Jack Sparrow kolejny raz? Skończcie opowiadać bajki na Karaibach! - Improbite - 27 maja 2017

Jack Sparrow kolejny raz? Skończcie opowiadać bajki na Karaibach!

Jack Sparrow powraca na ekrany kin, by jeszcze raz zabrać nas na niezapomnianą przygodę po morzach Karaibskich. Tym razem w poszukiwaniu czegoś naprawdę legendarnego. Najnowsza odsłona „Zemsta Salazara” to coś, o czym nie wiedziałem kompletnie nic aż do dnia, kiedy zobaczyłem trailer chwile przed wejściem na salę kinową. Ostatnimi czasy mam tendencję do dawania filmom 5/10 przed ich obejrzeniem, wiecie kredyt zaufania. To podejście i w tym wypadku było dobrym posunięciem.

Powiem nawet więcej, że po tym, co napisał FSM w swoim wpisie na temat tego filmu, byłem naprawdę pozytywnie nastawiony. Zresztą sami przeczytajcie:

„Zemsta Salazara rezygnuje z fabularnych skoków, jakie zaoferował film Na nieznanych wodach, i wraca do dobrze znanej paczki bohaterów. Tym razem przyczyną wszystkich problemów będzie złowrogi, nieumarły korsarz, który uwziął się na kapitana Sparrowa i całą piracką brać”.

Pewnie po przeczytaniu tego, co napisał i obejrzeniu filmiku sami jesteście nastawieni by iść do kina i sprawdzić. Nie jest tak dobrze, jak byśmy tego chcieli.

Głównym protagonistą tym razem jest niejaki Henry Turnner, który chce uratować swojego ojca. Postanawia on za wszelką cenę odnaleźć Trójząb Posejdona, który według legend może złamać każdą klątwę, o której słyszał piracki świat. Więc gdzie go szukać? Kto właściwie posiada kompas do wszystkiego, czego najbardziej pragniemy?

I w tym właśnie momencie zostajemy wrzuceni w przyszłość, gdzie nasz drogi kapitan Jack Sparrow jak zwykle realizuje genialny plan, który sam oczywiście opracował, a według niego miał mu oraz jego załodze przynieść wielkie bogactwo. Szkoda, że większość w jego wypadku skończy się stryczkiem.

Jednak nasz młody Henry nie jest jedyną główną postacią, która przyczyni się do rozwoju fabuły. Carina Smyth, kobieta nauki, która dla wielu jest czarownicą. Co więc jest w niej takiego szczególnego? Posiada ona klucz do wskazówki, której nikt nie umie odczytać. To mapa, która prowadzi do legendarnego artefaktu boga mórz i oceanów.

 Głównym i jedynym przeciwnikiem naszych bohaterów jest kapitan Salazar, który w przeszłości był łowca piratów. Poprzysiągł on zemstę na Jacku z faktu, że w przeszłości uwięził go tam, skąd żaden statek jeszcze nie powrócił. Swoją drogą trochę nudny staje się fakt, że nasz kapitan wszędzie ma wrogów, którym jest coś dłużny.

Chciałbym o fabule napisać coś więcej, ale będzie to grozić spoilerem. Momentami nawet pewne jej elementy nie grają z całością. Wszystko prowadzi do odnalezienia skarbu, lecz nie wszystkie postaci mają ten sam jasny cel. Nie wiem, co twórcy chcieli tym pokazać, ale mogli bardziej to dopracować. Był to plot twist fabuły, który wcale nie wniósł nic specjalnego, więc tylko zmarnowany pomysł.

Najbardziej boli fakt, że jest to film pełen oklepanych schematów, które mimo opisu wielu innych recenzentów miał coś zmienić, to wcale tego nie dokonał. Wydaje mi się, że nawet twórcy nie próbowali faktycznego zerwania z tym, co wykorzystali lata temu. Po prostu weźmy historię po linii najmniejszego oporu, wrzućmy znane postaci i podpiszmy to jakimś ciekawym podtytułem. Sprzeda się? Oczywiście, tak, ale szkoda, że dostajemy coś, co można nazwać odgrzanym kotletem, którego nikt nie chce, bo jest nie dobre, chociaż nie wygląda tak strasznie.

Na wielkie oklaski zasługuje ekipa od efektów specjalnych, których w całym filmie jest pełno, ale nie są one nachalne. Dodają magii całej tej historii i sprawiają, że cały świat piratów staje się jeszcze bardziej magiczny niż wcześniej.

Jedyną dobrą rzeczą, która jest obecna we wszystkich częściach, jest muzyka. Szkoda, że w wypadku tej odsłony była dziełem Geoff’a Zanelli. Nie miał do czynienia nigdy z żadną inną przygodą piracką, co tylko ujmuje całości. Wyobraźcie sobie, że słuchacie przeróbek jednego konkretnego utworu przez cały film, straszne prawda? Tak właśnie wygląda ścieżka dźwiękowa, po której nie ukrywam, ale spodziewałem się jak zawsze najwięcej.

Zapomniałbym o najważniejszym, czyli grze aktorskiej. Wszyscy, którzy widzieli poprzednie części wiedzą, że momentami kapitan Jack Sparrow kradnie cały film. Szkoda, że to sprawia wrażenie, że inne postaci, które pojawiły się w tej części, ale i spotkaliśmy jej  wcześniej nie mają jak wybić się w cieniu największego pijaka rumu, którego znają Karaiby. Twórcy próbowali wrzucić kilka młodych postaci, które miały momentami przypominać te z poprzednich części, ale i nawet to po pewnym czasie się przejadło i było to wciskane na siłę. Jeśli w przyszłych odsłonach będzie więcej takiego podejścia „o patrzcie, nowe postaci, ale nie zapomnijcie, że są nowe!” to nie wróżę świetlanej przyszłości następnym przygodom naszej pirackiej paczki.

Chciałem pisać o tej części coś ciepłego. Uwierzcie mi, bo w pierwszej wersji chciałem zachęcić was do pójścia i sprawdzenia samemu tej produkcji. Nie jest to możliwe. Ten film ma swoje momenty, które sprawiają, że jest śmieszny. Niestety nie ratuje go to przed tym, że całościowo jest nudny, ciągnący się i wcale nie odświeża świata piratów z Karaibów.

Na podstawie tego, co wiedziałem, widziałem i wyniosłem z filmu jestem zmuszony wystawić całości 3/10 i uwierzcie, że chciałbym więcej, ale naprawdę nie ma gdzie szukać dodatkowych rzeczy, które mogłyby poprawić wynik. Spodziewałem się czegoś, co sprawi, że powrócę do poprzednich części, ale po tym to nie mam ochoty nawet oglądać okładek poprzednich odsłon, dopóki nie wyrzucę z głowy „Zemsty Salazara”. Jednak jeśli podobały wam się poprzednie odsłony serii i szukacie lekkiego kina na weekend to możecie na to iść, jednak nie oczekujcie zbyt wiele od czegoś, co powinno skończyć się parę części temu.

Sprawdźcie jeszcze recenzję Macieja Woźniaka, który mówi o tym jak nowa odsłona jest idealna dla fanów! Znajdziecie ją tutaj:  LINK

Improbite
27 maja 2017 - 20:25