Dla wielu rodaków, który lubią spożywać filmy i seriale w dużych ilościach, Netflix stał się oczywistą usługą do korzystania z i narzekania na. W kwestii produkcji odcinkowych, amerykański gigant najczęściej pokazuje się od bardzo dobrej strony i wielu widzów jest zadowolonych z opłacania subskrypcji. Drugą stroną medalu są produkcje filmowe, które dotąd rzadko wychodziły poza średnią półkę. Wszystko jednak wskazuje, że wraz ze wzrostem ilości filmów opatrzonych czerwoną n-ką, w górę idzie też jakość. Okja jest tego wyśmienitym przykładem.
Nie będę marnował akapitów na medialną otoczkę związaną z filmem - wielu z Was na pewno trafiło na informacje dotyczące wielkiego poruszenia w filmowym świecie. No bo jak to? Produkcja stworzona "do internetu" ma konkurować z pełnoprawnymi filmami kinowymi? Ostatecznie Okja została w Cannes pokazana, a w środę wieczorem wylądowała na Netfliksie, by każdy chętny mógł sprawdzić z czym to się je.
Film twórcy nagradzanego Snowpiercera to gatunkowa hybryda - jest tu trochę fantastyki naukowej, ale bez żadnych ekstrawagancji, jest przygoda, jest komedia, są ślady kina familijnego zderzonego z brutalnie aktualną (i przy okazji po prostu brutalną) tematyką społeczną. Ambitnie, powiadam! Tytułowa Okja to superświnia, jedna z 26-ciu wyjątkowych kreatur rozesłanych do rolników na całym świecie, dzieło korporacji mającej na celu zlikwidować głód na Ziemi. Dzięki ekologicznie wyprodukowanemu zwierzakowi, który ekologicznie je, ekologicznie wydala i jest cały wspaniały, mięso będzie tanie, zdrowe i dostępne wszędzie. Oczywiście już od razu wiadomo, skąd będzie się brał emocjonalny ładunek w filmie. Okja jest pod opieką Miji i jej dziadka. Dziewczynka i świnka to najlepsi kumple, traktujący się z szacunkiem i miłością. Warto od razu zadać sobie pytanie - gdy stawką filmu jest bezpieczeństwo absurdalnie sympatycznego zwierzęcego protagonisty, jak bardzo jesteście podatni na wzruszenia?
Główne postacie tego dramatu to oczywiście Mija i Okja - chemia między komputerowo wygenerowanym stworem a młodziutką aktorką jest wręcz namacalna - ale wokół znajdziecie masę ciekawych indywiduów. Tilda Swinton gra przewrażliwioną na swoim punkcie panią prezes korporacji Mirando, Jake'a Gyllenhaala jest mało, ale jego dr Johnny jest cudownie inny od wszystkiego, co aktor zwykł pokazywać na ekranie, a Paul Dano i ekipa odzianych w czerń "wyzwolicieli" (z plusem za Lily Collins, bo ona zawsze jest plusem) stanowi ciekawy i pożądany kontrast w tej menażerii. Innymi słowy - aktorzy spisali się na medal, bo jest tu co grać, nawet jeśli momentami całość jest mocno przerysowana.
Najważniejsze jest jednak to, ze Okja angażuje widza w pełni. Kibicujemy Miji, kibicujemy superśwince, i nawet jeśli sporo fabuły da się przewidzieć, te dwie godziny filmowej podróży są warte Waszej uwagi. Okja jest śmieszna, Okja wzrusza, Okja bawi. Jestem głęboko przekonany, że obejrzenie tego filmu w kinie tylko dołożyłoby się do ogólnej przyjemności, jaką po sobie zostawił. Co prawda nie szedłbym tak daleko w swoich sądach, jak niektórzy ("po tym filmie przejdziecie na weganizm!"), ale całość jest po prostu dobra. Świata nie zmieni, ale może skłoni do przemyśleń? Tak czy siak, brawo!