli CGI nałożonymi na ekran.
W obsadzie nie znajdziemy żadnych sław, a jedynie nazwiska pokroju Barry’ego Sloana, Edwina Hodge czy Dominica Adamsa - aktorów przewijających się czasem w takich serialach, jak CSI, Agenci Tarczy lub Kości. Najbardziej skojarzymy chyba Waltona Gogginsa za jego role w ostatnich westernach Tarantino, a miłośnicy serialu Narcos rozpoznają Juana Pablo Rabę. Wszyscy oni tworzą tytułowy oddział komandosów Seal Team Six, a ich gra aktorska jest właśnie taka… Cóż, jakiej możemy oczekiwać po mniej lub bardziej znanych serialach, nadawanych w godzinach popołudniowych lub nocą.
Do tej pory widzieliśmy dwa odcinki z ośmiu przewidzianych i jak na razie w każdym z nich przewija się dokładnie ten sam schemat. Mamy krótką strzelaninę z komandosami DEVGRU w pełnym rynsztunku, parę kadrów na tych złych arcy-wrogów, a resztę czasu zajmuje warstwa obyczajowa - codzienne życie w domu rodziną. Zamiast jednak zyskać tu jakąś głębię bohaterów, poznać ich bliżej, to w oczy rzuca się jedynie to, że każdy albo ma ogromne kłopoty rodzinne, albo nie daje rady z opłatami na życie - wszystkim coś doskwiera. Dodatkowo, komandosi związani przecież ze sobą jak bracia, przed i w czasie misji potrafią nieźle się kłócić i upierać przy swojej wizji wykonywania zadań.
Trochę obniża to wiarygodność i powagę serialu, gdyż stoi w zaprzeczeniu z tym, co można przeczytać w książkach pisanych przez byłych żołnierzy czy choćby zobaczyć w filmie Akt Odwagi, zagranym przez autentycznych Sealsów. Tam jasno wynika, że tak doborowa jednostka działa jak jeden umysł i organizm, a koledzy z drużyny prędzej zrzucą się na każdą potrzebną kwotę, niż pozwolą, by kolega pojechał na misję z troską o długi w domu. Owe osobiste kłopoty i upartość posłużyły jednak za powód zawiązania głównych wątków, włączając w to misję odbicia byłego kolegi z rąk terrorystów i walkę z głównym arcyterrorystą, działającego z centrum operacyjnego, które zawstydziłoby największych antagonistów Jamesa Bonda.
Słaby scenariusz szyty jest tutaj zbyt grubymi nićmi, zupełnie jak w filmach akcji Chucka Norrisa, przez co niezbyt nas wciąga, a mizerne cliffhangery na koniec nie są w stanie wywołać niecierpliwego oczekiwania na kolejny tydzień. Żołnierze Navy Seals są tutaj niczym zbiór przypadkowych kumpli z baru, którzy czasem wpadną na jakąś akcję trochę postrzelać. Tu jednak dochodzimy do paru mglistych plusów serialu. Odzianych całkiem prawidłowo komandosów, w nowoczesny i rzeczywiście używany przez DEVGRU sprzęt, dobrze się ogląda w momentach strzelanin czy skradania do wroga. SIX nie jest tak przesycony niewiarygodnymi scenami jak Kontra, nie jest tak bajkowy w kwestii uzbrojenia, jak The Unit. Widać braki w budżecie, ale to co było, wykorzystano z głową i dość poprawnie. Jako gracz w strzelaniny FPP wspomnę jeszcze, że wykorzystane miejsca na wymiany ognia, jak bliskowschodnie miasteczko i pokład frachtowca, jednoznacznie skojarzyły mi się z misjami w serii Call of Duty: Modern Warfare. Ciekawe, co zobaczymy następne!
Dodatkowym plusem jest oparcie scenariusza na autentycznych wydarzeniach - już w pierwszym odcinku przypomnimy sobie bowiem o niesławnej akcji masowego porwania dziewcząt ze szkoły w mieście Chibok w Nigerii, przez grupę Boko Harama. Koszmar 276 uczennic zaczął się w kwietniu 2014 roku i dla wielu prawdopodobnie trwa do dzisiaj. W kolejnych miesiącach uciekło 57 dziewczyn, kolejna dopiero w maju 2016 roku z wieściami, że pozostałe wciąż są w niewoli, a 6 już umarło. 21 dziewczyn uwolniono w październiku, a w listopadzie zdołano uratować jeszcze jedną.
Ewentualny udział Seal Team Six w akcji szukania lub uwalniania zakładników nie jest oficjalnie ani nawet nieoficjalnie potwierdzony - wiadomo jednak, że rząd USA zgodził się wysłać do Nigerii grupę „specjalistów wojskowych od wywiadu i negocjacji z porywaczami, a także pomocy ofiarom” oraz drony i dalszych 16 operatorów ze stacjonującego w Sztutgarcie Africomu - amerykańskich żołnierzy wyznaczonych i wyszkolonych do działania na kontynencie afrykańskim. Do pomocy w uwolnieniu włączyły się także Chiny, Izrael, Kanada, Francja oraz Wielka Brytania.
Jak dalej wykorzysta to scenariusz - zobaczymy! SIX to przeciętny serial akcji, podobny do Kontry i The Unit, ale trzymający się trochę bardziej ziemi i realiów - przynajmniej w scenach batalistycznych. Daleko mu do półgodzinnej sceny z Zero Dark Thirty, jeszcze dalej do Generation Kill, uchodzącego za najbardziej realistyczny obraz żołnierskiego życia na ekranie, ale przy dwunastych i osiemnastych sezonach serii o zombiakach, smokach czy narkomanach, stanowi miłą odmianę w tematyce. Kolejne odcinki są już reżyserowane przez inne osoby - może znajdzie się w nich również mały skok jakościowy? Odniesienia do innych, autentycznych misji?