Klimaty jak w Narcosie - recenzja Ghost Recon Wildlands - Antares - 1 kwietnia 2017

Klimaty jak w Narcosie - recenzja Ghost Recon Wildlands

Najnowsza odsłona serii Ghost Recon stawia na otwarty świat i połączenie taktycznego strzelania ze swobodą rozgrywki. Czy w dobie zalewu rynku gier wideo kolejnymi sandboksami Wildlands ma jednak do zaoferowania coś więcej? Okazało się, że jest to naprawdę solidna gra dla miłośników zabawy w co-opie i przy okazji jedna z najbardziej realistycznych wycieczek krajoznawczych, jaką kiedykolwiek zaserwowały nam gry wideo.

Uświadamiając sobie ten fakt, zapewne wielu z Was poczuje się staro – seria taktycznych strzelanek Ghost Recon ma już 16 lat. Sam doskonale pamiętam jak debiutowała na PlayStation 2, będąc jednocześnie jedną z pierwszych produkcji, która oferowała na tej konsoli multiplayer online. Warunkiem było jednak posiadanie dodatkowej karty sieciowej, którą ciężko było zdobyć w Europie, a i jej cena była dość wysoka. Dziś granie online stał się absolutnym standardem na konsolach, dlatego nic w tym dziwnego, że najnowsza odsłona serii, czyli Tom Clancy’s Ghost Recon: Wildlands nastawiona jest na kooperację przez sieć. Nowością jest jednak fakt, że gra należy teraz do popularnego gatunku sandboksów.

Wszechobecne sandboksy stały się już trochę męczące, jednak pomimo typowych dla tego gatunku problemów (powtarzalność misji, mnóstwo znajdziek, pewne uproszczenia w mechanizmach rozgrywki itd.) nowa gra Ubisoftu ma nieco świeżych rzeczy do zaoferowania. Najważniejszą jest miejsce akcji. Gry stawiają zazwyczaj na fikcyjnych bohaterów, miejsca i wydarzenia. Zwłaszcza, jeśli tematyka jest kontrowersyjna. Twórcy Wildlands postanowili jednak pojechać po bandzie i umieścili akcję swojej gry w Boliwii, tworząc na potrzeby gry olbrzymi, wirtualny odpowiednik tego kraju, z zachowaniem jego bogatej różnorodności krajobrazu.

Znajdziemy tu więc zarówno urokliwe, porośnięte krzewami bordowo-zielone wzgórza, jak i ośnieżone górskie szczyty, dżunglę czy spaloną słońcem pustynię. Całą różnorodność, którą ma do zaoferowania prawdziwa Boliwia. Zabrakło tylko dużych, mocno zaludnionych miast. W Wildlands natrafimy tylko na małe miasteczka i wioski co może razić pod względem realizmu, lecz jest trochę zrozumiałe ze względu na to jak wielka jest to już gra. Ten olbrzymi wirtualny kraj przemierzamy pieszo lub za pomocą różnorakich pojazdów – motocykli, samochodów, pojazdów opancerzonych, samolotów, helikopterów i łodzi. Niestety model jazdy samochodów pozostawia nieco do życzenia i sam wielokrotnie miałem problem z tym, że prowadzony pojazd się za mocno “ślizgał”.

Kolejny atut tej produkcji to olbrzymia ilość zawartości. Znajdziemy tu bogaty kreator postaci, w którym znalazło się nawet miejsce na naprawdę dobrze wyglądające tatuaże, co jest raczej rzadkością w grach wideo. Ponadto, do dyspozycji mamy dziesiątki typów ubrań, akcesoriów i różnorakiego umundurowania. Możemy edytować nawet takie detale jak naszywki na plecaku. Dość powiedzieć, że w internecie można znaleźć galerię znanych postaci z filmów wojennych, odtworzonych za pomocą kreatora w Ghost Recon: Wildlands. To jednak jeszcze nie wszystko, bowiem customizować możemy również broń, a tej jest naprawdę w grze bardzo dużo. Początkowo ilość opcji do wyboru może wręcz powodować zagubienie, zwłaszcza jeśli dodamy do tego fakt, że w grze umieszczono również system umiejętności, które możemy rozwijać. Dzięki nim możemy odblokować np. termowizję.

Rozgrywka to połączenie sandboksa prezentującego akcję z perspektywy trzeciej osoby, z taktyczną strzelaniną przechodzącą w tryb FPP w momencie, gdy celujemy z optyki naszej broni. Podejście na “hura!” kończy się zazwyczaj naszą śmiercią, dlatego warto planować ataki – oznaczać przeciwników na radarze za pomocą zdalnie sterowanego drona, czy wykorzystywać synchroniczne strzały, polegające na tym, że jeden z naszych towarzyszy zabija wybrany cel dokładnie w tym momencie, gdy my zdejmujemy inny. Warto zaznaczyć, że cały czas towarzyszą nam sterowani przez SI członkowie naszego oddziału. Wildlands caly czas przypomina, że jest grą nastawioną na kooperację.

Niestety ma to i swoje negatywne strony. Misje są powtarzalne, a cele bardzo ogólne i sprowadzają się zazwyczaj do wyeliminowania przeciwników i odzyskania czegoś. Czasem musimy wykraść jakiś pojazd, innym razem coś wysadzić w powietrze itd. Nie ma tu wielkich zwrotów akcji, czy specjalnie wciągającej fabuły. Jest za to swoboda eksploracji i taktyczne planowanie “czyszczenia” określonych lokacji. Z tego względu gracze, którzy będą mieli z kim zagrać w Wildlands, będą się naprawdę dobrze bawić, ale samotnicy dość szybko mogą poczuć nudę. Zwłaszcza, jeśli dodamy do tego wszystkiego ogromną ilość różnorakich znajdziek – ot typowa “klątwa Ubigame”. Gdzieś w tle pozostaje główne zadanie polegające na eliminowaniu kolejnych oficerów w strukturze kartelu, jednak rozmywa się to często w pobocznych aktywnościach.

Nowy Ghost Recon jest jednak naprawdę przyzwoitą produkcją. Bardzo rozbudowaną i starczającą na długie godziny rozgrywki – pod warunkiem że wyruszymy na nią z gronie znajomych. Odbiorcy prezentujący zabawę solo mogą się jednak poczuć znużeni. Pomimo naprawdę przepięknych i różnorodnych widoków mamy tu bowiem do czynienia z kolejnym sandboksem z typowymi dla tego gatunku problemami – np. powtarzaniem różnych czynności i powiązanych z nimi, zawsze identycznych animacji.

Antares
1 kwietnia 2017 - 23:59