O filmie Pokot, najnowszej produkcji sygnowanej przez Agnieszkę Holland, trzeba wiedzieć dwie rzeczy - jest bardzo "eko" i jest śliczny. Czy to jednak oznacza, że jest filmem dobrym? Albo więcej niż dobrym, o czym może świadczyć wyróżnienie na festiwalu w Berlinie (Srebrny Niedźwiedź za otwieranie nowych horyznotów)? Zapraszam na recenzję w wykonaniu osoby, która będącą bazą dla scenariusza książkę Olgi Tokarczuk zna i lubi. Darz bór!
Akcja filmu dzieje się w Dolinie Kłodzkiej, miejscu niemożliwie wręcz malowniczym, co oko kamery uchwyca tak często, jak się da. Janina Duszejko ("mów mi Duszejko, ignoruję swoje imię") to była projektantka mostów budowanych w egzotycznych krajach, która na emeryturze osiadła w górskim pustkowiu i naucza dzieci angielskiego. Do najbliższego sąsiada ma kilka minut spaceru przez las, więc raczej trzyma się samotnie, a jej wielką pasją są astrologia i bezbrzeżna miłość do zwierząt. Ten ostatni element jest główną siłą napędową fabuły.
W Kłodzku i w okolicach silne lobby to myśliwi. Grupka wzajemnej adoracji, która strzela i pije, albo pije i strzela. Duszejko boleje nad losem zabitych zwierząt, gdy dzieje się rzecz niezwykła: w okolicy zaczynają ginąć ludzie, a motywem wydaje się być wkurzona natura. Czy to sarny zabijają myśliwych? To jest bardzo sprawnie nakreślona zagadka kryminalna, która na kartach książki angażuje bez wysiłku i zapewnia kilka niespodzianek po drodze. A jak się to ma w filmie?
Pokot ma bardzo dużo mocnych stron. Ludzie odpowiedzialni za casting spisali się na medal. Role Duszejko, Matogi, Dyzia, Dobrej Nowiny czy członków myśliwskiego kręgu zostały dobrane perfekcyjnie. Agnieszka Mandat w głównej roli czaruje, dawno nie widziany an dużym ekranie Wiktor Zborowski przypomina wszystkim, że trzeba się z jego charyzmą liczyć, Jakub Gierszał jak zwykle daje radę, Borys Szyc jest cudownie odpychający, a to przecież tylko część obsady. Wielki oklaski!
Idziemy dalej - od strony wizualnej wszystko jest w najlepszym porządku: śliczne plenery, ładne kadry, dużo ujęć rodem z National Geographic, przekonująca scenografia "robią robotę". Muzyka Antoniego Łazarkiewicza jest bardzo wysokiej próby (bonusowy punkt za chóralny cover Mojej krwi), a dosyć nietypowe łączenie różnych gatunkowych smaków wychodzi Pokotowi na dobre. Niektórych może odrzucać przetykanie ekologicznej paplaniny morderstwami czy scenami niemalże komediowymi, ale jak już się wejdzie w ten świat, to wszystko funkcjonuje, jak należy.
Jeśli czujecie, że nadchodzi coś, co nie jest w porządku, to macie rację. Kilka rzeczy w Pokocie mi nie pasowało. Tempo filmu jest bardzo nierówne i opowieść robi wrażenie zbyt długiej - wydaje mi się, że 110 minut czasu trwania zupełnie by wystarczyło. Zabrakło też mocy podczas samego finału - w książce zostało to przedstawione lepiej, a może po prostu ja oczekiwałem większego ciosu, pokazanego bardziej na modłę amerykańską? No i zupełnie nietrafiony jest pewien technologiczny koszmarek, na który zwrócą uwagę "fani" produkcji typu CSI. A tak w ogóle, to odbiór całości bardzo zależy od tego, z jakim nastawieniem przyjmiecie wpychanie Wam do głów cudzego światopoglądu.
Pokot to kawał solidnego, nietypowego kina - bardzo współczesnego, zrobionego z werwą, bazującego na ciekawym materiale książkowym. Film zagrany jest wyśmienicie i zostawia widza z poczuciem dobrze spędzonego czasu (szczególnie, jeśli widz też kocha zwierzęta). Szkoda, że zabrakło kilku szlifów, by produkcja ta stała się lepsza niż "dobra". 7 na 10.